Propozycja Marcina Mazura i Łukasza Żurawskiego jest naprawdę bardzo specyficzna, to duet który używa do gry trzech instrumentów i głosu męskiego. Doktor Ł gra na gitarze i
nogami obsługuje mini zestaw perkusyjny, jego kolega śpiewa i gra na harmonijce ustnej.
Za sprawą starannie przemyślanego, przesterowanego dźwięku, który wydobywał się z jednej z trzech akustycznych gitar z przetwornikiem elektrycznym używanych przez Łukasza i techniki slide (metalowa rurka na palcu lewej dłoni), wszyscy obecni na koncercie mogli poczuć się jakby odbywał się on w delcie Misissipi. Całość dopełniał zachrypnięty głos Marcina i dźwięki harmonijki.
Panowie pojawili się przy nagłośnieniu w kilku odsłonach, przerwy umilając sobie winem i jak to nazywali, petem. Zaproponowali pokaźną porcję bluesowych utworów, wśród nich były bardzo stare standardy, jak „Sweet Home Chicago” z 1936 roku, jaki i utwory nowsze, także z polskim tekstem. Widownia była liczna, choć nie pełna, widać że tego dnia w Koszalinie działo się naprawdę dużo (piszemy o tym na naszych łamach). Przybyli widzowie na pewno należeli do fanów muzyki bluesowej, czego u panów dowodziły głównie brody i długie włosy. Było naprawdę inspirująco.