Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
wydarzenia

Fałszywy dowód na współpracę Gawłowskiego z SB

Autor Ala 24 Marca 2016 godz. 4:09
“Zabezpieczone dokumenty nie są autentyczne” - tak o pisemnym zobowiązaniu do współpracy ze służbami specjalnymi PRL podpisanym przez Stanisława G. wyraził się Dariusz Wituszko, naczelnik Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Szczecinie.

Przypomnijmy: prokuratorzy Instytutu w Szczecinie poinformowali, że na polecenie ABW wszczęli śledztwo w sprawie „ukrywania w miejscowości Dęborogi, gmina Manowo, oraz w Koszalinie przez Jana M. oraz Urszulę R. dokumentów archiwalnych w postaci kserokopii pisemnego zobowiązania do współpracy z byłymi służbami specjalnymi PRL podpisanego przez Stanisława G.”.

Reakcja Stanisława Gawłowskiego była natychmiastowa. - To gigantyczny skandal! To jest działanie mające na celu zdeskredytowanie polityka opozycji – mówił na konferencji  Stanisław Gawłowski, poseł na sejm, pełniący obowiązki sekretarza Platformy Obywatelskiej.

-Kilka lat temu śledztwo w sprawie tego fałszerstwa, na wniosek samego IPN prowadziła prokuratura, która sprawę umorzyła z braku wykrycia sprawców. Jeżeli w całej tej awanturze chodzi o mnie, to mamy do czynienia z niczym innym jak z polityczną prowokacją wymierzoną we mnie i w Platformę Obywatelską. PiS wykorzystuje instytucje państwowe do walki politycznej. To zachowanie związane z akcją IPN o tym dobitnie świadczy!  Żądam od ABW jednoznacznego wyjaśnienia całej sytuacji, a od IPN ujawnienia wszystkich dokumentów, które zostały zajęte. Pytam: kto inspirował dyrektora oddziału w Szczecinie? Czy to była jego własna decyzja? Czy ktoś wydał mu polecenie? Nie mam zamiaru pisać, wyjaśniać… oczekuję, żądam wyjaśnienia tej sprawy – powiedział poseł PO.

Teraz Dariusz Wituszko w oficjalnym komunikacie pisze: „Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Szczecinie informuje, iż w toku prowadzonego śledztwa, wszczętego na podstawie zawiadomienia Delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w sprawie ukrywania od bliżej nieokreślonego czasu do 2016 roku w miejscowości Dęborogi, gmina Manowo, oraz w Koszalinie przez Jana M. oraz Urszulę R. dokumentów archiwalnych, w tym kserokopii pisemnego zobowiązania do współpracy z byłymi służbami specjalnymi PRL, podpisanego przez Stanisława G. wykonano czynności procesowe, na podstawie których ustalono, że dokumenty znalezione u Jana M. nie podlegały przekazaniu do Instytutu Pamięci Narodowej.

 

 

 

 

 

Poprzedni artykuł

Czytaj też

Senator Gawłowski: Czekałem na ten proces

Ala, fot. Dominik Wasilewski - 2 Grudnia 2019 godz. 13:41
Jutro w szczecińskim sądzie ma rozpocząć się proces w sprawie Stanisława Gawłowskiego. Prokuratura postawiła byłemu posłowi PO, a obecnie senatorowi kilka zarzutów, w tym korupcyjne. We wtorek ma odbyć się pierwsze posiedzenie tzw. organizacyjne. - Cieszę się, że sprawa w końcu będzie w sądzie. Jako osoba niewinna nie boję się tego - mówi senator Stanisław Gawłowski. Zdaniem Prokuratury Krajowej jako sekretarz stanu w Ministerstwie Środowiska Gawłowski miał przyjąć łapówkę - "co najmniej 733 tys. zł w gotówce, a także dwa zegarki o łącznej wartości prawie 26 tys. zł oraz nieruchomości w Chorwacji". Do tego zarzuca mu pranie brudnych pieniędzy i ujawnienie informacji niejawnej. Gawłowski odpiera te zarzuty i od samego początku twierdzi, że jest niewinny. - Jak się jest niewinnym, to nie ma się czego bać. Każdego można oskarżyć, pomówić, ale do tego są potrzebne dowody. Żyjemy w czasach, kiedy prokuratura działa na polityczne zamówienie. Proszę zauważyć, że tam gdzie dotyczyło to Kaczyńskiego i było potwierdzone innymi dowodami, zeznania człowieka, który mówi, że wręczył Kaczyńskiemu kopertę, nie mają dla prokuratury żadnego znaczenia.  A tam, gdzie dotyczy to polityków opozycji, prokuratura wszczyna postępowania i prowadzi czynności, które mają charakter czysto polityczny - powiedział Gawłowski.   

