Zacznijmy od tego jak znalazł się Pan w Polsce i jak trafił do Koszalina?
- Mieszkam w Polsce już prawie 30 lat. Przyjechałem w ramach wymiany stypendialnej, najpierw do Szczecina. Tam ukończyłem Politechnikę i do Koszalina przyjechałem kontynuować studia na byłej WSI (Wyższa Szkoła Inżynierska, obecnie Politechnika Koszalińska – red.). Zacząłem pracę nad doktoratem, ale go nie ukończyłem.
Po przerwaniu studiów musiał Pan podjąć pracę. Czym się Pan zajmował?
- Pracowałem trochę w zawodzie. Potem dzięki pomocy mojej rodziny z Syrii otworzyłem kilka lokali. Rozpocząłem w zupełnie innej branży niż moje studia. Sprzedawałem wyroby tekstylne. Po tym okresie postanowiłem otworzyć restaurację i tak powstała Fenicja.
Ożenił się Pan?
- Tak, jestem żonaty. Mam dzieci. Większość z nich jest już dorosła, skończyła studia i pracuje w poza Koszalinem. Wyjątkiem jest najmłodsza córka, która chodzi jeszcze do szkoły. Natomiast moja żona pracuje na Politechnice Koszalińskiej - żyjemy sobie spokojnie. Jedyny niepokój powodują przykre informacje, które docierają do nas od mojej rodziny z Syrii.
Stara się Pan o to, aby ściągnąć najbliższych do Polski z kraju ogarniętego wojną domową?
- Starałem się na drodze zaproszenia, ale w przypadku osoby prowadzącej działalność gospodarczą, nie jest to takie proste. Mogę zaprosić najbliższych tylko na zasadzie odwiedzin krótkoterminowych. Takie zaproszenie, nawet po zebraniu wszelkich niezbędnych dokumentów, zawsze może spotkać się z odmową. Załóżmy, że wojewoda wyrazi zgodę, ale i tak ambasada może odmówić wystawienia wizy.
Nawet w takiej sytuacji, jak wojna?
- To całe napięcie, które teraz ma miejsce na granicach Europy, tym bardziej utrudnia sprawę. Trzeba jednak podkreślić, że w obecnej sytuacji nie chodzi o imigrantów - często używa się tego słowa zamiennie z uchodźcami. To nie są ludzie, którzy chcą dostać się do Polski, czy innego kraju w Europie, po to by polepszyć swój status materialny, czy podnieść standard życia. Oni uciekają przed wojną - śmiercią. Matka, która jest gotowa wskoczyć do morza z małym dzieckiem, ryzykując swoim i jego życiem, to nie są imigranci. Trzeba sobie uzmysłowić w jakiej desperacji są ci ludzie.
Nie uważa Pan, że świat patrzy zbyt obojętnie na to, co dzieje się w Syrii obecnie? Europa zdaje się ograniczać wyłącznie do działań humanitarnych.
- Nie chciałbym się wdawać w politykę. Moim zdaniem Europejczycy zawsze płacą za to, co wyczyniają światowe mocarstwa. Imperia mają na Bliskim Wschodzie swoje interesy. Natomiast myśl europejska jest inna. Walczy o prawa człowieka i jego wolności, choćby wyznania. Mimo tej narastającej fali przeciw przyjmowaniu muzułmanów, to i tak Europejczycy są na pierwszym miejscu jeśli chodzi o dobroć, taką czysto ludzką. Nigdzie indziej uchodźcy, nie znajdą takiej pomocy jak tutaj. Warto jednak wspomnieć o tym, że wśród tych uchodźców 40 do 50 % nie pochodzi z krajów ogarniętych konfliktem. Gros tych ludzi, to osoby które zbierały się po wojnach na Bałkanach. Czekali w Serbii i dołączyli się do fali, która teraz dociera na zachód.
Jednym z argumentów nacjonalistów i ksenofobów różnej maści, jest przedstawianie muzułmanów, jako niebezpieczeństwa dla suwerenności narodowej. Czy rzeczywiście jest czego się bać?
- Kwestia religii, to indywidualna sprawa każdego człowieka. Ja jestem muzułmaninem. Żyję w tym kraju trzydzieści lat. Nigdy nie miałem żadnych problemów z tym jak się mam np. modlić. Jestem człowiekiem liberalnym i tak samo wychowałem swoje dzieci. Liberalnym w tym sensie, że aż tak wielkiej wagi nie przykładam do religii, choć jest ona ważna dla każdego z nas. Wiarę zachowuję w sercu. To sprawa między mną, a Bogiem.
Jakby Pan skomentował aktualną sytuację, kiedy muzułmanie są postrzegani przez nacjonalistów jako zagrożenie?
