Rano bałagan, walające się butelki, nierzadko „pamiątki” w postaci treści żołądkowej i tony niedopałków. Juwenalia dla mieszkańców ulic sąsiadujących z Osiedlem Akademickim to ciężki tydzień. - Basy dudnią tak, że można oszaleć – tłumaczy Elżbieta Nowak, adwokat, mieszkająca tuż obok akademików. - Trzęsą się szyby w oknach, a naczynia w szafkach dzwonią jak przy trzęsieniu ziemi.
- Pan spojrzy... – mówi z kolei pani Mieczysława emerytka, która od lat walczy z uczestnikami zabawy na Osiedlu Akademickim. Zza firanek jej okna widzę dwóch wyraźnie podchmielonych młodzieńców oddających mocz na ścianę. Pani Mieczysława nie wytrzymuje, uchyla okno i krzyczy: „To nie jest miejsce do załatwiania się! Idźcie stąd!”. W odpowiedzi starsza kobieta otrzymuje od tych, którzy pod jej oknem urządzili sobie wychodek, wiązankę niczym z placu budowy. Ta sytuacja w czasie juwenaliów to standard...
Jan Będkowski, mieszkający przy Wybickiego twierdzi jednak, że w tym roku sytuacja wygląda lepiej. - To, że główne koncerty muzyki młodzieżowej zostały przeniesione na tereny podożynkowe znacznie poprawiło komfort mieszkańców. Będziemy apelować do prezydenta Koszalina, aby tak było już zawsze.
Niestety nie każdy zgadza się z tym, że przeniesienie głównych koncertów istotnie zmieniło sytuację osób zamieszkałych w sąsiedztwie akademików. - Cóż z tego, że koncerty odbywają się na giełdzie – pyta Elżbieta Nowak. - Studenci bawią się na osiedlu akademickim do wczesnych godzin rannych, gdzie z namiotu, opatrzonego marką piwa, muzyka nadal gra głośno. Nie wspomnę już o bałaganie jaki zastajemy na naszych ulicach. Dlaczego młodzi nie mogą bawić się do rana w klubie Kreślarnia?
Pani Mieczysława twierdzi, że nawet takie rozwiązanie nie zmieni zbyt wiele – Nawet z klubu słychać muzykę. To jest horror, w nocy duszę się w mieszkaniu, bo nie mogę otworzyć okna. Wówczas już nie zwracam uwagi studentom, bo stan ich upojenia jest tak duży, że zwyczajnie się boję.
Problemy mieszkańców Rejtana, Wybickiego i Mireckiego trwają już od kilku lat. Każde juwenalia wiążą się z nieprzespanymi nocami i wszechobecnym bałaganem. Trzy lata temu Pani Mieczysława zebrała grupę i rozpoczęła batalię o spokój. - Wysyłaliśmy pisma do Urzędu Miasta i marszałka województwa, rektora Politechniki Koszalińskiej, a także do Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego, Leny Kolarskiej – Bobińskiej.
W skardze czytamy: „Sąsiedztwo (akademików – red.) jest bardzo uciążliwe, szczególnie, że na ulicy Rejtana usytuowane są dwa punkty sprzedaży piwa, po które codziennie w godzinach popołudniowych i wieczornych ciągnął „pielgrzymki” spragnionej braci studenckiej. Jak wiadomo piwo jest moczopędne (…) studenci załatwiają potrzeby fizjologiczne gdzie im wygodnie (pod oknami mieszkań, pod żywopłotami okalającymi domki itp.”. Pani Mieczysława przytacza także druzgocący przykład drzewa, które po latach „podlewania uryną” uschło i w 2012 roku złamało się podczas wichury.
W piśmie poruszona jest obszernie kwestia tzw. Tygodnia Kultury Studenckiej. Jedno zdanie bardzo trafnie opisuje konflikt pomiędzy żakami a ich sąsiadami: „To co się dzieje na naszych ulicach przez 7 dni i nocy nie ma absolutnie nic wspólnego z jakąkolwiek kulturą!!!!”.
- Nie rozumiem dlaczego juwenalia promują picie – mówi Elżbieta Nowak. - Czy to naprawdę musi być wpisane w stereotyp studenta? Wieczorem wyszłam na spacer, bo i tak nie mogłam zasnąć przez tę muzykę z namiotu. Zobaczyłam młodych ludzi w stanie totalnego otępienia. To nie wpływa dobrze na wizerunek studenta i naszej uczelni.
Żaden z naszych rozmówców nie chce likwidacji juwenaliów. Młodość musi się wyszumieć – mówi Jan Będkowski. Pani Mieczysława kwestionuje potrzebę aż się 7 dni imprezy, podczas gdy w innych miastach Polski, juwenalia trwają maksymalnie 3. Natomiast Elżbieta Nowak uważa, że studenci powinni mieć swoje święto, ale niech odbywa się w takim miejscu i na takich zasadach, które nie naruszają spokoju i ciszy
nocnej.
Rozmowy, pisma, spotkania z władzami uczelni i Parlamentu Studenckiego nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. Pani Elżbieta kilka lat temu rozmawiała z przedstawicielem głównego organizatora juwenaliów, starając się przekonać go do swoich racji. - Pan, chyba przewodniczący parlamentu, powiedział mi szczerze: „Z roku na rok studenci są coraz gorsi i lepiej nie będzie. Więc musiałby pani rozważyć przeprowadzkę”. Oniemiałam, bo z jakiej racji mam się wyprowadzać z rodzinnego domu?
Pod linkami znajdziecie jedno z wielu pism wystosowanych przez mieszkańców Rejtana, --->>>
Juwenalia faktycznie dla postronnych są uciążliwe. Dziwi fakt, że nawet kiedy ewidentnie są łamane przepisy dotyczące ciszy nocnej, nikt nie reaguje. Być może autonomia uczelni, która obejmuje teren akademików oraz symboliczne przejęcie miasta przez żaków, jest źle pojmowane. Czyżby tradycją TKS' ów stało się picie na umór, „deurynizacja” publiczna oraz inne wybryki pijanej młodzieży? Szkoda, że taką wizytówkę uczelni wystawiają sami studenci. Do tematu będziemy wracać.