Kibice z Koszalina mieli w pamięci przegraną w Gdyni różnicą 27 punktów. AZS grał wówczas bez pomysłu, a Start dominował w niemal każdym elemencie koszykarskiego rzemiosła. Dzisiejszy mecz rozpoczął się bez większego porywu. Po czterech minutach gry na tablicy było 4:2. Dopiero po punktach Pawła Leończyka coś ruszyło w grze obu zespołów. Dzięki dobrej grze Seka Henry'ego Akdemicy wyszli na 10 punktową przewagę i kontrolowali przebieg meczu.
Start jednak nie odpuszczał. Gdynianie za sprawą Roberta Rothbarta zniwelowali stratę do 4 oczek i zaczęło być nerwowo. Koszalinianie po raz kolejny mieli wyraźne problemy w grze pod koszami. W meczu nie wystąpił bowiem Darrell Harris, który z powodu kontuzji będzie pauzował także w niedzielnym meczu przeciwko Polpharmie Starogard Gdański. AZS, co prawda z problemami, kontrolował przebieg gry. Przy stanie 31:24 na celną trójkę Batłomieja Wołoszyna odpowiedział trzema punktami Michał Jankowski. Trener Zoran Sretenović zareagował na to przerwą dla swojego zespołu. Ostatecznie pierwsza połowa meczu zakończyła się wynikiem 36:27.
Dopiero w trzeciej kwarcie na parkiecie pojawił się Igor Milicić. Wcześniej za rozgrywanie akcji odpowiedzialni byli Sek Henry i Łukasz Wiśniewski. Kolejne dobre zawody rozgrywał Bartłomiej Wołoszyn. Zawodnik, który na początku sezonu nie mógł liczyć na wiele minut, teraz stał się jednym z ważniejszych ogniw drużyny. - Cierpliwość popłaca. Staram się za każdym razem wykorzystywać szansę, jaką otrzymuje od trenera - stwierdził Wołoszyn.
Problemem Akademików w kolejnych meczach może okazać się... brak zmienników dla pierwszej piątki. W dzisiejszym meczu gracze, którzy rozpoczęli mecz na ławce rezerwowych nie wnieśli na parkiet nic z wyjątkiem tego, że na parkiecie byli. Ani Rafał Bigus, ani Artur Mielczarek, ani Igor Milicić nie mogą zaliczyć meczu do udanych. Co prawda AZS wygrał, jednak brak wsparcia ze strony graczy rezerwowych to ogromny problem trenera Sretanovica przed kolejnymi meczami ligowymi.
Kiedy po świetnej akcji dwójkowej Wołoszyna i Leończyka na tablicy było już 58:41 kibice powoli zaczęli świętować czwarte z rzędu zwycięstwo koszalińskiej drużyny. Na 4 minuty przed końcem meczu na parkiecie po raz kolejny pojawił się 20-letni Paweł Śpica. AZS kontrolował przebieg meczu do samego końca i pokonał ostatecznie gdyński Start 68:50.