- Zawsze trzeba spojrzeć na tego typu postawę z nieco szerszej perspektywy. Niechęć do innych wyrażała się zawsze i to w różnych etapach historii. Te wszystkie frakcje „anty”, formowały się choćby przeciwko Żydom, czy Polakom. Takie postawy zawsze były i pewnie będą. Przecież wśród Arabów także są rasiści. Kiedy mieszkałem w Syrii to też byłem świadkiem zachowań pełnych uprzedzeń. Pomimo tego, że to kraj, w którym jest swoisty tygiel kulturowy. Obok siebie żyją Arabowie, Kurdowie, czy Armeńczycy. Natomiast jeśli pojawił się ktoś reprezentujący inną nację. np. czarnoskóry muzułmanin z Sudanu, to bywał nieco gorzej traktowany. Natomiast Europejczyka witano bardzo dobrze. To wynika z braku świadomości tych, którzy skupiają się na różnicach. Ruchy narodowościowe były zawsze i są tylko wyrazem obaw mniejszości. Dla nich „moje” znaczy lepsze, a „obce” gorsze. Człowiek, który jest spełniony w życiu, czy to zawodowo, czy po prostu ma jakieś pojęcie o świecie, w życiu nie skandował by hasła typu „Polska dla Polaków”.
Nie obawia się Pan, że głoszący radykalne hasła przeciw uchodźcom, mogą wyrządzić wiele zła?
- Jeśli chodzi o Polskę, to nie nie mam żadnych obaw. Mieszkam tu tyle lat, że poznałem Polaków. Wiem, że w głębi serca każdego, nawet tego narodowca, jest tzw. dobroć duszy. Mówiąc tak nieco po arabsku - Polacy to naród z dobrej gliny, który przeżył swoją historię. Zna się na życiu i ludziach. Wie co to znaczy znaleźć się w trudnej sytuacji i doskonale rozumie czym jest wojna.
To bardzo ciekawa opinia, bo obecnie mamy do czynienia raczej z językiem propagandy, gdzie zwolennicy i przeciwnicy przyjęcia uchodźców, używają coraz to bardziej ostrego języka.
- Na nieszczęście uchodźcy trafili w bardzo niekorzystny czas. Zbliżają się wybory, a polityka nie zna sentymentów. Teraz, każdy wykorzystuje tę sytuacje, aby ugrać jakieś poparcie.
W Koszalinie ostatnimi czasy także aktywizowali się wielcy przeciwnicy islamu. Uważają, że prowadzi do destrukcji i terroru. Nie boli to Pana?
- Islam nie polega na tym, że trzeba likwidować innowierców. Natomiast Państwo Islamskie powstało na podstawie wielkiego kłamstwa. To ogromna manipulacja nieświadomymi ludźmi. W Koranie jest napisane, że zabijając bezbronnego człowieka, to tak jakby zabić cały świat. Prawdziwy muzułmanin, nie może popełnić samobójstwa, bo dusza to dar od Boga i tylko Bóg może ją zabrać. Dlatego nie wierzę, że ci, którzy wysadzają siebie w atakach bombowych po to, żeby uśmiercić jak najwięcej niewinnych ofiar, to prawdziwi muzułmanie. Poza tym nie mogę być muzułmaninem, jeśli nie jestem chrześcijaninem. Dlatego, że islam to kontynuacja poprzedniej religii. Każdy muzułmanin wierzy w Jezusa, Mojżesza, Abrahama, czy Jakuba. To właśnie Syria była tym centrum nauki islamu. Takich postaw o jakich przed chwilą mówiłem. - żadnej przemocy. Jednak doszło do wielkiego oszustwa i teraz wojna toczy się tak naprawdę nie w Syrii, ale o Syrię.
Jakby Pan opisał tę tragedię Syryjczyków? Moim zdaniem żadna wojna nie ma usprawiedliwienia, ale ten konflikt wydaje się być jeszcze bardziej ponury niż jakikolwiek inny. Nie ma tu jasnego podziału na agresora i ofiarę.
- Rzeczywiście trudno to rozgraniczyć, bo rząd jest dyktaturą i to bandycką. Natomiast narodziny tzw. Państwa Islamskiego, stworzyło armię jeszcze większych bandytów. Nawet barbarzyńscy Tatarzy z dawnych czasów, wstydziliby się wykorzystywać religię to takich celów, jak bojownicy ISIS. To jest niewyobrażalna skrajność. Oni zabijają tylko po to, żeby zabijać. O ile znam historię świata, to nie przypominam sobie takiej tragedii.
Często obecna sytuacja porównywana jest ze średniowieczem, kiedy to chrześcijanie nawracali za pomocą miecza.
- Wielu moich znajomych porównuje tę sytuację i twierdzi, że wyprawy krzyżowe, to wstyd dla chrześcijaństwa. Jednak ja widzę podstawową różnice. Krzyżowcy byli bardzo chaotycznie zorganizowani. Udało się im zniszczyć bardzo wiele, ale nie dokonali takich spustoszeń jak teraz armia ISIS. Radykałowie z Państwa Islamskiego są bardzo dobrze zorganizowani i szerzą chaos. Oni zabijają także innych muzułmanów, czyli de facto niszczą sami siebie. Islam jest użyty perfidnie tylko po to, żeby zebrać jak największą liczbę wojowników wśród prostych, nieświadomych ludzi. Do nich przemówi tylko język religii, ale to nie jest prawdziwy islam.
Czyli przyzna Pan, że Europa ma prawo mieć obawy.
