Magda Omilianowicz, dziennikarka, autorka książek i zapalona podróżniczka zaproponowała spotkanie w jednym z nielicznych, koszalińskich ogródków. Popijając kawę, racząc się dawkami nikotyny, otwarcie i życzliwie opowiada o bohaterkach swojej najnowszej książki, kulisach pracy dziennikarskiej – jej życiowej pasji i o tym dlaczego nie ma dobrego zdania o współczesnych mediach.
Jak zrodził się pomysł na książkę zestawiającą tak rożne kobiety, w różnym wieku i zupełnie innym statusie społecznym?
- U mnie praca zaczyna się od tego, że najpierw musi mnie zainteresować czyjaś historia. Zawsze piszę o ludziach, nigdy o polityce. Zwykle poruszałam sprawy społeczne, podróże, ale zawsze najważniejszy jest dla mnie człowiek. Jego ciekawy los albo z wyboru, albo perypetie, które mu się przytrafiły bez jego woli. Na przykład pisałam o człowieku, który chciał być zapaśnikiem, a tak mu się zdarzyło, że kopał kanał Wołga - Don i służył w oddziałach Berii, nie chcąc tego.
W „Przekraczających granice” mamy jednak inny klucz.
- Moim zdaniem nie. Z tymi kobietami było bardzo podobnie. Historie moich bohaterek, gdzieś, jakimś trafem zapadły mi w pamięć. Co nie jest dziwne np. w przypadku 82-letniej autostopowiczki. Przedziwna historia, a warto dodać, że dzwoniłam do niej parę dni temu, zapytać co słychać. Teresa na dniach wyrusza stopem do Berlina, skąd samolotem leci do Paryża, a stamtąd do Ekwadoru. Ma zamiar przez miesiąc zwiedzić ten kraj, oczywiście poruszając się autostopem. Przeczytałam krótkie wzmianki o niej w prasie. Zainteresowało mnie, co takiego zdarzyło się, żeby nagle kobieta - wtedy sześćdziesięcioparoletnia - zarzuciła plecak i wyruszyła z małej wsi na „podbój” świta. Okazało się, że sporo się musi zadziać zanim do tego dojdzie.
A jak było pozostałymi czterema bohaterkami?
- Maria Rydzewska – Dudek, patolog to zupełnie inna historia. Przeczytałam z nią wywiad siedem lat temu w „Wyborczej” pt. „Pocałowałam Dudka po raz przedostatni”. Mimo tego, że sama pisałam wielokrotnie o błędach w sztuce medycznej - dużo się ich zdarza – to tego wywiadu nie mogłam zapomnieć. Bo to jest coś zupełnie innego, kiedy mówi o tym lekarz.
Z kolei Basia Chwesiuk to kobieta, która właściwie z niczego stworzyła modowe imperium i stała się właścicielką pałacu w Cieleśnicy. Ale bardziej niż jej droga zawodowa zainteresowało mnie połączenie tradycji i nowoczesności. Basia pięknie tkwi jedną nogą w starym Podlasiu, w tych obyczajach i babcinej kuchni. Z drugiej strony są nowoczesne linie odzieżowe, bardzo nowoczesny zakład, który prowadzi. Jednocześnie to jest taki dobry przedsiębiorca, który dba o ludzi. Daje prace emerytom i pokazuje, że nie każdy biznesman, czy raczej bizneswoman, musi swoich pracowników wykorzystywać.
No i w końcu Magda i Joanna, które przede wszystkim ujmują swoją miłością do zwierząt, za którą płacą dużą cenę. Ich podopieczni są często po przejściach, więc bywają w stosunku do nich agresywni. Na przykład jeden z psów dotkliwie pogryzł Magdę, bo nie wiedziała, że nie można dotykać jego łapy. Widocznie ktoś zrobił mu kiedyś krzywdę w tę łapę. Zainteresowała mnie ta niełatwa miłość oraz bardzo mocne zaangażowanie dziewczyn w sprawy społeczne. Ich życie prywatne to bardzo malutki wycinek, bo one właściwie działają dla innych. Chciałam zrozumieć czy warto się aż tak poświęcać.
Podobno jest plan na kontynuację opowieści o ciekawych kobietach, prawda?
- Pojawiły się już kolejne bohaterki, równie interesujące, więc na pewno będzie kolejna część. Zresztą mam taki odzew od Czytelników, że chcieliby, że mało im było, więc będą mieli kolejne bardzo mięsiste, ciekawe kobitki o niebanalnych życiorysach. Myślę, że dla odbiorców to jest fajne, bo każdy może tutaj znaleźć jakąś odpowiedź dla siebie. Jak na przykład w historii Marii. Kiedy człowiek doświadcza wielkiej traumy i uważa, że nastąpił koniec świata, to może dzięki tej książce zobaczy, że można się podnieść, skoro tak ciężko doświadczonej przez los pani się udało.
Czy to jest właśnie główne założenie tej książki? Pokazać ludziom, że pomimo przeciwności losu, nawet tych ekstremalnych, można żyć dalej a nawet odnaleźć sens? Czy jest w tym więcej reporterskiego nawyku, aby udokumentować i przedstawić fragment rzeczywistości?
