Nadchodzące tygodnie będą dla decydentów, placówek ochrony zdrowia i ich personelu medycznego, a także pacjentów czasem najtrudniejszego sprawdzianu ostatnich lat. Czy uda im się sprostać wymaganiom i potrzebom wynikającym z pandemii? Zdaniem ekspertów, będzie to niezwykle trudna sztuka.
Z jednej strony, system podchodzi do tego egzaminu nie najlepiej przygotowany. Musi się bowiem mierzyć nie tylko z narastającą liczbą pacjentów z COVID-19, ale również brakami kadrowymi, problemami z zaopatrzeniem w leki czy sprzęt ochrony osobistej dla personelu medycznego, czy w końcu wyłączanymi z pracy całymi oddziałami szpitali. Z drugiej jednak strony, przygotowane na szybko wsparcie w postaci szerokiego wdrożenia narzędzi telemedycyny daje szansę na to, że polskiemu systemowi ochrony zdrowia uda się zdać ten egzamin, choć może z nie najlepszą oceną.
Nieustanna improwizacja zemści się
Eksperci, pytani o opinię, przestrzegają, że największym wyzwaniem dla systemu ochrony zdrowia będzie czas nie w trakcie pandemii, ale tuż po niej. Zdaniem Rafała Halika, eksperta zdrowia publicznego z Zakładu Monitorowania i Analiz Stanu Zdrowia Ludności Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego — Państwowego Zakładu Higieny, nie powinniśmy łudzić się, że kształt polskiego systemu ochrony zdrowia pod wpływem pandemii ulegnie większej zmianie. Należy liczyć się również z tym, że system „dojdzie do ściany” i wyeksploatowania, nawet jeśli fala zachorowań nie okaże się tak duża, jak w innych krajach Europy. Najlepiej widać to po dopuszczeniu do szeregu ognisk epidemicznych COVID-19 w szpitalach.
„Jest to bardzo niepokojący sygnał dla nas wszystkich. Wbrew pozorom, zakodowana już niemal w DNA naszego systemu zdolność do improwizacji na wszystkich szczeblach może pomóc przetrwać ten czas, ale może też nas zgubić i pogrążyć w chaosie” — ocenia Rafał Halik.
Potrzebna tarcza dla zdrowia
Ekspert przyznaje jednocześnie, że brakuje mu konkretów związanych z przyszłością systemu — wszystkie wypowiedzi i działania decydentów koncentrują się na tu i teraz ochrony zdrowia. „Mówi się dużo o tarczy ochronnej dla naszej gospodarki, a nie wspomina o tarczy ochronnej dla systemu zdrowotnego.
Politycy — nie wiem, czemu — gubią ten wątek. Po pandemii pojawią się na pewno frustracja i olbrzymie zatory w przyjęciach pacjentów z powodu już przesuwanych zabiegów i wizyt. Wyłoni się problem rozliczeń finansowych za utrzymywanie jednostek leczniczych w gotowości i rozliczeń za terapię pacjentów z COVID-19, która, jak wiemy, czasem wymaga pobytu na najdroższych łóżkach OIOM” — wskazuje Rafał Halik.
Według niego, po pandemii system będzie musiał zmierzyć się z poważnym problemem pacjentów, którzy z powodu obecnej sytuacji nie otrzymali należytej opieki zdrowotnej i świadczeń, co pogorszyło ich rokowanie albo nawet przyczyniło się do zgonu.
Wsparcia będzie również wymagać wypalony zawodowo personel medyczny, który w opinii Rafała Halika wyjdzie z pandemii z ranami zarówno fizycznymi, jak i psychicznymi. Wszystko z powodu stresu, zmęczenia oraz pogorszenia się i tak nie najlepszych warunków pracy. „Zmotywować takie osoby do dalszej pracy i nadrobienia zaległości w opiece nad innymi pacjentami będzie bardzo trudno. Zwłaszcza że nasz system nie stwarzał nigdy przyjaznych warunków ani dla pacjentów, ani dla swojego personelu” — ocenia ekspert.
Rachunek sumienia ze wskazaniem poprawy
Jeszcze przed zakończeniem pandemii resort zdrowia, politycy, pracownicy ochrony zdrowia, a także pacjenci będą musieli zrobić rachunek sumienia, obejmujący wszystkie płaszczyzny działania systemu.