- Oczywiście, ale to zupełnie inne realia. Tutaj jest możliwe bardzo szybkie reagowanie i znajdowanie nieodpowiednich ludzi. Odróżnienie prawdziwego uchodźcy od imigranta, czy zwykłego rozrabiaki. Ale obawa przed islamem samym w sobie, jest niesprawiedliwa. Muzułmańska teologia nie nakazuje nawracania. Moja żona jest katoliczką i żadne z nas nie namawiało drugiego do przyjęcia jego religii. Ja np. nic nie dostanę od Boga, jeśli bym pana namówił na przyjęcie islamu. Koran mówi jasno, że mamy rozmawiać nie na zasadzie przekonywania, ale po to, abyśmy obydwaj dotarli do Boga. Niezależnie jaką tradycję kultywujemy. Uważam, że obawa przed obcą religią jest największa tam, gdzie nie ma różnorodności. Islam może jedynie wzbogacić kulturę europejską, a nie jej zaszkodzić.
Jednak nie da się nie zauważyć, że w krajach zachodnich, część imigrantów z krajów arabskich nie chce się asymilować, czy nawet integrować. Dochodzi do absurdów, że kobieta w krótkiej spódnicy , nie może wejść do niektórych dzielnic w miastach europejskich. Warto przypomnieć zamieszki we Francji, czy Szwecji. Jak Pan uważa? Z czego wynika ta blokada przez włączeniem się tych muzułmanów do kultury zachodniej?
- To nie jest wina religii, ale frustracji. W krajach skandynawskich rządy mają dość duże doświadczenie jeśli chodzi o przyjmowanie uchodźców i imigrantów. Przed wojną w Iraku, wielu wyjeżdżało na zachód w poszukiwaniu lepszego miejsca do życia. W tych krajach jest program nauki języka. To podstawa, żeby zrozumieć kulturę. Niestety system gdzieś zaczął kuleć. Bez znajomości języka danego państwa, człowiek jest zgubiony. Przecież wielu rzeczy nie da się przetłumaczyć. My moglibyśmy zapewne porozmawiać w innym języku, ale być może nie udałoby się mówić swobodnie o sprawach dotyczących Polski, bo po angielsku, czy niemiecku nie byłoby to możliwe. Kiedy człowiek jest odcięty od podstawowego narzędzia komunikacji, staje się zgubiony i zamyka się w tym co zna. Dlatego powstają te getta, zresztą każda mniejszość na emigracji gromadzi się w grupy. Z ludnością arabską jest o tyle trudniej, że kultura europejska jest zupełnie inna. Dla przybyszy, to jest obcy świat odmiennych obyczajów.
Czy nie jest to dowód, że chrześcijaństwo i islam dzieli zbyt duża przepaść i nie jest możliwe zgodne współżycie?
- W mieście z którego pochodzę trudno było dociec kto jest chrześcijaninem, a kto muzułmaninem. Może było widać po kobietach, bo chrześcijanki ubierały się bardziej w stylu zachodnim, ale jeśli chodzi o mężczyzn, to jedynie imiona zdradzały wyznanie. Na przykład dużo wśród chrześcijan zdarzało się imion francuskich jak Jean, czy Georges. Żyliśmy w zgodzie i przyjaźni od setek lat.
Poruszamy cały czas kwestie ponure. Wojna, ksenofobia, uchodźcy w potrzebie. Wspomniał Pan, że różnorodność kulturowa może wzbogacić społeczeństwa zachodu. Jakie inne plusy widzi pan z przyjęcia imigrantów i uchodźców do Europy?
- Świetny przykład dają Niemcy. Oglądałem jakiś czas temu program publicystyczny poświęcony właśnie kwestii przyjęcia ludności arabskiej do Niemiec, ale bez żadnych kontekstów politycznych, czy socjologicznych. Omawiane były tylko kwestie gospodarki. Niemiecki rząd liczy każde euro, jakie wydaje na swojego obywatela, a co dopiero na uchodźcę. Nakłady na jedno dziecko urodzone w Niemczech, przez cały okres rozwoju do czasu, kiedy zacznie pracować, zarabiać i płacić podatki, przekracza 70 tys. euro. Natomiast wśród uchodźców, przynajmniej połowa ludzi jest już gotowa do pracy. Są wykształceni, bo Syria należy do jednego z najbardziej rozwiniętych pod względem edukacji krajów arabskich. To zasługa dyktatora Hafiza al - Asada, który wprowadził program powszechnego szkolnictwa. Wydatki na tymczasowe utrzymanie i kurs językowy, są niewspółmiernie niższe. Jednak pamiętajmy, że uchodźcy to nie imigranci. Oni uciekają przed wojną. Kiedy się skończy, będą wracać do domu, do swojego kraju. Proszę też zwrócić uwagę, że jeśli w Polsce otrzymają odpowiednią pomoc, to Polska pozostanie w ich sercach. Dobre słowo o tym kraju i jego mieszkańcach, będzie żyć w dalekiej Syrii. Warto wziąć to pod uwagę.
Bardzo dziękuję za rozmowę.