Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
wydarzenia

Smaki polityki

Autor eWok, fot. Dominik Wasilewski 4 Kwietnia 2022 godz. 11:13
Od dziś nie istnieje dla mnie „placek po węgiersku”. Wcześniej musiałem zrezygnować z „pierogów ruskich”. Zdziwicie się, ale polubiłem Katar, który mam nadzieję będzie dłuższy niż siedem dni… A, i uwielbiam barszcz ukraiński, dla którego poświęcić mogę wiele… I jeszcze liczę na zaproszenie na „kawę po turecku”.

Media społecznościowe zalały memy i posty, w których bieżącym wydarzeniom politycznym, społecznym czy sportowym nadajemy nowe znaczenie. W ogóle nie zastanawiamy się, że te nazwy nie mają nic wspólnego z tym, co chcemy przekazać. Zamiast zdobywać zachwyt za trafne porównanie, analogię, czy homonim wychodzimy na tych, co wiedzę traktują bardzo pobieżnie. Nie wierzycie? No to przeczytajcie...

Po agresji Rosji na Ukrainę w mediach zaroiło się od deklaracji „nie będę nigdy więcej jeść ruskich pierogów”. A co ruskie pierogi mają wspólnego z Rosją? Nic! Okazuje się, że popularne pierogi z nadzieniem z sera, cebuli i ziemniaków, polewane tłuszczem ze smażoną cebulką, a czasami i boczkiem przed II wojną światową we Lwowie były znane jako "pierogi polskie". Później, gdy Lwów znalazł się w granicach ZSRR, w Polsce pierogi nazwano "ruskimi", czyli pochodzącymi z terenów Rusi, a nie Rosji. Nazwa nawiązuje bowiem do czasów Księstwa Kijowskiego, nazywanego Rusią. Już jako ciekawostkę dodam, że nazwa "ruskie" przyjęła się najpóźniej we Wrocławiu, gdzie przez dłuższy czas zwano je lwowskimi. Wszystko za sprawą repatriantów - którzy przywieźli to danie ze sobą, i dla których te pierogi nie były "ruskie", ale domowe, swojskie, właśnie lwowskie.

Po tym jak nasi piłkarze uchronili Polskę przed ponownym ‘potopem szwedzkim” i wygrywając 2:0 eliminacyjny mecz ze Szwedami awansowali do mundialu, który odbędzie się w Katarze w mediach od razu pojawiły się zwroty: „Wreszcie polubiłem Katar”, „w oczekiwaniu na Katar” itp. A po losowaniu grup turnieju finałowego, w którym biało-czerwoni trafili na reprezentację Argentyny, Arabii Saudyjskiej i Meksyku wielu optymistów przyznało, że tym razem Katar - nie ważne leczony, czy nie – będzie z pewnością trwał więcej niż 7 dni, a na pewno będzie dłuższy niż tydzień!

Gdy do naszego kraju dotarła fala wojennych uchodźców z Ukrainy zaczęliśmy zachwalać, wręcz rozpływać się w zachwycie nad „barszczem ukraińskim”. No i stało się… Chcąc zaprezentować polską gościnność poczęstowaliśmy naszych gości barszczem ukraińskim.  A  oni zdziwieni wyznali, że to nie jest barszcz ukraiński, a czernihowski. Dlaczego? Bo w barszczu ukraińskim nie ma w ogóle fasoli!

W niedzielę na Węgrzech odbyły się parlamentarne wybory. Zwycięstwo po raz kolejny odniósł rządzący konserwatywny Fidesz Viktora Orbana. Dla szanujących wolność i demokrację to spory zawód. Dlatego w social mediach pojawiły się niemal natychmiast deklaracje, wręcz wyznania: od dziś nie wezmę do ust placka po węgiersku. A co placek po węgiersku ma wspólnego z Węgrami? Znowu nic! Ziemniaczany placek z gulaszem to nasza polska wariacja na temat ich kuchni. Na Węgrzech znajdziemy za to langosza, który z naszymi plackami ma wspólny jedynie kształt. Langosz to drożdżowy placek z mąki pszennej, smażony na głębokim tłuszczu. Tradycyjnie jada się go ze śmietaną i startym żółtym serem. Bardziej bogate wersje można dostać z szynką, boczkiem, czosnkiem lub innymi dodatkami. 

Nie mam pojęcia jakie najbliższe wydarzania przyniosą nam skojarzenia, ale na pewno nie chciałbym, aby to była z powodu uchodźców z Afryki „pieczeń rzymska” czy „ryba po grecku”. Nie wyobrażam też sobie abym musiał czytać o „szczupaku po żydowsku” (to w kontekście konfliktu Izraelsko – Irańskiego). Daleki też jest od polecenia nie mającego nic wspólnego z Chinami ‘kurczaka po chińsku. Na koniec powinienem chyba zaprosić wszystkich na „herbatkę po bawarsku” (wszak Niemcy mają najsilniejszą w Europie gospodarkę i wtym konflikcie powinni odegrać ważniejszą rolę) lub chyba bardziej trafnie na „kawę po turecku” (to w kontekście rozmów rozejmowych i ewentualnego spotkania prezydentów Ukrainy i Rosji).