- Nie wiem gdzie przebiega granica i jakie są proporcje. Zawsze sobie każdą rozmowę wymyślam. Potem to się zwykle tak odbywa, że rozmowa podąża w zupełnie inną stronę. Nie wiedziałam np. o rzeczach, które Maria mi opowiedziała, a nie znalazły się w wywiadzie w „Wyborczej”. To nie jest tak, że sobie wybieram na zasadzie „o ty będziesz inspiracją dla czytelników”. Bardzo rzadko się jednak zdarza, żeby ten mój reporterski nos mnie zawiódł.
Jednak zdarzają się takie sytuacje, że intuicja zawodzi. Pamiętasz takie „ślepe tropy”?
- Dwa razy w życiu zdarzyło mi się, że pojechałam na materiał, którego nie zrealizowałam. Raz robiłam wywiad z pewną szanowaną i bardzo utytułowaną szlachcianką. Podczas trzygodzinnej rozmowy okazało się, że ta pani nie ma zupełnie nic do powiedzenia. Wyszło na to, że jest osobą tak mało interesującą, że nie było tematu. Drugi raz, to było jeszcze za czasów mojej pracy w redakcji. Pojechałam na materiał z koszalińskim psychiatrą, który mnie zabrał w objazd po domach opieki społecznej. Po raz pierwszy zetknęłam się tam z tak dużym nagromadzeniem cierpienia, z ludźmi z upośledzeniami, z problemami, że to mnie przerosło. Nie byłam w stanie nic napisać z tego objazdu. Nie umiałam tego ogarnąć. Co prawda, byłam wtedy młodą dziennikarką, ale chyba nie chciałabym tego powtórzyć.
Czy są jakieś tematy, których byś się dzisiaj nie podjęła?
- Na pewno nie podjęłabym się już wywiadu z Leszkiem Pękalskim, ani żadnym innym seryjnym mordercą. Oczywiście jest to fascynujące, ale na samym początku dziennikarskiej drogi, kiedy chce się dotknąć wszystkiego. Dzisiaj myślę, że jest tylu ludzi o bogatych życiorysach, ciekawych osobowościach, że niekoniecznie trzeba rozmawiać z psychopatą. Aczkolwiek jest przestępca, z którymi bardzo bym chciała zrobić wywiad. Chętnie bym się spotkała z siedzącym w amerykańskim więzieniu Wiktorem Butem. Jego życiorys był inspiracją do filmu i książki „Pan życia i śmierci”. To były handlarz bronią, który mówi, że handlował ze wszystkimi armiami świata, oprócz Armii Zbawienia. Chciałbym z nim pogadać, bo myślę, że zna sporo tajemnic tego świata, ale wiadomo - nikt mnie do niego nie dopuści.
Jak właściwie zaczęła się Twoja przygoda z dziennikarstwem?
- Chciałam być aktorką. Oblali mnie na egzaminie. Uważam, że bardzo dobrze się stało, bo byłabym marną aktorką, a poza tym mam wielu przyjaciół aktorów i wiem jak ciężki jest to chleb. Nie chciałbym się z nimi zamienić. Trafiłam do „Głosu koszalińskiego” przypadkiem, za namową kolegi, który zaproponował, abym zajęła się tłumaczeniami z języka angielskiego. Raz zaproponowałam naczelnemu jakiś temat, napisałam i okazało się, że jest ok. Bardzo szybko oferowano mi etat. Dzięki temu odkryłam, że to jest pasjonujące zajęcie. Tak, naprawdę to jest mój konik. Sprawdzam się w tym i sprawia mi to radość. Dzisiaj nie zamieniłabym tego na żaden inny zawód, choć rzadko pisuje do prasy, bo mam nie najlepsze zdanie o współczesnych mediach.
A to dlaczego?
- Nie istnieją media niezależne. Dziś każde z nich jest uwikłane w układy z daną opcją polityczną, czy biznesem. Dlatego teraz, kiedy mam jakiś temat i uznam, że dana gazeta jest w miarę niezależna, to wtedy od czasu do czasu coś publikuję, ale zdecydowanie wolę pisać książki.
Co według Ciebie jest takiego fascynującego w zawodzie dziennikarza?
- Jako dziennikarze mamy okazję wejść w takie środowiska, do jakich normalni ludzie nie mają dostępu. To sprawia, że możemy mieć coś do powiedzenia o tym, czy owym, bo dotknęliśmy tego. Niestety większość ludzi wymądrza się na wszystkie tematy, tak naprawdę nigdy nie mając z nimi do czynienia. My też oczywiście nie poznajemy dogłębnie wszystkich zagadnień, bo nie mamy na to czasu skacząc z tematu na temat. Mimo wszystko wiemy o tym świecie więcej, a przynajmniej tak mi się wydaje.
Na koniec muszę zadać pytanie jakie Ty zadajesz swoim rozmówcom. Co jest dla Ciebie w życiu najważniejsze?
- Dla mnie najważniejsza jest wolność, praca i miłość. Nie lubię kiedy ktoś w jakikolwiek sposób ogranicza mi swobodę działania. Z kolei bez miłości żyć się nie da. Natomiast praca dlatego, że jest moją pasją życiową, że kocham to co robię.
Dziękuję za rozmowę.