– Na przykładzie w Polski widzimy, że intensywnie rozwija się u nas zdolności ofensywne, kupuje się czy deklaruje się zakupy różnego rodzaju uzbrojenia ofensywnego – jak np. czołgi, wyrzutnie rakiet, system artyleryjskie. Natomiast zapomina się o tym, że duża część żołnierzy wciąż wykorzystuje jako środki ochrony osobistej hełmy WZ67 – czyli stalowe, pamiętające jeszcze najzimniejszy okres zimnej wojny – powiedział serwisowi eNewsroom.pl Mariusz Marszałkowski, redaktor naczelny portalu POLON.pl. – Widać również problemy z wyposażeniem osobistym żołnierzy – takim jak kamizelki kuloodporne, buty, czy nawet rękawiczki taktyczne, które są wykorzystywane przez żołnierzy. To jest wielki problem i musimy mieć świadomość tego, że modernizacja armii nie może być oparta tylko zakupie czołgu. To musi być cały ekosystem, jaki jest tworzony wokół armii. Problemem oczywiście jest fakt, że na defiladach czy na zdjęciach, na materiałach promocyjnych kamizelka kuloodporna czy radiostacja nie robi takiego wrażenia na widzach, jak np. czołg czy zestaw artyleryjski. Problemem jest to, że o modernizacji armii w głównej mierze decydują politycy, którzy potem lubują się pokazywać w blasku fleszy na tle czołgów, wyrzutni, samolotów. Za to rzadko pokazują się na tle konkretnego żołnierza z konkretnym wyposażeniem osobistym. Kończy się to tym, że polscy żołnierze kupują za swoje prywatne pieniądze kamizelki z jakiś marketów. Żołnierze na granicy polsko-białoruskiej chodzą w wyposażeniu, które sami sobie kupowali i to nie zawsze jednolitym, nie zawsze najlepszym. Ale propagandowo możemy pokazać, że armia się rozbudowuje, że jest silna, że czołgów i artylerii nam nie zabraknie – wylicza Marszałkowski.