Gdyby Wojciech Szczęsny prowadził pamiętnik, początek 2021 roku nie byłby w nim zbyt entuzjastycznie opisywany. Do fatalnego meczu z Węgrami w reprezentacyjnym debiucie Paulo Sousy dołożył niepewną grę w przegranym dwumeczu 1/8 finału Ligi Mistrzów Juventusu z FC Porto czy zawalone w pojedynkę derby z Torino. Trudno się dziwić trenerowi Starej Damy Andrei Pirlo, że w niezwykle ważnym meczu z zespołem z Neapolu postawił na weterana, 43-letniego Gianluigiego Buffona. – Miał mimo wszystko zagrać Wojtek, ale porozmawiałem z nim, czuł zmęczenie, potrzebował wyłączyć na chwilę głowę i odzyskać energię. Z Napoli zagrał Gigi, ale Szczęsny wciąż jest numerem jeden. Kiedy odzyska energię, znów będzie grał dobrze – tłumaczył swoją decyzję Pirlo. Ta niespodziewana roszada w bramce przypadła na moment, w którym konkurent Szczęsnego do miejsca w reprezentacyjnej bramce, Łukasz Fabiański, jest w wybornej formie, a jego West Ham United walczy o najlepszy wynik w historii swoich występów w Premier League. Czy to sprawi, że Paulo Sousa rozważy postawienie na bramkarza angielskiego klubu w mistrzostwach Europy?
Z weteranem nie przegrywają
To, co kibice widzą gołym okiem – czyli niepewną grę Wojciecha Szczęsnego – oddają również statystyki. „La Gazzetta dello Sport” niedawno porównała wyniki Juventusu z Buffonem w bramce i z Polakiem między słupkami. Wnioski? Rezerwowy weteran jest talizmanem Starej Damy. Z nim w składzie zespół nie przegrał w tym sezonie ani jednego spotkania, trzy razy remisując i odnosząc aż osiem zwycięstw. W ponad 50 procentach występów zachował czyste konto i wpuszczał średnio niewiele ponad pół gola na mecz. Wystąpił we wszystkich spotkaniach Coppa Italia, doprowadzając Juve do finału po zwycięskim dwumeczu z rządzącym w tym sezonie na włoskich boiskach Interem Mediolan. Jak na tym tle przedstawia się Szczęsny? Po prostu słabo. W 32 meczach wpuścił 32 bramki, tylko osiem razy zachowując czyste konto (Buffonowi ta sztuka udała się sześciokrotnie w 11 spotkaniach). Do tego niestety dochodzi skłonność do popełniania błędów w momentach, kiedy szczególnie nie powinien tego robić, na co zwracają uwagę eksperci.
– Polak jest dobrym bramkarzem, ale nie mistrzem. Dlatego przeplata świetne parady z trywialnymi błędami i rzadko robi różnicę, kiedy jest to naprawdę potrzebne. Wszyscy się mylą, ale są tacy, którzy robią to rzadziej i nie popełniają błędów w kluczowych chwilach. Dziedzictwo Buffona byłoby trudne do udźwignięcia dla każdego, więc nie powinno się porównywać z nim Szczęsnego. Ale to prawda, że Juve zastanawia się nad swoim bramkarzem – analizuje włoski dziennikarz G. B. Olivero.
Na pewno jednak sytuacja Wojtka w klubie nie jest dramatyczna. Andrea Pirlo dotrzymał słowa i przywrócił Polaka do składu na mecz z Genoą, który Stara Dama wygrała 3:1 między innymi dzięki świetnej postawie swojego golkipera, który dwukrotnie w bardzo trudnych sytuacjach uchronił zespół od straty gola. Wszystko wskazuje na to, że Wojtek dostanie kolejną szansę rehabilitacji i pokazania, że problemy z koncentracją są już za nim, w najbliższym meczu z Atalantą Bergamo. Zapowiada się trudne, wyrównane spotkanie, które będzie kluczowe w walce o wicemistrzostwo Włoch – bo trudno się spodziewać, żeby Inter wypuścił z rąk jedenastopunktową przewagę. Wedle ekspertów z firmy Totolotek, Juve nie będzie faworytem – za jedną złotówkę postawioną na nich można zarobić 2,67 (minus podatek). Ci, którzy wierzą w czyste konto Szczęsnego, mogą liczyć na kurs 4.1 za to, że Atalanta nie strzeli gola. Buffon po meczu z Napoli napisał na swoim Instagramie „Można polec, ale nie można uciekać od walki”. Te słowa pasują do obu polskich topowych bramkarzy: Szczęsny po serii wpadek walczy, żeby wrócić do wysokiej dyspozycji, a Fabiański, żeby po raz kolejny w swojej karierze pokazać, że dla reprezentacji Polski to on jest najlepszy.
