Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Wolność polsko – duńska

Autor Robert Kuliński/ fot. Art Rut 5 Grudnia 2014 godz. 10:54
Jazzowe trio, które minionego wieczoru wystąpiło w pubie Z Innej Beczki zaproponowało licznej - jak na warunki lokalu - publiczności, muzykę niełatwą i szalenie wymagającą.

Słowo  „szaleństwo” jest idealnym określeniem tego co można było usłyszeć. Nie chodzi tu o chorobę psychiczną, a raczej obłęd jaki często przypisywano geniuszom. Inaczej nie można opisać tego, co zespół pod przewodnictwem Tomasza Dąbrowskiego "wyciska" z muzyki.

Potęga  kompozycyjnej biegłości lidera i doskonała intuicja sidemanów, czyli perkusisty Andreasa Mogensena i kontrabasisty Nilsa Bo Davidsena, stworzyły dźwięki niepokorne, a jednocześnie poukładane - choć według jakiegoś szatańskiego przepisu.


Brzmienie, zaledwie trzech instrumentów, zachwyciło eksplozją barw w zdecydowanie chłodnych odcieniach. Ponad wszystkim królowała mordercza improwizacja i to w obrębie całego zespołu.

Nietypowe metrum, bardzo oszczędne tematy i specyficzna atmosfera uczestnictwa w  muzycznych gusłach, nie pozwoliła nikomu pozostać obojętnym. Słuchacze obeznani w jazzowych zwyczajach, wydobywali z właściwą dla estetyki muzycznej biegłością i improwizacyjnym zaśpiewem okrzyki zadowolenia i podziwu.


Lider grupy okazał się być skromnym przewodnikiem, oprowadzającym swoich kolegów po nadzwyczaj niestandardowych kompozycjach. Z  absolutnym polotem i wyczuwalną pokorą wobec „towarzyszy broni” pokazał  wielką klasę  wirtuozerską. Jego solowe popisy na trąbce były jedynie drogowskazem i dopełnieniem kolorytu brzmienia grupy, czyli tak jak to być powinno – bez gwiazdorzenia.

Grupa  brzmiała jak idealnie  wycyrklowana, naoliwiona maszyna, gdzie każdy element wpływa na działanie drugiego. Swoisty mechanizm muzycznego misterium. Transowe pasaże przecinały  obłędne  szarże perkusji, a kontrabas z wpisaną w brzmienie instrumentu powagą, rozpościerał przestrzeń o nieregularnej strukturze.

Dekonstrukcja oparta o niekiedy wręcz banalne w swej melodyce tematy, urzekała kreatywnością. Tu właśnie dało się usłyszeć owy geniusz obłędu lub obłęd geniuszu. Trudno zdecydować co powinno pojawić się jako pierwsze, bo muzyka z minuty na minutę zmieniała swój kształt przechylając szalę z jednej strony  na drugą .

Muzyczna wolność  trzech artystów uderzyła wielką wrażliwością na brzmieniowe i kompozycyjne piękno. Wydawało się, że dotarcie do zawartej w utworach Dąbrowskiego mądrości musi przebiegać przez niemalże naukowe przestudiowanie poszczególnych elementów. Coś na kształt sekcji, czy muzycznej obdukcji.

Publiczność objawiała różne reakcje na skażenie jazzem tria Tomasza Dąbrowskiego - od szoku, przez uwielbienie, po totalną euforię.

Poprzedni artykuł