Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
sport

Swanson: Waleczność i determinacja

Autor Patryk Pietrzala 4 Listopada 2014 godz. 12:30
- W takich pojedynkach liczy się przede wszystkim waleczność i determinacja, a my pokazaliśmy się z całkiem niezłej strony – mówi Dante Swanson, rozgrywający AZS Koszalin.

Patryk Pietrzala: Spodziewał się Pan tak ciężkiej przeprawy z drużyną Energi Czarnych Słupsk?

 

Dante Swanson: Oczywiście, że tak! W końcu graliśmy przeciwko Enerdze Czarnym w okresie przygotowawczym i wówczas nie prezentowaliśmy się najlepiej. W składzie drużyny ze Słupska gra kilku naprawdę dobrych zawodników, dlatego wiedzieliśmy, że spotkanie derbowe będzie niezwykle emocjonujące. W takich pojedynkach liczy się przede wszystkim waleczność i determinacja, a my pokazaliśmy się z całkiem niezłej strony.

 

Na przerwę schodziliście jednak z dziesięciopunktową stratą, a w połowie trzeciej kwarty byliście zupełnie inną drużyną. Co się stało?

 

- Nic szczególnego się nie stało. To nasza wina, bo gdybyśmy grali tak jak powinniśmy, to zaoszczędzilibyśmy nerwów sobie oraz naszym kibicom. Nie prezentowaliśmy dobrej obrony, a Energa Czarni skrzętnie to wykorzystywali. W trzeciej kwarcie byliśmy agresywniejsi i nasza defensywa zaczęła sprawiać gościom coraz więcej kłopotów. Ograniczyliśmy poczynania wysokich zawodników ze Słupska, bo to oni przyprawiali nas o ból głowy w pierwszej połowie. Zaczęliśmy też trafiać rzuty z otwartych pozycji. Wówczas spotkanie zaczęło się układać po naszej myśli.

 

Bardzo dobrze poradziliście sobie z Kylem Shilohem. Czy to właśnie tego zawodnika obawialiście się najbardziej?

 

- Wiedzieliśmy, że to dobry strzelec. Shiloh to pierwsza opcja w ataku Energi Czarnych, dlatego skupiliśmy się na tym, by wyłączyć go z gry. Pamiętaliśmy także o Gruszeckim. Nie chcieliśmy, żeby ten zawodnik zaczął trafiać jak na zawołanie.

 

Dało się zauważyć, że w pewnym momencie był Pan wręcz wyczerpany.

 

- Racja (śmiech). Wiedziałem, że musimy zmienić naszą grę w drugiej połowie, więc starałem się robić wszystko, co przyda się do zwycięstwa, dlatego pod koniec trzeciej kwarty byłem zmęczony.

 

Początek meczu nie był zbyt dobry w moim wykonaniu. Wciąż nie mogę przeżyć tego, że nie trafiłem dwóch osobistych pod koniec meczu (śmiech). Na szczęście wszystko zakończyło się po naszej myśli i teraz mogę spokojnie odpocząć i skupić się na kolejnym spotkaniu.

 

Porównując pańską grę sprzed czterech lat i z tego sezonu, można odnieść wrażenie, że Dante Swanson nie jest tak aktywny w ofensywie.

 

- Coś w tym jest! Mam po prostu inną rolę w drużynie. Wcześniej starałem się zdobywać punkty w trudnych momentach, a teraz mamy zawodników, którzy są w tym elemencie specjalistami, jak Qyntel. Chcę, by wszyscy czuli się potrzebni i mieli tyle samo okazji do wykazania się. Moje statystyki mogą na tym ucierpieć, ale coś trzeba poświęcić, by na końcu móc cieszyć się ze zwycięstwa.

 

Czy mógłby Pan porównać spotkania przeciwko Enerdze Czarnym w starej hali Gwardii i na obiekcie, w którym aktualnie występujecie?

 

- Derby na hali Gwardii miały swój klimat. Kibice byli blisko parkietu, więc było głośno i niezwykle gorąco. Tutaj jest inaczej, na trybunach może zasiąść znacznie większa liczba naszych fanów. W niedzielę nie odczuwałem różnicy w dopingu. Nasi sympatycy spisali się na medal!

 

Ostatnio dało się usłyszeć niepokojące plotki, które mówiły o tym, iż Dante Swanson zamierza zakończyć karierę po tym sezonie.

 

- Zaznaczam, że pytanie nie dotyczy mojej formy fizycznej ani miłości do koszykówki. Chodzi o moją rodzinę. Gram w Europie od kilkunastu lat, dlatego nie mogę być przy moich bliskich. Moja córka ma 13 lat, a ja przegapiłem większość ważnych wydarzeń z jej życia. Żona oraz dzieci są dla mnie najważniejsi. Wracając do pytania, nie mogę zagwarantować, że zawieszę buty na kołku po tym sezonie. Daje sobie 60 procent szans na to, że nie wrócę na koszykarski parkiet.

