Stanisław Jakóbczyk urodził się 19 listopada 1914 r. we wsi Łękińsko w w okolicach Piotrkowa Trybunalskiego w woj. łódzkim. Ojciec Antoni był pracownikiem administracji, matka Agnieszka, która zmarła w 1919 r. Ojciec nie potrafił sobie poradzić z wychowaniem 4 synów. 3 z nich oddał na służbę do gospodarzy na wsi. Więc pan Stanisław jako jeszcze 6 letnie dziecko - pracował za darmo: pasał gęsi, potem krowy, spał w obórce ze zwierzętami. Do szkoły nikt go nie posyłał. Ojciec mieszkał 1,5 km dalej ale nie interesował się zbytnio synami. Pan Stanisław w wieku 9 lat uciekł z gospodarstwa. Znalazł nowe miejsce w Kleszczowie u niemieckiej rodziny. Tu żyło mu się dużo lepiej - chociaż pracował ciężko.
Na Święta Bożego Narodzenia do jego wychowawców przyjechała rodzina z Łodzi z 9 letnią córką. Mała dziewczynka odmieniła życie pana Stanisława. Uprosiła rodziców, aby zabrali go ze sobą do pracy w mieście. Byli właścicielami cegielni na przedmieściach miasta. Po kilku dniach faktycznie wrócili po niego - po prostu wykradli go z gospodarstwa. Państwo Lange stali się dla pana Stanisława prawdziwą rodziną, tu odnalazł to czego do tej pory mu brakowało.
W Łodzi zastała go wojna. Jego wychowawca został skierowany przez władze niemieckie do pracy jako kierownik gospodarstwa rolnego w Lutomirsku. Pan Stanisław pojechał tam jako tłumacz. Razem pracowało im się dobrze, jednak w 1941 r. zmieniono kierownika: na jego miejsce przyszedł hitlerowiec. Zmiana okazała się niekorzystna dla robotników. Wprowadzono nowe porządki - praca przez wszystkie dni w miesiącu. Pan Stanisław był odpowiedzialny za pracę. Gdy pracownicy nie chcieli pracować w święta, karę za to ponosił pan Stanisław. Postanowił uciec. Udało mu się opuścić gospodarstwo w II dzień świąt Bożego Narodzenia. Zarządca zorganizował obławę policyjną.
Pomiędzy Łodzią a Lutomirskiem kursowały tramwaje. Pan Stanisław miał dużo szczęścia - udało mu się opuścić Lutomirsk i powrócić do Łodzi do swoich wychowawców. Ukryli go. W 1942 r. został przekazany do gospodarstwa ogrodniczego prowadzonego przez innego członka rodziny. Okazało się, że nowe miejsce nie było szczęśliwe. Właściciel ciągle straszył i upokarzał pana Stanisława, aż w końcu dotkliwie go pobił. Później przyszło gestapo. Pan Stanisław został zabrany do aresztu na ul. Szterlinga w Łodzi. Tam był przesłuchiwany i torturowany codziennie przez 9 dni - to był styczeń 1943 r. Później został zesłany do obozu koncentracyjnego w Austrii jako więzień polityczny. Już pierwszego dnia w obozie został skazany na 8 dni karnego komando przy rozbudowie łagru. Tego nigdy nie da się zapomnieć. Życie uratował mu czeski lekarz. Do dziś dziękuje tym wszystkim ludziom, że udało mu się przeżyć.
We wrześniu 1945 r. powrócił do Łodzi. Jednak posiadłość jego wychowawców była już zajęta, nic go tam nie trzymało. Przyjechał na Ziemie Odzyskane do miejscowości Reinfeld obecnie Bierzwnica w pow. Świdwińskim. Ziemie Odzyskane stały się nową ojczyzną Pana Stanisława. W tej miejscowości było tylko 5 Polaków - w tm komisarz Pan Wrzecionkowski - prosili aby został z nimi, pozostał i podjął pracę jako magazynier, wspólnie zarządzali 5 majątkami.
W 1947 r. założył rodzinę żeniąc się ze swoją wybranką Salomeą. W 1949 r. zwolniony został Pan Wrzeczionkowski bo nie należał do partii. Nastąpiła zmiana w kierownictwie. Pan Stanisław otrzymał szansę awansu. Jednak w 1953 r. zrezygnował z dotychczasowej pracy i przyjechał wraz z rodziną do Koszalina. Tu podjął pracę w Przedsiębiorstwie Zaopatrzenia Rolnictwa w Wodę przy ul. Morskiej jako studniarz. Później awansował na brygadzistę, został mistrzem studniarskim. Pracował przez 33 lata.
Jest odznaczony kilkoma odznaczeniami mi.in.Krzyżem Kawalerskim. Od 67 lat jest w szczęśliwym związku małżeńskim z Salomeą, wychowali 3 dzieci: syna Ryszarda i dwie córki: Annę i Grażynę.
Na zdjęciu: Pan Stanisław z córkami.