Polki po medal i rekord kraju (poprawiony o 2.6 sekundy!) pobiegły w składzie Iga Baumgart-Witan, Patrycja Wyciszkiewicz, Małgorzata Hołub-Kowalik, Justyna Święty-Ersetic. Aniołki Matusińskiego od początku biegły mocno i pewnie. Cały czas drugie, za Amerykankami. Na chwilę drugą pozycję straciły na 250 metrów przed metą na rzecz Jamajki, ale to nie wyprowadziło z równowagi Święty-Ersetic – wręcz pomogło.
- Dzięki temu, że dziewczyny pobiegły mocno wcześniejsze zmiany miała komfort. Dziękuję im za to. Gdy wyprzedziła mnie Jamajka to mogłam się za nią złapać i to pomogło – podkreśliła.
Dla Święty-Ersetic był to już szósty bieg na katarskich zawodach.
- Wiadomo, że nie jestem robotem. Byłam zmęczona to oczywiste. Postanowiłam sobie, że powalczę sercem i dam tej sztafecie tyle ile sił w nogach. Nigdy nie miałam tylu biegów w jednej imprezie. To ciekawe doświadczenie, ale mam nadzieję, że nie będzie więcej takich sytuacji – śmiała się szczęśliwa Polka gdy po dwóch godzinach od finału wreszcie dotarła do polskich mediów.
Świetnie pobiegła na drugiej zmianie Patrycja Wyciszkiewicz. Wg. danych IAAF Polka uzyskała międzyczas na niesamowitym poziomie 49.7!
- To był świetny bieg, ale dużo zawdzięczam Idze, która na pierwszej zmianie wypracowała pozycję. Cieszę się, że forma przyszła na mistrzostwa świata. Byłam pewna, że będę tutaj mocna. Ten medal bardzo cieszy, ale jest świetną motywacją do tego żeby w Tokio też powalczyć – przyznała Wyciszkiewicz.
Zawodniczki wiedziały, że przed startem iż są w dobrej formie, ale rekord kraju, który ustanowiły był zaskoczeniem.
- Uzyskałyśmy kosmiczny wynik. Nie wierzę w niego. Przed biegiem nigdy bym w to nie uwierzyła, że możemy osiągnąć taki czas. Pokazałyśmy, że jesteśmy przygotowane, ale dodatkowo zostawiłyśmy na bieżni całe serce. Rekord Polski wisiał nad nami od dawna. To nas motywowało. Zawsze coś przeszkadzało w czasie biegu żeby osiągnąć taki czas, teraz się udało – powiedziała Małgorzata Hołub-Kowalik.
Po finale na 400 metrów eliminacje sztafety odpuściła Iga Baumgart-Witan. Wróciła ona do składu na bieg medalowy.
- Musiałam przekonać trenera żeby odpocząć. Dwa ostatnie dni spędziłam chora w łóżku, ale trener na rozgrzewce powiedział, że nawet zasmarkana to mam pobiec. I pobiegłam, czuję się świetnie – śmiała się Baumgart-Witan.
Poprawiając własny rekord Polski (od dziś wynosi on 3:31.46) Marcin Lewandowski zdobył brązowy medal mistrzostw świata. Polak długo biegł w grupce zawodników, od której na znaczną odległość odbiegł Timothy Cheruiyot. Kenijczyk nadał mocne tempo i wygrał z czasem 3:26.29. Za jego plecami piękną walkę toczył „Lewy”, który wpadł na metę tuż niemal równo z Algierczykiem Taoufikiem Makhloufim.
- Jestem przeszczęśliwy, że pokazałem tutaj na co mnie stać. Pobiegłem po świetny wynik, ustanowiłem życiówkę i rekord kraju. Trudno się nie cieszyć. Znowu pokazałem, że jestem biegaczem turniejowym. Rozkręcałem się z biegu na bieg. To mój szósty finał mistrzostw świata i wreszcie kończę go z medalem – cieszył się Lewandowski.
Brązowy medalista mistrzostw świata przyznał, że kontrolował bieg.
- Nie szarpałem się w biegu. Wszystko było ok, co setkę kontrolowałem międzyczasy. Widziałem, że nie ma sensu się przepychać. Na 300 metrów do mety zaatakowałem i utrzymałem bezpieczną pozycję. Obiecałem sobie, że będę gryzł trawę w finale i dam z siebie wszystko i tak też zrobiłem – powiedział.
Przed Lewandowskim i jego zespołem teraz kolejne cele, o które nie mógłbym walczyć dzięki odpowiedniemu wsparciu.
- Dziękuję wojsku, sponsorom, ministerstwu, PZLA. Dzięki nim mam świetne szkolenie i z moim bratem-trenerem możemy realizować nasz plan. Plan, który przynosi nagrody oraz wyczyny jakich w historii polskiej lekkoatletyki nie było – zaznaczył.
W tym roku Marcin pobiegnie jeszcze w Wuhan podczas igrzysk wojska.