Koszalinianie, mimo że występowali w niepełnym składzie, robili wszystko co w ich mocy, by zapisać na swoim koncie jak najlepszy wynik. Po raz kolejny wśród gospodarzy brakowało Krzysztofa Szubargi i Piotra Dąbrowskiego. Goście grali natomiast w pełnym składzie. W pierwszej kwarcie popis umiejętności ofensywnych dawał Jeff Robinson (9 pkt w 10 minut). Amerykanin gra w tym sezonie w kratkę, jednak jego wszechstronność dawała się we znaki defensorom ze Zgorzelca.
Koszalinianie byli stroną przeważającą...jednak wynik tego nie potwierdzał. PGE Turów zdobywał większość punktów rzutami z dystansu lub z kontr. Dopiero pod koniec kwarty przewaga zgorzelczan zaczęła rosnąć. Podopieczni trenera Rajkovicia bezlitośnie wykorzystywali pomyłki AZS i błyskawicznie zamieniali je na celne rzuty. Rażąca była statystyka punktów zdobywanych z kontr: PGE Turów zdobył ich 17, a Akademicy 0.
Defensywa AZS wyglądała znacznie lepiej w drugiej kwarcie. Koszalinianie grali mądrze w ofensywie, nie podejmowali pochopnych decyzji, co przekładało się na wynik. Nieco mniej miejsca niż zwykle miał Dunn, który po raz kolejny zabrał się za rozgrywanie akcji. Na największe wyróżnienie zasługuje Artur Mielczarek, który oprócz tego, że rzucał się po każdą piłkę, to robił sporo zamieszania w ataku.
Początek drugiej połowy wyglądał podobnie jak w pierwszym i drugim meczu tej serii. Dominacja PGE Turowa była niepodważalna. Akademicy robili co mogli, jednak w niektórych sytuacjach byli po prostu bezsilni. Sytuacja zmieniła się, gdy na parkiecie zameldował się...Czarek Trybański, który grał u boku Darrella Harrisa. Taki obrót spraw działał na korzyść Akademików. Gospodarze odrobili część strat i na dwie minuty do końca trzeciej kwarty przegrywali różnicą dwóch „oczek”. Końcówka należała jednak do graczy ze Zgorzelca, którzy na ostatnią część spotkania schodzili z siedmiopunktową zaliczką.
Początek ostatniej kwarty był grany pod dyktando gości. Grę PGE Turowa można opisać jako konsekwentną i wyrachowaną. Koszalinianie grali ambitnie, jednak z biegiem czasu wychodził brak możliwości w rotacji. Od kilku minut kwarty było jednak pewne, że to ostatni mecz koszalińskiej drużyny w tym sezonie.