Wizualna perełka, ale nie tylko „ładne obrazki”
Tak — to jest uczta dla oczu. Kolorystyka ma tu rzadką dziś w blockbusterach odwagę: niebo i roślinność nadal hipnotyzują, ale „ogień” wprowadza paletę, której nie da się pomylić z niczym innym. Smaczek? Faktury. Cameron lubi, kiedy świat wygląda na dotykalny: pancerze, skóra, popiół, brud, wilgoć na włosach, mikroruchy twarzy. To kino, które nie tyle „pokazuje”, co wciąga widza do środka.

I jeszcze jedno: film ma momenty, w których obraz wydaje się niemal „za płynny” – to efekt zabawy podwyższoną liczbą klatek w niektórych sekwencjach. Dla jednych będzie to dodatkowe poczucie realizmu, dla innych lekka „dziwność”, ale Cameron znów testuje granice tego, jak ma wyglądać współczesne widowisko.

Najlepszy nowy element: plemię popiołu i Varang
„Ogień i popiół” wreszcie daje serii coś, czego bardzo potrzebowała: konflikt, który nie jest czarno-biały. Nowe plemię Na’vi (to „popiołowa” strona Pandory) nie zostało napisane po to, żebyśmy od razu wiedzieli, co o nim myśleć. Ich przywódczyni, Varang, jest fascynująca właśnie dlatego, że działa z logiką kogoś, kto przeżył swoje „spalenie świata” — i nie ma już cierpliwości do pięknych ideałów.

To jest ten „smaczek”, który zostaje w głowie: Pandora przestaje być utopią. Staje się miejscem z raną. A rana zawsze tworzy historię.
Rodzina Sullych: emocje wreszcie pracują na serio
W tle wciąż stoi Jake Sully (Sam Worthington) i Neytiri (Zoe Saldaña) — i tu film jest najmocniejszy, gdy dotyka żalu i gniewu, zamiast tylko kolejnych etapów ucieczki. Neytiri dostaje sceny, w których nie jest już tylko wojowniczką, ale kimś, kto ledwo trzyma się w całości. To nadaje całości ciężar, którego brakowało „Istocie wody” w jej najbardziej kontemplacyjnych fragmentach.

Plus dla Camerona za to, że Stephen Lang jako Quaritch zaczyna wreszcie grać czymś więcej niż stalową obsesją. Widać, że ten antagonista jest coraz mniej „monolitem”, a bardziej człowiekiem (nawet jeśli w bardzo problematycznej formie).
Czy fabuła bywa znajoma? Tak — ale tym razem to mniej przeszkadza
Jeśli znasz poprzednie części, rozpoznasz pewne rytmy: tropienie, napięcie, ratunek, kontratak. Tyle że „Ogień i popiół” nadrabia energią i świeżym moralnym zapalnikiem. To nie jest film, który udaje, że rewolucjonizuje klasyczną strukturę przygodową — Cameron raczej ją dopieszcza, dokręca i podmienia paliwo: zamiast „zachwytu” mamy stawkę emocjonalną.

Werdykt
To wciąż wielkie kino – takie, które najlepiej działa na dużym ekranie. Ale „Ogień i popiół” jest też pierwszym „Avatarem” od dawna, który nie tylko zachwyca, lecz także zostawia lekki niepokój: że każdy raj ma swoją cenę, a „dobrzy” mogą mieć popiół pod paznokciami.
Od 19 grudnia w Kino Kryterium
Reżyseria: James Cameron
Obsada: Sam Worthington, Zoe Saldaña, Sigourney Weaver, Stephen Lang