Początek ofensywy
Ostatnio w przestrzeni publicznej poruszenie wśród frankowiczów wywołała informacja o tym, że z końcem ub.r. banki masowo zaczęły składać pozwy do sądów przeciwko kredytobiorcom walutowym o zwrot kapitału oraz wynagrodzenie za korzystanie z niego. Głównie chodziło o osoby, które w 2019 r. wystąpiły o unieważnienie umowy kredytowej lub w inny sposób weszły w spór z bankiem. Wcześniej podobne pisma otrzymywali frankowicze, którzy w latach 2016-2018 pozwali banki.
– W mojej ocenie, głównym celem wnoszenia w taki sposób pozwów przez banki jest zniechęcenie frankowiczów do występowania przeciw nim. Otrzymanie pozwu, konieczność przygotowania odpowiedzi i długi czas oczekiwania na jego rozpoznanie mogą zwiększać niepewność i przekonywać niezdecydowanych, że nie ma sensu procesować się, bo to oznacza kłopoty – mówi adwokat Jakub Bartosiak z Kancelarii MBM Legal.
Taki pogląd podzielają też inni prawnicy. Radca prawny Adrian Goska z Kancelarii SubiGo uważa, że formułowane przez bank roszczenie o tzw. korzystanie z kapitału ma odstraszyć frankowiczów. Natomiast mec. Bartosiak wyjaśnia, że z końcem każdego roku kalendarzowego część roszczeń ulega przedawnieniu. Jest to ostatni moment, aby wystąpić do sądu. Wraz z pozwami banki składają jednocześnie wnioski o zawieszenie postępowań do czasu zakończenia procesów wytoczonych im przez kredytobiorców.
Przerwanie terminu
– Inicjowanie procesów przez bank może mieć na celu przerwanie terminu przedawnienia roszczenia o zwrot kapitału. Nie jest jednak jasne, kiedy zaczyna się jego bieg. Jest kilka stanowisk możliwych do obrony. Wedle najbardziej restrykcyjnego dla banków, roszczenie kredytodawcy o zwrot kapitału rozpoczyna bieg już w dniu podpisania przez strony nieważnej umowy. Bank jest autorem umowy, której postanowienia, będące abuzywnymi, doprowadziły do jej nieważności. Ta koncepcja jednak napotyka słuszną krytykę, opartą o argument, iż dopóki jedna ze stron nie podniesie zarzutu nieważności umowy, a jest ona wykonywana, bieg przedawnienia nie rozpoczyna się – informuje mec. Goska.
Inna koncepcja opiera się o twierdzenie, iż bieg przedawnienia rozpoczyna się od dnia odebrania oświadczenia przez bank kredytobiorcy w przedmiocie nieważności umowy, np. w formie pisemnej reklamacji klienta czy pozwu o ustalenie nieistnienia stosunku prawnego. Zatem niekonieczne jest nawet złożenie pozwu do sądu przez frankowicza.
– Podwariantem jest sytuacja złożenia pozwu przez frankowicza. Wtedy od dnia jego doręczenia należałoby liczyć termin przedawnienia. Ta koncepcja najczęściej jest uznawana przez sądy i prawników banków. Można też spotkać się ze stanowiskiem, iż termin rozpoczyna bieg od daty poinformowania kredytobiorcy przez sąd o stukach nieważności umowy bądź od dnia wydania wyroku lub od daty jego prawomocności. Jednak brak jest tutaj przekonywujących argumentów, aby uznać ten pogląd za właściwy – przekonuje Adrian Goska.
Sedno sporu
Prawnicy reprezentujący banki twierdzą, że ustalenie początku biegu przedawnienia roszczenia banku o zwrot wypłaconego kredytu to duży problem. Niepewność może skłaniać banki do podejmowania działań zmierzających do przerwania biegu przedawnienia roszczenia jeszcze przed stwierdzeniem przez sąd nieważności umowy kredytu. Z kolei prawnicy frankowiczów, ale też same banki twierdzą, że problem wymaga spójnego, sprawiedliwego rozwiązania w orzecznictwie. Ogromne znaczenie mogą mieć orzeczenia Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Chodzi np. o sprawę, w której sąd zwrócił się do TSUE z pytaniem, czy w przypadku unieważnienia umowy kredytu ze względu na niedozwolone zapisy bankowi należy się wynagrodzenie za korzystanie z jego kapitału.
– Do 2015 r. nikt nie kwestionował linii orzeczniczej zgodnej z prawem ani umów kredytowych. Dopiero spełnienie się ryzyka kursowego wywołało dążenie do wyzwolenia się z wcześniej podjętych decyzji. Problemem nie jest więc fałszywie często interpretowana abuzywność, ale walka o uniknięcie strat wynikających ze zmian kursów rynkowych. UKNF, NBP i KSF są poważnie zaniepokojone tym, że może dojść do wzbogacenia jednej grupy społecznej, otrzymującej darmowe kredyty lub mieszkania. To wykracza poza dyrektywę 93/13 UE – alarmuje prof. Krzysztof Kalicki z Akademii Leona Koźmińskiego, były sekretarz stanu w Ministerstwie Finansów i wieloletni prezes Deutsche Bank w Polsce.
Ekspert z Kancelarii SubiGo uważa jednak, że wyrok TSUE będzie korzystny dla frankowiczów. W wielu dotychczasowych wyrokach Trybunał wielokrotnie dawał sygnały, iż konsument nie może być pokrzywdzony na skutek nieuczciwych warunków umownych. W szczególności nie mogą go obciążać żądne koszty z nimi związane. Według mec. Goski, banki nie mają prawa do żądania odszkodowania za korzystanie z kapitału, gdyż polskie prawo nie przewiduje takiego roszczenia w sytuacji, w której umowa została uznana za nieważną.
– W odróżnieniu od polskiej Komisji Nadzoru Finansowego czy Związku Banków Polskich, TSUE rozstrzyga w oparciu o przepisy prawa. Nie bierze pod uwagę tego, czy wyrok zmniejszy zyski banków. Przeciwnie, Trybunał wielokrotnie podkreślał, że konsekwencje stosowania przepisów chroniących konsumentów muszą odstraszać przedsiębiorców od nieuczciwych praktyk – zaznacza adwokat Jakub Bartosiak.
Natomiast prof. Kalicki dodaje, że dysponowanie latami cudzym kapitałem, bez jego zwrotu wraz z wynagrodzeniem bez zwrotu kredytu, grozi wywłaszczeniem banków z należności i wielkimi stratami, a Polsce – kryzysem finansowym, za który już wszyscy płacimy i będziemy płacili przez kolejne dekady. Jednak prawnicy nie zgadzają się z tym. Radca prawny Adrian Goska twierdzi, że o ile kredytobiorca powinien liczyć się z możliwością zwrotu bankowi kapitału, to już w sytuacji żądania przez bank zwrotu odszkodowania nie powinien mieć obaw. Tożsame roszczenie co bank posiada frankowicz. Kredytodawca przecież też przez ten sam czas korzystał z kapitału kredytobiorcy. Spłaty są także świadczeniem nienależnym, a zatem mają oni identyczne prawo do żądania co najmniej odsetek za czas korzystania z ich kapitału.