Pani Eugenia, niezwykle ciepła i pełna życiowej m
ądrości osoba, jest przykładem siły, odwagi i oddania rodzinie. Przez swoje życie inspirowała kolejne pokolenia, a dziś cieszy się miłością i wsparciem swoich najbliższych.
My także życzymy Pani Eugenii dużo zdrowia, spokoju i wielu kolejnych chwil szczęścia w gronie ukochanych.
Pani Eugenia Gigoła urodziła się 15 stycznia 1925 r. w rodzinie Eufemii i Jana w miejscowości Brzemiona powiat Osie w obrębie Borów Tucholskich. Była drugim dzieckiem z kolei, miała cztery siostry i jednego brata, który był najmłodszym z rodzeństwa. Wszyscy najbliżsi pani Eugenii od wielu już lat nie żyją, z całej licznej rodziny została tylko ona...
W czasach sanacyjnych niełatwo było utrzymać taką rodzinę. Z uwagi na ogromne bezrobocie, ojciec pani Eugenii czasami przez długie miesiące pracował tylko jeden dzień w tygodniu. Dlatego też pod koniec lat 30-tych, postanowił zostawić z nieco już odchowanymi dziećmi rodzinę i wyjechać do Gdyni, gdzie wraz z innymi budował nasze nowe, polskie miasto.
Pani Eugenia wspomina pierwszą Gwiazdkę, kiedy to z Gdyni do domu na Święta przyjechał tata z walizką pełną kolorowych bombek z... czekolady. Kule czekoladowe owinięte były w kolorowe, błyszczące "pazłotka" z zamontowanymi sznureczkami do zawieszenia na choince. Radość dzieci była nie do opisania.
Tuż przed wojną ojciec rodziny postanowił sprowadzić swoich najbliższych kochanych do Gdyni. Wynajął niewielki domek na obrzeżach Gdyni i rodzina Borysów osiadła na Wybrzeżu. W pierwszych dniach wojny, gdy pani Eugenia miała dowieźć z Brzemion kilka jeszcze ważnych rzeczy, w wieku 14 lat została zabrana z dworca w Bydgoszczy przez rodzinę niemieckiego "bauera" i wywieziona w okolice Malborka do pracy w wielkim gospodarstwie rolnym. Była zmuszana do ciężkiej pracy od świtu do nocy, często karcona, a nawet bita. Trudno jej zapomnieć ranek, kiedy to z głodu, bez wiedzy swoich "panów" podebrała jedno jajko i po prostu je wypiła. Za to jajko została bardzo pobita, szczególnie dotkliwie, jak wspomina, po głowie...
Pani Eugenia przeżyła w tym majątku prawie całą wojnę, aż do Bożego Narodzenia w 1944 r. Wtedy to matka wysłała jej młodszą 12-letnią wówczas siostrę do niemieckich właścicieli gospodarstwa, z prośbą o wypuszczenie Eugenii, aby mogła te Święta spędzić ze swoją rodziną. Udało się, "państwo" przychylili się do błagań dziecka i nasza bohaterka opuściła gospodarstwo, jak się okazało na zawsze, bo sytuacja na wojennym froncie zmieniła się na niekorzyść Niemców.
Zaraz po wyzwoleniu, pani Eugenia podjęła pracę w kuchni Kantyny Marynarki Wojennej w Gdyni. Niedługo później poznała Jana Gigołę, za którego wyszłą za mąż 10 czerwca 1945 r. Mąż był zawodowym żołnierzem, co wiązało się ze zmianami miejsca zamieszkania. Ostatecznie, w roku 1946 państwo Gigoła osiedlili się w Koszalinie, gdzie pani Eugenia wraz z rodziną mieszka do dzisiaj.
Najstarsze dziecko państwa Gigoła syn Boguś, zmarł w wieku zaledwie dwóch latek... W późniejszych latach pani Eugenia urodziła jeszcze dwóch synów: Aleksandra i Marka, oraz dwie córki: Ewę i Danutę. Zajęła się wychowaniem czwórki dzieci i prowadzeniem domu. Od początku lat siedemdziesiątych ubiegłego wieku, kiedy na świecie zaczęły pojawiać się wnuki, pani Eugenia bardzo aktywnie włączyła się w proces opiekuńczo-wychowawczy nad kolejnym pokoleniem. doczekała się pięciorga wnucząt i dla każdego z nich była zawsze najlepszą, najukochańszą babcią.
W 1976 r. dotknęła ją kolejna tragedia. W wypadku zginął jej 26-letni syn Marek. Ogromny żal, rozpacz i ból matczynego serca nie złamały jednak tej silnej kobiety. Poza tym, nie była przecież sama. Miała jeszcze troje dorosłych dzieci, wnuki i męża Jana, który wspierał ją w sprawach życia codziennego, jego troskach, smutkach i radościach, aż do roku 1991, kiedy to zapadł na chorobę Alzheimera. Wtedy dla pani Eugenii nastało 8 bardzo trudnych lat całkowitego poświęcenia się w opiece nad ciężko chorym mężem. Pomagały jej dzieci, ale najwięcej przecież obowiązków spoczywało na jej barkach. Zawsze dzielnie, z pokorą i pogodą ducha znosiła wszelkie trudy i znoje każdego dnia i każdej nocy.
Ledwo przeżyła żałobę po zmarłym w 1999 r. mężem, sama bardzo ciężko zachorowała. Jednak od dawna zakorzeniony w niej duch walki pomógł jej i tą bardzo trudną batalię wygrać i nadal cieszyć się życiem. Niestety w grudniu 2023 r. po chorobie zmarł jej trzeci syn Aleksander. Kolejny raz przeżyła wielką stratę...
Dziś kończy 100 lat! I chociaż często niedomaga, chociaż trudno jej się poruszać, to przy troskliwej opiece najmłodszej córki Danuty, częstym wsparciu starszej Ewy, może cieszyć swoją barwną OSOBOWOŚCIĄ i wspaniałą cudną OBECNOŚCIĄ, wszystkich bliższych i dalszych członków rodziny, dla których jest wzorem i autorytetem. Pani Eugenia, jako kochana NESTORKA rodu zaraża wszystkich wokół niebywałym spokojem, jasnością umysłu, zrozumieniem i życzliwością. Czerpać z jej ogromnego doświadczenia życiowego, wiedzy i dobroci byłoby życzeniem dla wielu ludzi, na wiele jeszcze wspólnych lat.