Na przedostatni dzień festiwalu złożyła się nobliwa klasyka i najlepsza od lat zabawa. Jeśli na takich imprezach jak Hanza Jazz Festiwal trzeba umieć dokonywać sztuki wyboru, to ewidentnie wczoraj należało być w Kawałku Podłogi, choć słuchacze i oglądacze koncertu Ptaszyna w Radiu Koszalin, też nie mogą narzekać.
Centrum piątkowej rozrywki był w Koszalinie bez wątpienia dwulokalowy budynek przy ulicy Piastowskiej. W
BeWuA odbyła się jubileuszowa Pecha Kucha, z nostalgiczną nutką – żegnano na niej wyjeżdżającego z Polski nadwornego mistrza ceremonii tych spotkań, Galla Podlaszewskiego. W
Kawałku Podłogi zaś rządził jazz. Najpierw można było posłuchać występów uczestników warsztatów festiwalowych, wśród których dominowały koszalińskie wokalistki, którym towarzyszyli młodzi instrumentaliści. Prezentowane piosenki były różne, i polskie i amerykańskie, ale wszystkie łączył jazzowy feeling.
Późnym wieczorem rozpoczął się kolejny hanzeatycki jam session. Temperatura podnosiła się z każdym kolejnym utworem, a kiedy na scenie pojawił się ciemnoskóry gitarzysta Mike Russel, prowadzący klasę gitary na warsztatach, nastąpiła eksplozja pozytywnych, muzycznych wibracji. To był prawdziwy popis profesorskich umiejętności, Dutkiewicz, Lewandowski i Grabowy wyglądali jakby całe życie grali razem. A przecież w dużej części była to improwizacja. To był bez wątpienia najlepszy jazzowy wieczór w Koszalinie od lat. Niech żałują wszyscy, którzy nie zmieścili się wczoraj w
Kawałku Podłogi