Liga Mistrzów na horyzoncie
Podstawowym argumentem zwolenników Szczęsnego w reprezentacyjnej bramce jest fakt, że na co dzień gra on w lepszej drużynie i generalnie jest postrzegany jako fachowiec, którego stać na grę na wyższym poziomie. Czy to jednak aby na pewno prawda? W tym momencie West Ham zajmuje czwarte miejsce w Premier League, premiowane grą w Lidze Mistrzów. Wyprzedza takie firmy jak Chelsea, Liverpool, Tottenham czy Arsenal. „Młoty” są bliskie poprawienia swojego najlepszego wyniku w historii występów w Premier League, kiedy to w sezonie 1998/99 zajęły piątą lokatę. W najbliższy weekend mogą zrobić kolejny krok zbliżający ich do celu. Wedle ekspertów z zakładów bukmacherskich Totolotek, w meczu wyjazdowym z Newcastle to West Ham będzie zdecydowanym faworytem (kurs 3.75 na „Sroki”, a 2.05 na „Młoty). Od powrotu w 2012 roku do PL, West Ham przeważnie zajmował miejsca w drugiej połowie ligowej tabeli, częściej broniąc się przed spadkiem niż marząc o europejskich pucharach. W zeszłym sezonie zespół z London Stadium zajął 16 miejsce, gromadząc w 38 kolejkach zaledwie 39 punktów – to wynik, który nierzadko nie wystarcza do uchronienia się przed spadkiem. Skąd taka metamorfoza w grze londyńskiego zespołu? Według managera Davida Moyesa, ważną rolę w marszu ku Lidze Mistrzów odgrywa Fabiański. – Jest ostatnio we wspaniałej formie i to nam bardzo pomaga. Każdy klub potrzebuje topowego bramkarza i jesteśmy szczęściarzami, że takiego mamy. Wystarczy spojrzeć na to, jak dużą rolę w zeszłosezonowych sukcesach Liverpoolu i obecnych Manchesteru City odegrali właśnie golkiperzy. Jestem zdania, że Łukasz gra obecnie najlepiej w karierze, jego parady i występy były wybitne. Cieszę się, że przedłużyliśmy z nim umowę o kolejny sezon. To nie tylko świetny facet, z którym dobrze się pracuje, ale przede wszystkim bardzo dobry bramkarz – wychwalał Fabiańskiego niedawno manager West Hamu.
Słowa Moyesa to nie są tylko kurtuazyjne pochwały szefa dla pracownika. Fabiański, mimo posiadania przed sobą dość przeciętnej defensywy, z dziewięcioma meczami z czystym kontem zajmuje szóste miejsce wśród bramkarzy z Premier League. W tym sezonie opuścił tylko dwa występy ze względu na kontuzje, poza tym gra zawsze. Obronił 85 strzałów, nie popełniając w całym sezonie ani jednego błędu, który bezpośrednio poskutkowałby utratą gola (dla porównania Alisson popełnił trzy takie błędy a Nick Pope cztery). Jednocześnie imponuje grą nogami, będąc w czołówce bramkarzy o największej liczbie celnych długich podań. Co jeszcze przemawia za „Bambim”? Przede wszystkim historia występów w kadrze.
Posprząta każdy bałagan
Fabiański w biało-czerwonych barwach zagrał 55 razy, Szczęsny siedem razy więcej. To wystarczająca próba, żeby na jej podstawie wysnuć kilka podstawowych wniosków. Pierwszy – gra w słabszych klubach, ze słabszą obroną, wcale nie jest dla Fabiańskiego minusem. Wręcz przeciwnie, przyzwyczajony przez lata do naprawiania błędów kolegów, lepiej odnajduje się w obronnym chaosie, który niestety często panuje w kadrze. Drugi – Łukasz w reprezentacji nie zawodzi, a Wojciechowi niestety to się zdarza. I błędy Szczęsnego, tak jak analizował włoski dziennikarz G.B. Olivero, przydarzają mu się w najgorszych możliwych momentach, wystarczy wspomnieć mecz otwarcia Euro 2012 i czerwoną kartkę w meczu z Grecją czy nasz pierwszy mecz na MŚ 2018 z Senegalem i jego złe wyjście z bramki przy drugiej bramce dla zespołu z Czarnego Lądu. Czy przypadkiem jest, że jedyny w najnowszej historii dobry występ na dużym turnieju zaliczyliśmy na Euro 2016, kiedy to Fabiański – przez kontuzję swojego rywala – był podstawowym golkiperem? Raczej nie, szczególnie kiedy przypomnimy sobie jego fenomenalne parady z meczu ze Szwajcarią czy Portugalią. Zarówno Adam Nawałka, jak i Jerzy Brzęczek czy Paulo Sousa jako bramkarza „pierwszego wyboru” woleli Szczęsnego, który w 2019 roku na spotkaniu z dziennikarzami wypalił, że „Obecnie najlepszy bramkarz na świecie (Alisson) siedział u mnie na ławce w Romie, a najlepszy bramkarz w historii (Buffon), jest rezerwowym w Juventusie. Więc jeśli Łukasz będzie grał w kadrze, to on będzie najlepszy w historii”. Patrząc na ich obecną dyspozycję, Fabiański nie musi być najlepszy w historii, żeby grać. Wystarczy, żeby robił to, co umie najlepiej – świetnie bronił i zachował pełny spokój. Wtedy selekcjoner powinien jeszcze raz się zastanowić, czy stawiając na bramkarza Juventusu zanim nawet zobaczył go na treningu i porównał z rywalem, nie strzelił sobie czasem w kolano.