Przygotowanie wydawnictwa kosztowało budżet miasta 51,6 tys. zł. Publikacja, która miała być „prezentem”dla koszalinian z okazji jubileuszu 750 – lecia, to fuszerka jakich mało.
Fotografie wykonał Zbigniew Mroczek, właściciel firmy Eko Serwis i Pracowni 3D Fotogrametria Bliskiego Zasięgu. Nie była to pierwsza współpraca fotografa z muzeum. Na stronie internetowej Pracowni można przeczytać referencje, jakie wystawił Mroczkowi Jerzy Kalicki.
Nasze miasto z albumu w niczym nie nawiązuje do hasła „Koszalin pełnia życia”. Wręcz przeciwnie, przypomina miasto po ewakuacji. Jedyną osobą, która pojawia się w publikacji to prezydent Koszalina Piotr Jedliński, którego fotografia uzupełnia wstęp. Mało tego, zdjęcia Mroczka nie spełniają podstawowych prawideł sztuki. Są
nieostre, kiepsko wykadrowane i stanowią niechlubną wizytówkę dla jego firmy.
Autor
Autor fotografii wyjaśnia bardzo precyzyjnie dlaczego nie znaleźli się na zdjęciach ludzie. - Album przygotowywany był z myślą o jubileuszu 750 – lecia miasta. Zatem chodziło o „miasto”. Gdyby była sugestia, że album ma być poświęcony mieszkańcom, to zrobiłbym zdjęcia ludziom. Chcieliśmy pokazać dorobek miasta, od tych najstarszych zabytków, do najnowocześniejszych budowli, które powstały w ostatnim czasie. Przedmiotem naszego
opracowania była architektura, czyli dziedzictwo Koszalina, rzeczy materialne. Poza tym spotykałem się nawet z sytuacją, w której ludzie nie zgadzali się na to, abym zrobił im zdjęcie - dodaje. - Fotografując w parku, czy na placu przy Urzędzie Miejskim, często spotykałem się z odmową mieszkańców. Musiałem wtedy robić powtórne zdjęcia, żeby ci, którzy nie życzyli sobie być na fotografii, nie zostali na niej ujęci. Niestety takie są realia. Byłoby to niewykonalne, gdybym podchodził do każdego napotkanego człowieka i pytał czy wyraża zgodę na to, żeby zrobić mu zdjęcie i
umieścić je w albumie.
Mroczek ma także wyjaśnienie na to dlaczego niektóre zdjęcia są nieostre. Na przykład sala Bałtyckiego Teatru Dramatycznego, w której znajduje się Duża Scena. - W tym przypadku to były ciężkie warunki oświetleniowe, ale poza tym było dużo innych problemów – wyjaśnia. - To nie było tak, że mogłem przyjść o każdej porze dnia i fotografować. Są określone okoliczności. Nie da się po prostu z marszu zrobić zdjęcia. Niektóre warunki zwyczajnie wymuszały takie fotografie. Była kwestia taka: albo nie zrobię zdjęcia, albo zrobię w takich warunkach do jakich mam w danej chwili dostęp.
Fotograf Zbigniew Mroczek wykonał blisko 3,5 tys. zdjęć. Wyselekcjonował 1750 z tego Jerzy Kalicki wybrał te, które trafiły do druku. Jednak znakomita większość zdjęć w albumie, to powtarzające się ujęcia tych samych obiektów. Trudno znaleźć racjonalne wyjaśnienie owej multiplikacji.
Miasto
Przedstawiciel ratusza w tej sprawie wypowiada się jednoznacznie. - To były dyrektor Kalicki odpowiada za tę publikację, a już nie pracuje w muzeum – mówi Robert Grabowski, rzecznik prezydenta miasta. - Materiały, które były wcześniej wydawane przez tę instytucję, nigdy nie wzbudzały żadnych zastrzeżeń. Przygotowaliśmy wstęp, jak zwykle na prośbę pana Kalickiego, z którym współpraca od wielu lat układała
nam się doskonale.
Były dyrektor muzeum zapadł się pod ziemię i unika kontaktu. Jego następca Jerzy Buziałkowski wyjaśnił, że nie miał wpływu na kształt publikacji, ponieważ kiedy obejmował stanowisko „Panorama miasta” była już w druku. - Umowa była tak skonstruowana, że gdy album trafił do muzeum nie mogłem już nic zrobić – wyjaśnia. - Nie miałem możliwości odmowy przyjęcia publikacji.
Perturbacje?
Jerzy Kalicki nagle zrezygnował z pracy w muzeum. Przypomnijmy, że w październiku ubiegłego roku przeszedł na emeryturę. Jednak już w listopadzie został ponownie zatrudniony w placówce. Otrzymał pół etatu na stanowisku głównego specjalisty ds. naukowo – konserwatorskich. Wydawało się, że będzie mieć ważny wpływ na działalność muzeum, jednak Buziałkowski i Kalicki podpisali umowę o rozwiązaniu stosunku pracy za porozumieniem stron. W konsekwencji od 15 marca muzeum nie ma już głównego specjalisty ds. naukowo – konserwatorskich w postaci byłego dyrektora.
Kolekcjonerski rarytas
Nakład nieszczęsnej „Panoramy” to 480 sztuk z czego 300 trafiło do Urzędu Miasta w Koszalinie, gdzie stanowi suwenir dla uczestników oficjalnych spotkań. Ostatnio album został wręczony kombatantom. Nie znaczy to jednak, że koszalinianie nie mają możliwości zdobycia egzemplarza. 180 sztuk czeka na swoich nabywców w kasie muzeum. Cena jest jednak wysoka, 120 zł. Czy skusicie na zakup publikacji o tak wielkich walorach kolekcjonerskich?
Od redakcji:
Tłumaczenia autora zdjęć są nie do przyjęcia. Dla profesjonalisty - fotoreportera, trudności na jakie wskazuje Zbigniew Mroczek to „chleb powszedni”, a jednak efekt pracy zawodowca wygląda zupełnie inaczej… Merytoryczny styl przedstawionych fotografii przeminą ponad pół wieku temu. Natomiast technika poszła tak bardzo naprzód, że średniej klasy smartfonem można wykonać poprawne technicznie zdjęcie bez względu na warunki.