Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
sport

Futbol pod choinką. Dlaczego Anglicy grają w Boże Narodzenie?

Autor Art za Arskom Group 27 Grudnia 2020 godz. 7:50
Kiedy polscy piłkarze i kibice dokładają sobie kolejną porcję świątecznego sernika, ich koledzy grający w Anglii zakładają korki i wybiegają na boisko. I tak od setek lat, bo tradycja meczów rozgrywanych w Boxing Day, czyli drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, ma korzenie sięgające średniowiecza! Dla niektórych piłkarzy to męczący obowiązek, ale fani kochają ten zwyczaj i nic nie wskazuje na to, żeby miano z niego zrezygnować. Nawet, jeżeli tym razem na trybunach zabraknie nie tylko Świętego Mikołaja, ale w ogóle kibiców.

Futbol jest ucieczką. Ucieka się od problemów codzienności, od obowiązków, od szarości dnia codziennego. Czarno-biały świat piłki nożnej, pełen emocji, bohaterów i szwarccharakterów jest wymarzonym azylem. W Boxing Day, czyli drugi dzień świąt Bożego Narodzenia, kiedy na Wyspach Brytyjskich tradycyjnie dostaje się prezenty, ta ucieczka staje się dosłowna – od lat znaczna część mężczyzn wstawała od suto zastawionego stołu i kierowała swe kroki na stadion, żeby dopingować swój ukochany klub w jednej z najbardziej prestiżowych kolejek Premier League. Ci, którzy nie mieli biletu (a dostać go nie było łatwo, ze względu na wielką popularność kibicowania w Boxing Day), spotykali się w pubach, albo na dwie godziny izolowali od świątecznego harmideru przy telewizorze lub radioodbiorniku. W tym roku, ze względu na pandemię, na stadionach – jeśli w ogóle – pojawi się zaledwie garstka widzów. Ale miłość do piłkarskich zmagań w drugi dzień Świąt jest silniejsza od wirusa. Skoro tradycja była w stanie wstrzymać działania wojenne, to przecież nie padnie przez złowieszczego mikroba.

 

Wstrzymać ogień, wyciągać piłki

Rok 1914. Początek największego konfliktu zbrojnego znanego ówczesnemu światu, Pierwszej Wojny Światowej. Na froncie zachodnim w drugiej połowie grudnia jest mokro i zimno, a żołnierze w okopach nie widzą perspektyw na szybkie zakończenie konfliktu. Wedle doniesień historyków, to Niemcy jako pierwsi zaczęli śpiewać kolędy i nieuzbrojeni podeszli do alianckich okopów. Tak rozpoczął się „świąteczny rozejm”, w ramach którego Anglicy i Niemcy, poza wspólnym kolędowaniem czy wymianą papierosów, rozegrali szereg okołoświątecznych meczów piłkarskich między okopami, na ziemi niczyjej. Wyspiarze opowiadają o tych, które wygrali, a Niemcy opiewają swoje zwycięstwa. Przede wszystkim w zgodnej opinii ekspertów, był to jednak tryumf człowieczeństwa. – To było coś wspaniałego, a jednocześnie przedziwnego. Angielscy żołnierze tak samo to postrzegali. Boże Narodzenie, święto miłości, potrafiło połączyć śmiertelnych wrogów i na kilka dni zrobić z nich przyjaciół – wspominał niemiecki żołnierz Kurt Zehmisch. 

O ile jednak dla Niemców granie w piłkę w Święta było czymś nowym i rewolucyjnym, o tyle dla Anglików było pradawnym zwyczajem. Pierwsze mecze w „średniowieczny futbol”, w którym po obu stronach stawał tłum graczy a przepisy były co najmniej „płynne”, datowane są na 1170 rok. Bardzo często były ustawiane na Wielkanoc lub Boże Narodzenie – jako rozrywka dla tłumów. Ten zwyczaj utrzymał się przez stulecia, aż do początków nowożytnej piłki nożnej. W 1860 roku dwa najstarsze kluby piłkarskie na świecie, Sheffield FC i Hallam FC zmierzyły się w pierwszym, historycznym meczu międzyklubowym. Wcześniej, przez trzy samotne lata, kiedy Sheffield było jedynym piłkarskim pionierem, jego zawodnicy mierzyli się wyłącznie między sobą. Dla urozmaicenia czasem naprzeciwko siebie stawali zamężni i kawalerowie, innym razem ci z nazwiskami zaczynającymi się na litery od A do M mierzyli się z tymi od N do Z, a w jeszcze innych przypadkach zatrudnieni na państwowych posadach grali z „prywaciarzami”. 160 lat temu na Sandygate Road ta wsobna rywalizacja dobiegła końca, a kluby po raz pierwszy zagrały przeciwko sobie. 

 

