Zdobycie medalu olimpijskiego to ogromne wyróżnienie, to w końcu coś, na co pracują wszyscy sportowcy na całym świecie. Efektywność ich pracy jest sprawdzana w jednym wyścigu, jednym zjeździe lub jednym skoku. Oprócz wspomnianego wcześniej medalu, w grę wchodzą oczywiście pieniądze, które w tym roku będą rekordowo duże.
Niektórzy sportowcy jadą tam po medale, dla innych najważniejsze są pieniądze. Jest jeszcze trzecia kategoria. Są tacy, dla których najistotniejszy jest sam udział w igrzyskach. Pamiętacie Michaela Edwardsa? Brytyjczyk był najgorszym skoczkiem w historii. Mimo to popularny „Orzeł” wciąż chciał konkurować z najlepszymi. Dla niego liczyła się sama rywalizacja. Podobnie było z bobsleistami z...Jamajki. Na olimpiadzie w Calgary ich bobslej przewrócił się do góry nogami, a niczym nie zrażeni Jamajczycy dobiegli do mety z uśmiechem na twarzy. Jaki to ma związek z polskimi sportowcami? Nasze media od kilku tygodni prześcigają się w prognozach dotyczących medali. Może jednak nie warto wywierać na nikim presji, może najważniejszy jest sam udział i reprezentowanie swojego kraju na tak wielkiej imprezie.
Olimpiada w Soczi będzie wyjątkowa dla Polaków. Jeszcze nigdy tylu sportowców nie miało okazji reprezentować naszego kraju na zimowych igrzyskach. 60 zawodników i 56 osób, dbających o nasze „medalowe nadzieje”. Co więcej, z tego co mówi Apoloniusz Tajner, do Soczi pojadą również tacy, którzy nie są znani węższej, ani tym bardziej szerszej publiczności. Powód? To będzie doskonała okazja i pretekst, by pojechała jeszcze większa grupa tzw. pomagierów. Razem z Justyną Kowalczyk pojedzie aż ośmioosobowa ekipa. Grzegorz Guzik, Rafał Lepel i Łukasz Słonina to biatholiniści, którzy do tej pory nic nie osiągnęli, jednak swoją obecnością w kadrze, powiększą liczbę miejsc dla osób towarzyszących. Co najważniejsze – wszystko finansuje PKOl, a jeszcze precyzyjniej – sponsorzy.
Na barkach naszych sportowców będzie spoczywała ogromna odpowiedzialność i nadzieje. Minister sportu, Andrzej Biernat wspominał ostatnio dziesięciu medalach. Sukcesem będzie przynajmniej połowa tej liczby. Jak do tej pory, rekordowym osiągnięciem biało-czerwonych było sześć „krążków”, z czego trzy wywalczyła... Justyna Kowalczyk (Vancouver). Optymistyczna wersja mówi o trzynastu szansach na medale.
8.02: Biegi narciarskie – 15 km bieg łączony kobiet Justyna Kowalczyk
11.02: Biathlon – 10 km na dochodzenie kobiet Krystyna Pałka
13.02: Biegi narciarskie – 10 km st. klasycznym kobiet Justyna Kowalczyk
15.02: Skoki narciarskie – konkurs na skoczni dużej Kamil Stoch
15.02: Łyżwiarstwo szybkie – 1500 m mężczyzn Zbigniew Bródka
17.02: Skoki narciarskie – konkurs drużynowy
22.02: Łyżwiarstwo szybkie – drużyna mężczyzn
22.02: Łyżwiarstwo szybkie – drużyna kobiet
23.02: Biegi narciarskie – 30 km st. dowolnym kobiet Justyna Kowalczyk
Największe nadzieje wiązane będą z kadrą skoczków prowadzonych przez Łukasza Kurczka. W nieco słabszej formie znajduje się Justyna Kowalczyk. Jak powszechnie wiadomo, największymi rywalkami 31-letniej sportsmenki będą Norweżki.
Co ciekawe, wszystkie biegaczki ze Skandynawii chorują na astmę, co upoważnia je do zażywania leków ze sterydami. Według profesora Szymona Krasickiego, byłego biegacza, miejsce Norweżek jest na... paraolimpiadzie. - Olimpiada to miejsce dla ludzi zdrowych, jeżeli ktoś ma problemy ze zdrowiem i musi się czymś wspomagać, to powinien startować na paraolimpiadzie – argumentuje. To nieco kontrowersyjna teoria, prawda? W końcu jedni z najbardziej znanych i najbardziej zasłużonych polskich sportowców również mieli problemy z astmą. Mowa o Otylii Jędrzejczak i Robercie Korzeniowskim.
Jedno jest pewne.Olimpiada wywołuje mnóstwo emocji, tych pozytywnych, jak i negatywnych. To walka o pieniądze i prestiż, a także o zachowanie posad i wysokich stanowisk. Nam pozostaje czekać i i liczyć na naszych reprezentantów, którzy zgodnie z zapowiedziami mają przywieźć do Polski rekordową liczbę medali.