Pogoda spłatała niemałego figla. Upał i prażące słońce spowodowało, że opiekuni grup półkolonijnych zarządzili „przemeblowanie”. Wywołało to odrobinę chaosu, ale jest on wpisany we wszelkie wydarzenia z udziałem dzieci. Widownia została usytuowana w cieniu tuż przy budynku administracji Muzeum w głębi dziedzińca.
Publiczność składała się jednak nie tylko z grup zorganizowanych, ale także pojedyncze osoby przyprowadziły swoje pociechy, aby mogły zapoznać się z językiem teatru lalek. Inicjatywa szczytna i warta pochwały, tym bardziej, że obecnie w telewizji - nawet tej publicznej, która powinna wypełniać misję - programy dla dzieci właściwie nie istnieją.
Widzowie spontanicznie i bardzo aktywnie uczestniczyli w przedstawieniu. Na pytania narratora, czyli przemądrzałego i zgryźliwego Szczura w okularach, niektóre z dzieci odpowiadały z pełnym zaangażowaniem. Krzyk
publiczności domagającej się właściwego opowiedzenia bajki, nie pozostawił aktorom żadnego wyboru. Musiał pojawić się konflikt, dramatyczne zwroty akcji, intryga i oczywiście szczęśliwe zakończenie.
Aktorzy świetnie poradzili sobie z zainteresowaniem trudnego widza. Spektakl oparty na motywach H.Ch. Andersena, był pełen dowcipu. Sprzeczki Króla i Królowej, postać sprytnej Niani, czy niesczęśliwego Królewicza zahipnotyzowały publiczność, która nieskrępowanie przeżywała perypetie bohaterów.
Podobało mi się – mówi dziesięcioletni Norbert Niedenthal z Bydgoszczy, który przeszedł na spektakl z babcią. - Szkoda tylko, że tak krótko to trwało. Najbardziej polubiłem szczurka, bo był śmieszny.
Każde z dzieci znalazło swojego ulubionego bohatera baśni - Fajnie było - zachwyca się trzynastoletnia Anastazja - Podobała mi się królowa , która cały czas dziergała. Nie spodziewałam się takiego zakończenia, ale wiedziałam, że i tak wszystko skończy dobrze.
Po spektaklu dzieci mogły zrobić sobie pamiątkowe zdjęcie z aktorami i kukłami bohaterów baśni.