Wydarzenie wsparte organizacyjnie przez zespół Centrum Kultury 105, mimo wszystko miało dość wzniosły charakter. Uczniowie, którzy w trudach zdobywali swoją wiedzę w zakresie języka niemieckiego, w końcu doczekali się zwieńczenia edukacji uzyskując certyfikat o międzynarodowej randze. Ponadto dyrektor I LO, Rafał Janus oraz wiceprezydent Koszalina, Przemysław Krzyżanowski w swoich przemówieniach podkreślili ważny jubileusz. Minęło 25 lat od podpisania Traktatu o dobrym sąsiedztwie pomiędzy Polską a Niemcami.
Zaproszenie Steffena Möllera, było idealnym pomysłem na zobrazowanie owej przyjaźni zapisanej we wspomnianym powyżej dokumencie. "Nasz" Niemiec żyje w Polsce od 1993 roku. Osiągnął niebywały sukces, łamiąc stereotypy. Udowodnił Polakom, że Niemcy jednak mają poczucie humoru. Stał się gwiazdą telewizji. Występuje jako satyryk, budząc powszechną sympatię.
Sam Möller w krótkiej rozmowie dla naszego portalu, twierdzi że zawód jaki wykonuje to świetny sposób na zaadaptowanie się w innej kulturze. - Bycie satyrykiem to nie tylko scena i dowcipy, ale także pewien sposób życia – wyjaśnia. - Jako obcokrajowiec zawsze jesteś skazany na życie na tzw. peryferiach nowego społeczeństwa. Jeśli ktoś nie nauczy się patrzeć na rzeczywistość z dystansu i ironią, czyli wykorzystując te naturalne narzędzia satyryka, to może poczuć się urażony np. tym, że taksówkarze mówią do ciebie na „ty”. Ja nie mam już z tym problemu.
Satyryk to także zawód niejako podobny do publicysty. Trzeba mieć wyostrzone zmysły i umieć spojrzeć na rozmaite zjawiska pod różnym kątem. Najnowsze wydarzenia w Polsce są dla Möllera źródłem wielu inspiracji – Obecna sytuacja polityczna w Polsce jest dla satyryka idealna. Nigdy nie miałem tyle roboty co teraz – mówi z przekąsem i uśmiechem. - Cały czas do mnie dzwonią stacje telewizyjne i radiowe z prośbą o komentarz... i wiadomo, obecne czasy stwarzają dobrą koniunkturę w moim zwodzie.
„Nasz” niemiecki satyryk, mimo wszystko bardzo ostrożnie wypowiada się o samej polityce, skłaniając się bardziej w stronę pozytywnego spojrzenia na aktywność obywatelską. - Widzę, że obecnie jest bardzo dużo demonstracji przeciwko nowemu rządowi. Wszystkim moim znajomym, którzy boją się przyjechać do Polski, właśnie z racji ulicznych pikiet i manifestacji, mówię, że nie ma się czego bać. Ulice Warszawy są bardzo spokojne. Na co dzień nic się szczególnego nie dzieje. Raz na tydzień w odbywa się demonstracja KODu i wtedy jest jest trochę weselej. Dlatego polecam znajomym przyjazd właśnie w tym czasie – kwituje dowcipnie.
Steffen Möller nakreślił także różnicę pomiędzy społeczeństwami Niemiec i Polski w kontekście protestów. - Ciekawe, czy obecnie w Niemczech ludzie też wyszli by na ulice, gdyby rząd forsował kontrowersyjne ustawy? Niemiec jednak zawsze trzyma się pojęcia praworządności.U nas także zdarzają się manifestacje, ale w tej chwili największy sprzeciw ludzi wywołuje Traktat Atlantycki. Jeśli chodzi natomiast o sprawy wewnętrzne, to dawno już nie było, żadnych demonstracji – zakończył gość spotkania w „Dibulcu”.