Słowo „szaleństwo” jest idealnym określeniem tego co można było usłyszeć. Nie chodzi tu o chorobę psychiczną, a raczej obłęd jaki często przypisywano geniuszom. Inaczej nie można opisać tego, co zespół pod przewodnictwem Tomasza Dąbrowskiego "wyciska" z muzyki.
Potęga kompozycyjnej biegłości lidera i doskonała intuicja sidemanów, czyli perkusisty Andreasa Mogensena i kontrabasisty Nilsa Bo Davidsena, stworzyły dźwięki niepokorne, a jednocześnie poukładane - choć według jakiegoś szatańskiego przepisu.
Brzmienie, zaledwie trzech instrumentów, zachwyciło eksplozją barw w zdecydowanie chłodnych odcieniach. Ponad wszystkim królowała mordercza improwizacja i to w obrębie całego zespołu.
Nietypowe metrum, bardzo oszczędne tematy i specyficzna atmosfera uczestnictwa w muzycznych gusłach, nie pozwoliła nikomu pozostać obojętnym. Słuchacze obeznani w jazzowych zwyczajach, wydobywali z właściwą dla estetyki muzycznej biegłością i improwizacyjnym zaśpiewem okrzyki zadowolenia i podziwu.
Lider grupy okazał się być skromnym przewodnikiem, oprowadzającym swoich kolegów po nadzwyczaj niestandardowych kompozycjach. Z absolutnym polotem i wyczuwalną pokorą wobec „towarzyszy broni” pokazał wielką klasę wirtuozerską. Jego solowe popisy na trąbce były jedynie drogowskazem i dopełnieniem kolorytu brzmienia grupy, czyli tak jak to być powinno – bez gwiazdorzenia.
Grupa brzmiała jak idealnie wycyrklowana, naoliwiona maszyna, gdzie każdy element wpływa na działanie drugiego. Swoisty mechanizm muzycznego misterium. Transowe pasaże przecinały obłędne szarże perkusji, a kontrabas z wpisaną w brzmienie instrumentu powagą, rozpościerał przestrzeń o nieregularnej strukturze.
Dekonstrukcja oparta o niekiedy wręcz banalne w swej melodyce tematy, urzekała kreatywnością. Tu właśnie dało się usłyszeć owy geniusz obłędu lub obłęd geniuszu. Trudno zdecydować co powinno pojawić się jako pierwsze, bo muzyka z minuty na minutę zmieniała swój kształt przechylając szalę z jednej strony na drugą .
Muzyczna wolność trzech artystów uderzyła wielką wrażliwością na brzmieniowe i kompozycyjne piękno. Wydawało się, że dotarcie do zawartej w utworach Dąbrowskiego mądrości musi przebiegać przez niemalże naukowe przestudiowanie poszczególnych elementów. Coś na kształt sekcji, czy muzycznej obdukcji.
Publiczność objawiała różne reakcje na skażenie jazzem tria Tomasza Dąbrowskiego - od szoku, przez uwielbienie, po totalną euforię.