Patryk Pietrzala: Spodziewał się Pan tak ciężkiej przeprawy z drużyną Energi Czarnych Słupsk?
Dante Swanson: Oczywiście, że tak! W końcu graliśmy przeciwko Enerdze Czarnym w okresie przygotowawczym i wówczas nie prezentowaliśmy się najlepiej. W składzie drużyny ze Słupska gra kilku naprawdę dobrych zawodników, dlatego wiedzieliśmy, że spotkanie derbowe będzie niezwykle emocjonujące. W takich pojedynkach liczy się przede wszystkim waleczność i determinacja, a my pokazaliśmy się z całkiem niezłej strony.
Na przerwę schodziliście jednak z dziesięciopunktową stratą, a w połowie trzeciej kwarty byliście zupełnie inną drużyną. Co się stało?
- Nic szczególnego się nie stało. To nasza wina, bo gdybyśmy grali tak jak powinniśmy, to zaoszczędzilibyśmy nerwów sobie oraz naszym kibicom. Nie prezentowaliśmy dobrej obrony, a Energa Czarni skrzętnie to wykorzystywali. W trzeciej kwarcie byliśmy agresywniejsi i nasza defensywa zaczęła sprawiać gościom coraz więcej kłopotów. Ograniczyliśmy poczynania wysokich zawodników ze Słupska, bo to oni przyprawiali nas o ból głowy w pierwszej połowie. Zaczęliśmy też trafiać rzuty z otwartych pozycji. Wówczas spotkanie zaczęło się układać po naszej myśli.
Bardzo dobrze poradziliście sobie z Kylem Shilohem. Czy to właśnie tego zawodnika obawialiście się najbardziej?
- Wiedzieliśmy, że to dobry strzelec. Shiloh to pierwsza opcja w ataku Energi Czarnych, dlatego skupiliśmy się na tym, by wyłączyć go z gry. Pamiętaliśmy także o Gruszeckim. Nie chcieliśmy, żeby ten zawodnik zaczął trafiać jak na zawołanie.
Dało się zauważyć, że w pewnym momencie był Pan wręcz wyczerpany.
- Racja (śmiech). Wiedziałem, że musimy zmienić naszą grę w drugiej połowie, więc starałem się robić wszystko, co przyda się do zwycięstwa, dlatego pod koniec trzeciej kwarty byłem zmęczony.
Początek meczu nie był zbyt dobry w moim wykonaniu. Wciąż nie mogę przeżyć tego, że nie trafiłem dwóch osobistych pod koniec meczu (śmiech). Na szczęście wszystko zakończyło się po naszej myśli i teraz mogę spokojnie odpocząć i skupić się na kolejnym spotkaniu.
Porównując pańską grę sprzed czterech lat i z tego sezonu, można odnieść wrażenie, że Dante Swanson nie jest tak aktywny w ofensywie.
- Coś w tym jest! Mam po prostu inną rolę w drużynie. Wcześniej starałem się zdobywać punkty w trudnych momentach, a teraz mamy zawodników, którzy są w tym elemencie specjalistami, jak Qyntel. Chcę, by wszyscy czuli się potrzebni i mieli tyle samo okazji do wykazania się. Moje statystyki mogą na tym ucierpieć, ale coś trzeba poświęcić, by na końcu móc cieszyć się ze zwycięstwa.
Czy mógłby Pan porównać spotkania przeciwko Enerdze Czarnym w starej hali Gwardii i na obiekcie, w którym aktualnie występujecie?
- Derby na hali Gwardii miały swój klimat. Kibice byli blisko parkietu, więc było głośno i niezwykle gorąco. Tutaj jest inaczej, na trybunach może zasiąść znacznie większa liczba naszych fanów. W niedzielę nie odczuwałem różnicy w dopingu. Nasi sympatycy spisali się na medal!
Ostatnio dało się usłyszeć niepokojące plotki, które mówiły o tym, iż Dante Swanson zamierza zakończyć karierę po tym sezonie.
- Zaznaczam, że pytanie nie dotyczy mojej formy fizycznej ani miłości do koszykówki. Chodzi o moją rodzinę. Gram w Europie od kilkunastu lat, dlatego nie mogę być przy moich bliskich. Moja córka ma 13 lat, a ja przegapiłem większość ważnych wydarzeń z jej życia. Żona oraz dzieci są dla mnie najważniejsi. Wracając do pytania, nie mogę zagwarantować, że zawieszę buty na kołku po tym sezonie. Daje sobie 60 procent szans na to, że nie wrócę na koszykarski parkiet.