Bo przecież wszyscy znamy tę historię: o północy z 24 na 25 grudnia zwierzęta mówią ludzkim głosem. Nie tylko te ze stajenki, ale i nasze – z kanapy, z legowiska, z parapetu. I wtedy człowiek zaczyna się zastanawiać: co on mi powie?
Może warknie na prezydenta za bezduszne „łańcuchowe weto” (bo łańcuchy – wiadomo – to dramat). A może zamerda ogonem, uśmiechnie się i rzuci:
— Dobry z ciebie ludź. Ale mógłbyś częściej wychodzić na spacer.
Legenda, czyli święta z dodatkiem magii
Zanim jednak zaczniemy ćwiczyć w głowie dialogi na poziomie „rozmowy międzygatunkowej”, warto pamiętać o jednym: to piękna polska legenda ludowa, a nie fakt.
Skąd się wzięła? To mieszanka, jak barszcz z uszkami: trochę tradycji słowiańskich, trochę chrześcijańskich. Z jednej strony stare wierzenia, że w wyjątkowe noce świat się uchyla i dzieją się rzeczy „nie z tego świata”, z drugiej – opowieść o Bożym Narodzeniu: zwierzęta w stajence miały być świadkami narodzin Jezusa i oddać mu pokłon, więc noc wigilijna nabrała szczególnej mocy. I tak zostało: w tej jednej chwili w roku zwierzęta mają „głos”.
„Podsłuchiwanie grozi…” – czyli najlepszy świąteczny thriller
W legendach jest też haczyk: nie powinno się podsłuchiwać. Bo można usłyszeć coś, czego człowiek wcale nie chce usłyszeć. W niektórych wersjach podania zwierzęta mówią dobrą nowinę albo przepowiadają przyszłość, ale ktoś, kto się skrada i nadstawia ucha, może usłyszeć nawet… datę własnej śmierci.
Czyli klasyka polskiego folkloru: jest magia, jest tajemnica i jest ostrzeżenie w stylu „nie kombinuj”.
A bywa jeszcze wersja „dla grzecznych”: że zwierzęta mówią wtedy, gdy podzieli się z nimi opłatkiem – jako podziękowanie za ich pracę i obecność. I to już brzmi jak święta, które naprawdę warto praktykować: trochę wdzięczności, trochę czułości, trochę „dostajesz, bo jesteś ważny”.
Naukowo: Twój pies mówi do Ciebie cały rok
No dobrze, a teraz wersja bez brokatu. Behawioryści powiedzą prosto: zwierzęta nie mówią ludzkim głosem. I tyle. To, że wyobrażamy sobie ich słowa, to antropomorfizacja – czyli przypisywanie zwierzętom ludzkich cech.
Ale! (tu wchodzi najważniejsze) – zwierzęta komunikują się z nami cały rok. Tylko inaczej: spojrzeniem „proszę natychmiast”, westchnieniem „znowu późno?”, ogonem w trybie „radość”, uszami w trybie „nie ufam temu wujkowi”, czy w końcu łapą na kolanie: „hej, jestem tu”. To nie jest mowa z literami. To jest mowa z sercem, mowa ciała.
Więc co usłyszysz o północy?
Najprawdopodobniej… nic w ludzkich słowach. Za to możesz dostać coś lepszego: prawdziwy komunikat, który nie potrzebuje tłumaczenia. Pies może podejść bliżej, bo w końcu jest spokojniej. Kot może wskoczyć na kolana, choć normalnie „nie lubi”. A jeśli bardzo, bardzo chcesz usłyszeć zdanie, to ja obstawiam, że twój czworonożny przyjaciel powiedziałby mniej więcej tak: "Dzięki, że jesteś. I jutro też bądź. Tylko nie zapomnij o spacerze". I to jest chyba najładniejsza wigilijna „mowa” ze wszystkich.