„Z pewnością będziemy musieli przyspieszyć informatyzację systemu ochrony zdrowia oraz wprowadzić elektroniczny rekord pacjenta. To jest już konieczność. Jednocześnie należy wzmocnić nowoczesny, zinformatyzowany, czuły nadzór epidemiologiczny oraz narzędzia służące do monitorowania sytuacji zdrowotnej ludności. Myślę, że wewnątrz UE urodzi się nowa idea jednolitego, paneuropejskiego zinformatyzowanego nadzoru epidemiologicznego z systemem szybkiego reagowania. Tutaj też będzie niezbędne wypracowanie koordynacji oraz harmonizacji działań przeciwepidemicznych, bo obecny brak solidaryzmu między krajami poraża i może przynieść olbrzymie szkody” — dostrzega potrzeby Rafał Halik.
Zdaniem eksperta NIZP-PZH, w perspektywie najbliższych miesięcy trzeba będzie również pomyśleć o systematycznej, skutecznej edukacji zdrowotnej, ponieważ w obliczu epidemii okazuje się, że wiele osób nie rozumie, czym jest wirus, a nawet dlaczego trzeba myć ręce.
„Niestety, w tych obszarach, w których nie będzie można zbyt wiele zmienić czy to z przyczyn finansowych, czy z braku pomysłów, czy z powodu złej woli — pozostaniemy przy rozwiązaniach prowizorycznych prawdopodobnie na lata” — przewiduje Rafał Halik.
Czas na przyspieszenie transformacji cyfrowej
Ważną lekcją, jaką system wyniesie z pandemii, będzie umiejętność wykorzystania dostępnych rozwiązań, takich jak e-ZLA, e-recepta, a także wcześniej mniej popularnych, np. teleporad. „Obecna sytuacja pokazała nam, jak istotne jest posiadanie alternatywy do tradycyjnych wizyt lekarskich. W tym momencie pacjenci kierują się główne strachem przed koronawirusem, ale zapewne po przetestowaniu e-rozwiązań chętniej będą z nich korzystać w późniejszym czasie i w niektórych przypadkach wręcz oczekiwać tego od lekarzy. Na szczęście, mamy w Polsce w pełni funkcjonującą e-receptę, a to jest fundament usługi telemedycznej” — komentuje dr Monika Kurpanik z Centrum Badawczo-Rozwojowego Biostat.
W badaniu przeprowadzonym przez Biostat oraz firmę Medfile aż 72 proc. pacjentów wskazało, że w dobie epidemii najbezpieczniejszą formą kontaktu z lekarzem są teleporady. Co więcej, w sytuacji utrudnionego kontaktu bezpośredniego z lekarzem aż 80 proc. pacjentów chciałoby mieć możliwość skorzystania ze zdalnej pomocy lekarskiej (telemedycyny) i zaledwie 7 proc. respondentów nie widzi takiej potrzeby.
Oczywiście przygotowanie systemu ochrony zdrowia do wdrażania rozwiązań telemedycznych będzie wymagało nakładów finansowych po stronie świadczeniodawców. Najnowsze, ostrożne szacunki Siemens Financial Services wskazują, że wprowadzenie w Polsce cyfrowej diagnozy, platform zdalnego dostępu i komunikacji oraz inteligentnych szpitali będzie wymagać w ciągu następnych pięciu lat inwestycji o wartości minimum 5,4 mld zł.
Sztuczna inteligencja nie tylko w zdrowiu
W nadchodzących latach system będzie musiał również coraz silniej wykorzystywać uczenie maszynowe. Pierwsze kroki poczyniono już w diagnostyce, kolejnym obszarem, który skorzysta z rozwiązań sztucznej inteligencji (AI), jest branża farmaceutyczna. Dzięki AI możliwe bowiem będzie przyspieszenie prac badawczo-rozwojowych.
Opublikowany w marcu raport „Global life sciences outlook 2020”, przygotowany przez firmę doradczą Deloitte wskazuje, że w obszarze prac badawczo-rozwojowych nad nowymi lekami największy udział będą miały technologie wykorzystujące systemy sztucznej inteligencji. Ich wartość zwiększy się z poziomu z 149,8 mln dolarów w 2018 r. do 2,9 mld dolarów w 2025 r. przy średnim rocznym wzroście na poziomie 52,9 proc.
