"Bezpośrednio po pożarze bardzo zaczął pomagać "społecznie" nasz sąsiad, Daniel. Celowo napisałem w cudzysłowiu społecznie ponieważ jak się okazuje Pan Daniel wziął sobie wynagrodzenie za poświęcony czas" - twierdzi sąsiad Daniela, Andrzej. To właśnie w jego mieszkaniu, w którym mieszkała jego mama (Andrzej przebywa w W. Brytanii) wybuchł pożar i mieszkanie to ucierpiało najbardziej. "Daniel kilka dni po pożarze ogłosił zrzutkę pod tytułem "Pomoc dla pogorzelców z Koszalina (ul.Starzyńskiego 2d)" na popularnym portalu i zrzutka.pl. Zbiórka zakończyła się 31 lipca ubr. zebrano 9780 PLN" - wyjaśnia
Andrzej, który twierdzi, że "gdy zbiórka dobiegła końca zaczęli dzwonić do mnie mieszkańcy klatki 2d z pytaniem czy dostałem pieniądze ze zbiórki? Sąsiedzi byli zainteresowani tym, czy Daniel się ze mną kontaktował i rozmawiał o podziale zebranych środków. Ich zbywał mówiąc, że pieniądze będzie rozliczał później". I dalej mówi, że żadnych pieniędzy od Daniela z zrzutki nie otrzymał. Według moich wyliczeń Daniel zarobił za swoją pracę "społeczną" 980 PLN plus 200 z puli do podziału" - uważa Andrzej.
Inaczej całą sprawę widzi Daniel Zmitkiewicz. Ten znany w Koszalinie jako Zmitek konferansjer wyjaśnia: "W zasadzie od razu po tragedii zacząłam organizować pomoc. Przecież praktycznie dach nad głową straciło blisko 90 rodzin. Ci ludzie potrzebowali natychmiastowej pomocy. Chodzi o to, że wówczas, że wówczas sam z siebie ponosiłem koszty m.in. związane z zakupem żywności, usług, bielizny, transportu i innych rzeczy, które w tamtym czasie były potrzebne. Przecież przez ponad trzy tygodnie nikt nie mógł wrócić do swojego domów, a przez kolejny miesiąc mieszkania w naszej klatce wyglądały tragicznie" - wyjaśnia Zmitek. Strzelił mi do głowy pomysł zorganizowania zrzutki. Myślałem, że w ten sposób na bieżąco uda nam się pokrywać niezbędne koszty. Na przykład dużo mieszkań miało uszkodzone drzwi wejściowe. Niestety kwota jaką zebraliśmy nie pozwoliła na realizację tak szerokiego celu. Uzbieraliśmy nieco ponad 9 tys. zł., które musieliśmy rozdzielić na 47 mieszkań. Po rozmowie z sąsiadami podjęliśmy decyzję, aby podzielić te pieniądze po równo na wszystkich sąsiadów. Tak, aby nie było niedomówień. Wykluczone zostały tylko dwa mieszkania: mieszkanie Andrzeja, bo w nim rozpoczął się pożar) i mieszkanie, którego wlaściciel prowadził swoją prywatną zbiórkę. W praktyce okazało się, że z niektórymi właścicielami mieszkań nie mieliśmy żadnego kontaktu. Po odjęciu kosztów zrzutki - ponieważ portal ten pobiera swój procent za prowadzenie takich akcji - oraz odjęciu kosztów, które ponosiłem przez czas do kiedy można było zamknąć zrzutkę całą kwotę podzieliśmy równo po 200 złotych dla każdego. . Pozwoliło to na rozdysponowaniem kwoty na równo po 200 zł. dla każdego" - mówi Zmitek. Jego adwersarz, Andrzej uważa jednak, że to rozliczenie jest nieprawidłowe, i że Daniel bezpodstawnie zagarnął część tej kwoty. Zdegustowany całą tą sytuacją jest Daniel: "Pomagałem sąsiadom najlepiej jak potrafiłem, a teraz ... Tak to już jest w tej naszej Polsce. Jak starasz się coś robić, pomóc innym to wychodzisz na tym tak jak ja"