Początek spotkania nie był emocjonujący. Obie drużyny miały problemy w ofensywie, mimo że defensywa nie stała na tak wysokim poziomie. Koszalinianie nadrabiali jednak agresywną walką na tablicach. Sytuacja uległa zmianie gdy po raz pierwszy w tym sezonie na parkiecie zameldował się Jeff Robinson. Amerykanin był impulsem, którego potrzebowała reszta drużyny. Z kontuzji wyleczył się także LaceDarius Dunn, który pojawił się na boisku już w drugiej kwarcie.
Koszalinianie grali dobrze, jednak ich gra mogła wyglądać jeszcze lepiej, szczególnie na dystansie. Wspomniany wcześniej Dunn dał nieco inaczej niż zwykle. Były zawodnik Baylor robił dosłownie wszystko. Od asystowania do dobrej defensywy na niskich graczach Stabillu Jezioro. Akademicy ograniczali poczynania Andrew Fitzgeralda, który tym razem nie był aż tak skuteczny. Najlepiej w drużynie trenera Szczubiała grał Chaisson Allen.
W drugiej połowie Akademicy grali nieco agresywniej. Ich gra w ofensywie również się poprawiła. Przewaga gospodarzy stopniowo rosła, a przyczyniał się do tego cały zespół. Mimo że samo spotkanie nie należało do najciekawszych, to momentami gra koszykarzy AZS mogła się podobać. Jedyne co mogło ulec poprawie, to przestoje jakie zaliczali Akademicy.
Spotkanie było już rozstrzygnięte po trzeciej kwarcie. Stabill Jezioro nie miał tylu atutów co w Tarnobrzegu, by zagrozić koszykarzom AZS. Trener Okorn często rotował składem, dawał pograć wszystkim zawodnikom. To było spotkanie, w którym równie dobrze co gracze amerykańscy, spisywali się Polacy. Piotr Dąbrowski i Artur Mielczarek grozili rzutami dystansu i byli efektywni w defensywie.