„Cyfryzacja kluczowych obszarów biznesu wraz z inteligentną automatyzacją produkcji może pomóc firmom zredukować cykl wejścia na rynek leków. Przewiduje się, że począwszy od 2020 r. rocznie pojawiać się będzie ponad 200 nowych zastosowań w terapii genowej i komórkowej” — mówi Krzysztof Wilk, partner w dziale doradztwa podatkowego Deloitte.
Nowa optyka reform
Realnych zmian w funkcjonowaniu może spodziewać się od lat zaniedbywana dziedzina chorób zakaźnych. „Pamiętam jak w latach 90. i pierwszych latach XXI w. z politowaniem traktowano paranoiczne myślenie decydentów z PRL, którzy budowali olbrzymie wielkopowierzchniowe szpitale z nadmiarowymi łóżkami, ich skłonność do tworzenia pustych oddziałów zakaźnych. Również do kształcenia bez uzasadnienia specjalistów chorób zakaźnych, którzy podpierali potem ściany w pustych oddziałach w szpitalnych molochach. Tworzono też różnego rodzaju plany kryzysowe oraz rezerwy materiałowe wszystkiego” - przypomina Rafał Halik.
Jak ocenia, takie myślenie miało swoją irracjonalność zimnowojenną i coś z filmów Barei. „Dlatego wahadło przesunęło się w drugą stronę i zaczęto stawiać na wydajność oraz bieżącą efektywność kosztową, co odwróciło uwagę od myślenia, że może pojawić się niespodziewany kryzys związany z nieoczekiwanym zagrożeniem zdrowotnym i konieczność pozyskania dodatkowych zasobów” — tłumaczy Rafał Halik. Trwająca pandemia obnażyła słabość takich działań i reform, czego najlepszym przykładem są Włochy, gdzie znaczne zmniejszenie liczby łóżek szpitalnych sprawiło, że obecnie brak jest miejscach na OIOM-ach.
„Dziś wracają do łask takie wartości, jak gotowość systemu ochrony zdrowia (preparedness) oraz jego elastyczność (resilience). WHO wielokrotnie je wskazywała jako filary systemu ochrony zdrowia otwartego na potrzeby zdrowotne społeczeństwa. Myślę też, że wreszcie dojdzie do poważnej dyskusji na temat tego, jak dbać o warunki pracy personelu medycznego, jak zerwać z utrwalonymi, niezdrowymi stosunkami pracy i jak wprowadzić skuteczną pomoc psychologiczną dla pracowników ochrony zdrowia” — ocenia Rafał Halik.
Rewolucja w komunikacji i działaniu
Czas pandemii pokazał również, że w zdrowiu da się przełamać syndrom niemocy sprawczej. Najlepszym tego przykładem są szybkie decyzje podejmowane przez Ministerstwo Zdrowia i prezesa NFZ Adama Niedzielskiego, który wraz zespołem sprawnie uruchomił rozliczanie teleporad. Usprawnił również istniejące narzędzia, dostosowując je do potrzeb personelu medycznego i trwającej epidemii (EWUŚ zyskał nowy znacznik, dzięki któremu personel medyczny wie, czy pacjent objęty jest obowiązkową kwarantanną).
Zdaniem Doroty Korycińskiej, prezes Ogólnopolskiej Federacji Onkologicznej, po epidemii system ochrony zdrowia nie będzie już taki sami, a decydenci, personel i pacjenci nie powinni wracać do tego, co było. „Koronawirus pokazał, że urzędnicy i politycy są w stanie podejmować szybko konkretne i sensowne decyzje. Myślę, że już po wygaśnięciu epidemii wszyscy powinniśmy nadal działać tak, jak miało to miejsce w jej czasie” — zaznaczyła.
Niezbędne będzie również wdrożenie zupełnie nowego sposobu komunikacji w systemie ochrony zdrowia. „Inne kraje, które są pod tym względem dobrze zorganizowane, będą miały do czego wracać. Polska, niestety, niekoniecznie” — podsumowuje Dorota Korycińska.