Święto dla robotników

W polskiej kulturze ciężko wyobrazić sobie spędzanie świąt poza domem czy odrywanie piłkarzy od karpia, żeby biegali ku uciesze gawiedzi. Kibiców ciężko byłoby odciągnąć od rodzinnego stołu, a nawet w telewizji przyzwyczajeni jesteśmy raczej do „Kevina samego w domu” niż zmagań ekstraklasy. Angielska tradycja meczów w Boxing Day ma jednak logiczne uzasadnienie. W erze wiktoriańskiej mecze rozgrywane w święta były często dla robotników jedynymi, które mieli okazję zobaczyć na własne oczy – w inne dni praktycznie zawsze pracowali, a przecież nikt nie słyszał o sztucznym oświetleniu umożliwiającym grę wieczorami. – Dla klasy robotniczej, która często mieszkała w przeludnionych i niewygodnych mieszkaniach, rzadki dzień wolny był raczej okazją do wyjścia z domu na ulice, niż relaksowania się w domowym zaciszu – tłumaczy profesor historii Martin Johnes i dodaje: – W erze wiktoriańskiej grało się nierzadko zarówno w pierwszy, jak i drugi dzień Bożego Narodzenia, co zmuszało kluby do gry dzień po dniu. Według słów historyka swoje znaczenie dla usankcjonowania tradycji sportu w Boxing Day miało też prawne uznanie w 1871 roku tego dnia za przeznaczony na rozrywkę, w przeciwieństwie do pierwszego dnia Świąt, czy też Wielkiego Piątku, których przeznaczeniem miał być odpoczynek i modlitwa. Dla klubów piłkarskich organizowanie meczów w dni ustawowo wolne od pracy było zresztą po prostu dobrym biznesem – frekwencja w czasie takich spotkań zawsze była znacząco wyższa od średniej. I chociaż w tym roku przez pandemię koronawirusa ten aspekt stracił na znaczeniu, na angielskich boiskach, jak od 160 lat, nie zabraknie emocji. – Zawsze dziwnie mi się grało w Boxing Day. Przeważnie świeciło słońce i było mroźno, coś niezwykłego wisiało w powietrzu. Najbardziej lubiłem, kiedy graliśmy tego dnia derby Londynu, bo to są mecze, na które zawsze jesteś w pełni zmobilizowany – zdradziła legenda Arsenalu Londyn i reprezentacji Anglii, Ian Wright. Może żałować, że już nie gra w piłkę, bo w tym sezonie jego pragnienia dotyczące terminarza byłyby spełnione.

 

Ostatni dzwonek dla Kanonierów

Jednym z najciekawiej zapowiadających się spotkań Premier League, zaplanowanych na tegoroczny Boxing Day, bez wątpienia jest spotkanie derbowe pomiędzy Arsenalem a Chelsea. Dla Kanonierów, którzy w pięciu ostatnich meczach zdobyli zaledwie punkt, co stawia ich na równi z najsłabszym w tym okresie Sheffield Utd, spotkanie z Chelsea to ostatni dzwonek, żeby się obudzić i zacząć wspinaczkę w górę tabeli. Obecnie są na wstydliwym, piętnastym miejscu, z zaledwie czterema ligowymi wygranymi od początku sezonu! Nic dziwnego, że biorąc pod uwagę aktualną formę, dla bukmacherów nie są oni faworytami. Analizując kursy legalnego bukmachera, firmy Totolotek, widać, że to The Blues mają znacznie większe szanse na wygraną. Za złotówkę postawioną na wygraną gości w Totolotku można zgarnąć 1,92 zł (minus podatek). Kurs na Arsenal to aż 3.81, więc Ci, którzy wierzą w świąteczną odbudowę Kanonierów, mogą podreperować świąteczny budżet. – Piłkarze zdają sobie sprawę z tego, że 2-3 wygrane w okresie świąteczno-noworocznym potrafią sprawić, że twój zespół wystrzeli w górę tabeli. To duża szansa na serię cennych zdobyczy punktowych – podkreśla Ian Wright.

Drugim meczem, który ze względu na sytuację w tabeli zapowiada się pasjonująco, będzie starcie drugiego w tabeli Leicester z trzecim Manchesterem United. W lepszej dyspozycji są ostatnio Czerwone Diabły, które w przypadku wygranej mogą zbliżyć się do liderującego Liverpoolu. Według Totolotka będą minimalnym faworytem: przy ich wygranej za złotówkę można zgarnąć 2,40 (minus podatek), a kurs na Lisy wynosi 2.81. Przy napiętej sytuacji w tabeli, piłkarzom Premier League na pewno świętowanie nie będzie w głowie. – Oczywiście to dziwne, kiedy w pierwszy dzień świąt jedziesz na trening, przygotowując się do jutrzejszej walki o ligowe punkty, a na ulicach jest pusto. Ale wszyscy są zawsze mili, machają do ciebie, kiedy ich mijasz. Mnie pozdrawiali nawet fani Tottenhamu! Co do piłkarskiego Bożego Narodzenia, to my mogliśmy jeść wszystko, na co mieliśmy ochotę. Chociaż po przyjściu Arsene’a Wengera, byliśmy zmuszeni zagryzać świątecznego indyka całymi wiadrami brokułów – śmieje się Wright.

Analizując historię i tradycje związaną z graniem na Wyspach w piłkę nożną w Boxing Day, da się znaleźć wiele wytłumaczeń, dlaczego akurat tam święta spędza się na sportowo, kiedy w pozostałej części Europy piłkarze mają wolne. Można badać uwarunkowania socjoekonomiczne, można tłumaczyć to dłuższą tradycją piłkarstwa i zakorzenieniem jeszcze w wiktoriańskej tradycji. Ale wcale niewykluczone, że najlepiej te różnice tłumaczy stary dowcip, w którym Anglik jadący po francuskiej drodze słyszy w radio komunikat „bądźcie ostrożni na drogach, bo jeden pojazd porusza się w złym kierunku” i zaczyna mruczeć pod nosem „Jaki jeden pojazd? Przecież są ich tysiące!”. Anglicy lubią jeździć pod prąd, niezależnie czy chodzi o członkostwo w Unii Europejskiej, terminarz rozgrywek piłkarskich czy reguły dotyczące ruchu drogowego. A my możemy być im za to wdzięczni, bo przynajmniej w przypadku futbolu, daje nam to fantastyczną sposobność do włączenia kibicowskich emocji, także w Boże Narodzenie.