Niechlubna koszalińska tradycja polegała na niezbyt udanym starcie każdego kolejnego sezonu. Akademicy, mimo szumnych zapowiedzi i dobrej formy w spotkaniach przedsezonowych, zawodzili na całej linii i odnajdywali formę dopiero w mniej więcej połowie rozgrywek. Tym razem koszykarze AZS rozpoczęli w świetnym stylu, wygrywając we wszystkich trzech meczach, mimo że oczekiwania były wyjątkowo wysokie. - Wiemy, że tzw. balonik został bardzo nadmuchany, jednak my o tym nie myślimy i skupiamy się na każdym kolejnym spotkaniu – tłumaczył niedawno Piotr Stelmach, skrzydłowy AZS.
Koszalińscy kibice z pewnością pamiętają sezon 2006/2007. Wówczas ich ulubieńcy rozpoczęli rozgrywki od... ośmiu porażek z rzędu. AZS stał się wtedy pewniakiem do spadku z ligi, na szczęście w sześciu następnych spotkaniach, podopieczni trenera Arkadiusza Konieckiego, byli lepsi od swoich rywali.
Podobna sytuacja miała miejsce w sezonie 2008/2009. Akademicy przegrali cztery pierwsze spotkania i dopiero zmiana trenera, z Dariusza Szczubiała na Jeffa Nordgaarda, sprawiła, że koszalinianie wygrali dziesięć spośród dwunastu następnych meczów. Szczęścia zabrakło także Zoranowi Sretenoviciowi, którego drużyna – w poprzednich rozgrywkach – zainaugurowała sezon czterema porażkami z rzędu.
W rozgrywkach 2012/2013 koszalinianie zanotowali jeden z lepszych startów w swojej historii występów w Tauron Basket Lidze. Wówczas podopieczni trenera Teo Cizmicia wygrali osiem spośród jedenastu
pierwszych spotkań. Tamten sezon zakończył się największym sukcesem w historii klubu, czyli brązowym medalem. Strach pomyśleć, co może oznaczać świetna inauguracja trwających rozgrywek, gdzie Akademicy nie zaznali jeszcze smaku porażki. - Cieszymy się, że w końcu udało nam się dobrze zainaugurować sezon. W poprzednich latach mieliśmy z tym sporo problemów, dlatego potraktujemy to jako dobry prognostyk – stwierdził trener AZS, Igor Milicić.