Podczas spotkania w ratuszu, koszaliniaka opowiedziała o wywalczonym cztery dni temu złotym medalu w sztafecie 4x400 metrów podczas Wojskowych Igrzyskach Sportowych w Wuhan, a także o srebrnym krążku z mistrzostw świata w Dosze w sztafecie 4x400 i pobitym aż o 3 sekundy rekordzie Polski.
Małgorzata Hołub-Kowalik powiedziała: "Ta seria sukcesów, to, co wydarzyło się do tej pory, chyba
jeszcze do nas nie dociera. Przed mistrzostwami świata wiedziałyśmy, że będziemy liczyć się w walce o medale. Statystycy przewidywali, że stać nas na brąz. Nasza drużyna udowodniła, że potrafi walczyć z najlepszymi. Bieg ułożył się idealnie. Do samego końca walczyłyśmy o jak najszybszy wynik i pobicie rekordu kraju o blisko trzy sekundy pokazuje, jak bardzo nam na tym zależało. Już od jakieś czasu byłyśmy gotowe na to, by atakować rekord Polski. Dziękuję trenerowi za przygotowanie. To był trudny rok, nie zawsze było kolorowo, zwłaszcza na początku. W pewnym momencie w ogóle chciałam zrezygnować ze startów w sezonie halowym przez kontuzję. Były łzy. Ale końcówka sezonu w pełni to zrekompensowała. I zostały tylko łzy szczęścia".
Zbigniew Maksymiuk powiedział: "Nie możemy sobie pozwolić na odpoczynek. Ten sezon był za długi, a
odpoczynek już dawno powinien też się zakończyć. Za trzy-cztery tygodnie ruszamy z przygotowaniami. Na igrzyskach musi być medal. Tylko jakiego koloru? Po drodze mamy jeszcze halowe mistrzostwa świata.