Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
sport

Paraolimpiada: Robert Jachimowicz ze srebrem

Autor Art za mat. prasowe 8 Września 2016 godz. 17:54
Znakomicie dla Polaków rozpoczęły się Igrzyska Paraolimpijskie w Rio de Janeiro. Robert Jachimowicz, reprezentant Startu Koszalin w rzucie dyskiem zajął drugie miejsce.

Jachimowicz w swojej trzeciej próbie uzyskał wynik 19,10 m. To pierwszy wywalczony przez Polaka medal w tej imprezie. Wygrał Łotysz Aigars Apinis, który uzyskał rezultat 20,83. To najlepszy w tym sezonie wynik. Drugi z naszych reprezentantów Adrian Imianowski z rekordem życiowym 16,33 uplasował się na piątej pozycji. 

W pchnięciu kulą startował koszalinianin Maciej Sochal. Zawodnik Startu Koszalin z wynikiem 8,60 m zajął czwarte miejsce. Zwyciężył Grek Athanasios Konstantinidis, który bijąc rekord świata uzyskał wynik  10,39 m. 

 

Czytaj też

Trzy medale dla Polski pierwszego dnia MŚ w Dubaju

Art za Polski Komitet Paraolimpijski - 8 Listopada 2019 godz. 15:26
Dwa srebra i jeden brąz – taki jest dorobek polskich reprezentantów po pierwszym dniu Paralekkoatletycznych Mistrzostw Świata w Dubaju. Srebrne medale zdobyli Lech Stoltman w pchnięciu kulą i Piotr Kosewicz w rzucie dyskiem. Na trzecim stopniu podium w dysku uplasował się Robert Jachimowicz. Tym samym Polacy wywalczyli 3 miejsca dla kraju na igrzyska paraolimpijskie w Tokio. Lech Stoltman startujący w grupie zawodników pchających kulę na siedząco (F55), zawodnik klubu Start Gorzów Wlkp. na pewno na długo zapamięta ten dzień. I to z kilku powodów. Po pierwsze został wicemistrzem świata, po drugie wynikiem 12.22 pobił życiowy rekord, po trzecie wreszcie jest pierwszym zawodnikiem w historii, który w tej grupie przez cały konkurs, we wszystkich rzutach przekraczał barierę 12 metrów. Przez większą część konkursu prowadził i niewątpliwie do wymarzonego złota było blisko. Tak bardzo, że o zwycięstwie świetnego Bułgara Rhuzdi Rhuzdiego zdecydowały centymetry.W pchnięciu kulą widzieliśmy jeszcze dwóch naszych reprezentantów. Bardzo dobrze spisał się Karol Kozuń (Start Zduńska Wola), dla którego dzisiejszy wynik dający piątą lokatę był najlepszym w sezonie. Siódmy w konkursie Damian Ligęza (Start Tarnów) z kolei ustanowił swój życiowy rekord.Biało-czerwone podium możemy oglądać w Dubaju dzięki dyskobolom. W grupie F52 ze srebra cieszył się Piotr Kosewicz (Start Wrocław), a z brązu Robert Jachimowicz (Start Koszalin). Kosewicz w trzeciej próbie rzucił najdalej – na odległość 20.58m. Łotysz, który może cieszyć się ze złota uzyskał wynik lepszy o 7 cm.

Sochal: Nie siedzieć w domu, ale wyjść do ludzi

Art - 14 Września 2016 godz. 5:01
- Einstein powiedział kiedyś, że nie wie jak będzie wyglądać III Wojna Światowa, ale IV będzie na maczugi. W razie czego możecie mnie posłać na front w pierwszym szeregu – powiedział tuż po konkursie Maciej Sochal, który wczoraj na igrzyskach paraolimpijskich w Rio wywalczył w rzucie maczetą złoty medal. Wcześniej w konkursie pchnięcia kulą był czwarty. -       – Chciałbym, żeby mój sukces choć trochę był inspiracją dla tych najciężej poszkodowanych porażeniem, tetraplegików. Trzeba zacisnąć poślady i żyć. Nie siedzieć w domu, ale wyjść do ludzi – dodał.  Konkurencja rzut maczugą została wprowadzono do sportu dla niepełnosprawnych, którzy maja kłopoty z chwytem. Po prostu maczuga, to jeden z niewielu przedmiotów, które mogą oni chwycić i jeszcze rzucić. Maciek przez 13 lat wiódł życie normalnego chłopaka. - Szkoła, basen, piłka nożna, znajomi. Pamiętam, jak witaliśmy rok 2000. Na niebie tysiące światełek, a w uszach huk wystrzeliwanych petard - wspomina Maciek. - 16 stycznia rodzice zawieźli mnie do szpitala, ponieważ bardzo bolała mnie głowa. Miałem wrażenie, jakby te sylwestrowe fajerwerki wybuchały w mojej głowie. W szpitalu zostałem na obserwacji. Ból był prawie nie do wytrzymania. Robiono mi wiele badań i już następnego dnia, 17 stycznia, okazało się, że mam guza mózgu. Stan był bardzo ciężki. Guz duży, początki procesu wgłobienia, czyli zagrożenie życia... Myślę, że wtedy nie zdawałem sobie sprawy co to oznacza. Pomimo pośpiechu i ruchu wokół mnie, byłem spokojny. Tego samego dnia gnałem erką w towarzystwie anestezjologa i mamy do szpitala w Szczecinie. Późnym popołudniem zaczęto operację, która skończyła się w nocy. Świat zawalił się nagle, bez anonsów… Nie mogłem ruszać nawet palcem, oddychał za mnie respirator, karmiono mnie sondą. Nie mogłem mówić i tylko ta powracająca świadomość, bezsilność, rozpacz, żal i wściekłość. Dziś myślę, że miałem szczęście, bo jestem. Mogę kochać i być kochanym, ale to była długa droga. Mama rehabilitowała mnie zaraz po operacji, co było kontynuowane na koszalińskim OIOM-ie, gdzie miałem świetną opiekę i bardzo życzliwy personel. Oczywiście próbowaliśmy wszystkiego. Piłem nawet zioła peruwiańskie. Korzystałem z pomocy bioenergoterapeutów. Wierzyłem, że to mi pomoże. Dziś wiem, że gdyby nie moja determinacja i chęć bycia sprawnym, nie osiągnąłbym niczego.