 

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Czytaj też

Derby rządzą się swoimi prawami

Patryk Pietrzala - 5 Listopada 2014 godz. 14:05
Koszalińscy kibice mogli być w wyjątkowo dobrych nastrojach przed meczem z Energą Czarnymi Słupsk. W końcu ich ulubieńcy nie zawodzili i grali naprawdę dobrze w ostatnich spotkaniach. Niedzielne derby pokazały jednak, że takie pojedynki rządzą się swoimi prawami i najważniejsza jest dyspozycja dnia oraz nastawienie całej drużyny. - Obstawiam, że wygramy co najmniej dwudziestoma punktami – mówili kibice oraz koszalińscy trenerzy. Taki wynik nie był niemożliwy, w końcu słupszczanie nie prezentowali ostatnio najwyższej formy. Zawodnicy trenera Dejana Mijatovicia pokonali dwóch zeszłorocznych pierwszoligowców, z którymi męczyli się aż do ostatnich minut czwartej kwarty. Stąd też zdecydowanym faworytem w derbach byli biało – niebiescy.   W spotkaniu z koszalińskim AZS, Energa Czarni odrobili lekcje. Najważniejszy zawodnik Akademików, Qyntel Woods, nie miał zbyt wiele miejsca do efektownych akcji i popisów. Amerykanin zdobył zaledwie osiem punktów, co jak do tej pory jest jego najsłabszym wynikiem w trwających rozgrywkach. - Jestem usatysfakcjonowany naszą grą. Ciężko pracowaliśmy i muszę przyznać, że byliśmy dobrze przygotowani do tego meczu. Cieszyć może również nasza postawa przeciwko Woodsowi – mówił trener Energi Czarnych, Dejan Mijatovic.   Dodatkowo, do dobrej strategii obronnej Energi Czarnych, doszła słabsza defensywa AZS w pierwszej połowie. - Byliśmy ospali i nie prezentowaliśmy się tak, jak powinniśmy. Nie weszliśmy w to spotkanie zbyt dobrze, a na domiar złego pod koniec drugiej kwarty goście odskoczyli nam na dziesięć punktów – powiedział skrzydłowy AZS, Piotr Stelmach.   Słupszczanie podwajali Qyntela Woodsa przy akcjach dwójkowych, stąd Amerykanin miał znacznie mniej miejsca na indywidualne popisy. Jednakże 33-letni skrzydłowy udowodnił, że potrafi radzić sobie z takim rodzajem defensywy, kilkukrotnie dzieląc się piłką z niepilnowanym partnerem z drużyny. - Zatrzymaliśmy Qyntela, jednak ta sztuka nie udała nam się z Szewczykiem i Stelmachem, który dwukrotnie trafił w dystansu w trudnym dla gospodarzy momencie – tłumaczył trener Mijatović.   W drugiej połowie zobaczyliśmy zupełnie innych Akademików. Powód? - Trener nas zmotywował w szatni. Zagraliśmy z inną energią w trzeciej i czwartej kwarcie. Pokazaliśmy się ze znacznie lepszej strony. Mieliśmy sporo czystych pozycji do rzutów i dogoniliśmy Energę Czarnych – wyjaśnił Stelmach. Warto zatrzymać się przy osobie Igora Milicicia. Szkoleniowiec Akademików, mimo dosyć małego doświadczenia w roli pierwszego trenera, zachowywał się momentami niczym profesor. Były kapitan koszalińskiej drużyny świetnie rotował składem. Dał odpocząć liderom – Woodsowi, Swansonowi i Szewczykowi, po czym wpuścił ich na ostatnie pięć minut czwartej kwarty, by ci dobili przeciwników.   - Częsta rotacja była kluczowa. Mamy w rotacji dziesięciu zawodników. To nie jest zespół Gorana Vrbanca, Szymona Szewczyka lub Qyntela Woodsa. To AZS Koszalin, gdzie nie ma indywidualności i będziemy wygrywać albo przegrywać jako drużyna – wytłumaczył trener Akademików.   Trener Milicić potrafił także zaryzykować i zaskoczyć wszystkich, gdy przy dziesięciopunktowej stracie nie wystawił na boisko Qyntela Woodsa. Akt desperacji? Skądże! To tzw. nos trenerski. - Nie byliśmy skoncentrowani na początku spotkania oraz nie wykorzystywaliśmy odpowiednio Qyntela, który... miał pięć asyst, co jest jego najlepszym wynikiem w tym sezonie. Qyntel podciągnął nas w najważniejszych momentach – stwierdził Milicić.