Ludzie Bezpieki

Film TYLKO U NAS Ala, film: Dawid Baranowski, Robert Kuliński - 21 Marca 2016 godz. 2:29
Czy funkcjonariusze komunistycznych służb specjalnych musieli podporządkować się odpowiednim wytycznym? Czy ich praca operacyjna miała określone granice? Co można było robić, kogo werbować, a kogo nie? Do głównych zadań funkcjonariuszy SB należało pozyskiwanie, werbowanie tajnych współpracowników, dzięki którym na bieżąco inwigilowano nie tylko polityczną opozycję, ale wszystkie środowiska społeczne, polityczne, gospodarcze, kulturalne, media i inne. Doprowadziło to z czasem do pełnej infiltracji społeczeństwa. Uważa się, że do 1989 r. bezpiece udało się pozyskać ponad 3 miliony tajnych współpracowników.    Kablowanie kolegów Zasady pracy operacyjnej resortu bezpieczeństwa regulowała "Instrukcja 006/70" nazywana "Biblią SB". Podstawową metodą pracy operacyjnej było wykorzystywanie wiadomości przekazywanych przez Osobowe Źródła Informacji (OZI). Instrukcja rozróżniała kilka kategorii OZI. Jedną z nich był tzw. Kontakt Obywatelski (KO). Był też Kontakt Służbowy, czy Konsultant. Najcenniejszą “zdobyczą” SB-ka był jednak Tajny Współpracownik (TW). To m.in. dzięki liczbie pozyskanych TW officer SB otrzymywał nagrody lub awanse. Nie każdy mógł jednak zostać TW.   Członkowie partii    Punktem wyjściowym była „konkretna sytuacja operacyjna uzasadniająca potrzeb ę zdobycia tajnego współpracownika. Instrukcja w rozdziale III §10 zatytułowanym "Tajni współpracownicy i ogólne zasady ich pozyskiwania", w punkcie 8 zakazywała: "Nie wolno pozyskiwać do współpracy członków PZPR. W wyjątkowych, uzasadnionych operacyjnie przypadkach, pozyskanie tajnego współpracownika będącego członkiem Partii, może nastąpić wyłącznie za zgodą I Sekretarza KW PZPR lub kierownika właściwego wydziału KC PZPR". SB nie werbowała także do współpracy nieletnich.    Rozpracowanie obiektowe Najwyższą formą pracy ludzi bezpieki były rozpracowania obiektowe (SO - Sprawa Obiektowa), czyli rozpoznanie i rozpracowanie jakiegoś środowiska, osoby - obiektu przez funkcjonariuszy SB. Każda osoba występująca w rozpracowaniu obiektowym nazywana była "figurantem". Rozpracowanie obiektowe założono na niemal wszystkie formacje opozycyjne - polityczne, środowiska zawodowe, większość zakonów, grupy i środowiska kościelne. Każdej tego typu sprawie nadawano kryptonim.   Wszystko pod kontrolą Jak przebiegał “proces pozyskiwania TW? Najpierw funkcjonariusz typował i zbierał informacje o kandydacie. Następnie pisemnie kreślił "Plan rozpracowania kandydata na werbunek". Z tym dokumentem udawał się do przełożonych. Musiał bowiem  uzyskać ich zgodę. Kolejnym krokiem było pisemne sporządzenie "Planu werbunku kandydata na tajnego informatora" Oficer musiał jasno sprecyzować podstawę werbunku. Również ten "plan" wymagał pozytywnego zaopiniowania przez przełożonych. Po wstępnej, osobistej rozmowie z "kandydatem" (jak nazywano potencjalnych TW) funkcjonariusz sporządzał pisemną relację z jej przebiegu.    Rodzaje werbunku Wytypowanego "kandydata" werbowano na tzw. przesłanki ideowe - patriotyczne (czyli próbowano przekonać go do komunistycznego punktu widzenia) lub na tzw. komprmateriały (czyli materiały kompromitujące, dotyczące przeszłości kryminalnej, obyczajowej itp.); szantażem - grożąc np. usunięciem z pracy. Najpopularniejszą metodą było jednak  pozyskiwanie w drodze korzyści majątkowych. I nie chodzi tu tylko o pieniądze.  Często TW miał określone aspiracje, ambicje. Chciał awansować w pracy, wyjechać za granicę…  Każdy TW własnoręcznie podpisywał tekst zobowiązania. Przyjmował pseudonim (niekiedy więcej niż jeden), którym podpisywał doniesienia i pokwitowania. Każdy zwerbowany TW zobowiązywał się do zachowania ścisłej tajemnicy. Ustalano system kontaktów z oficerem prowadzącym, lokal, sposób pozyskiwania informacji, kamuflaż środowiskowy itp.    Fundusz operacyjny, czyli kasa za donos Każdy TW rejestrowany był do określonego numeru widniejącego również na karcie inwentarzowej (rejestracyjnej). Od razu zakładano mu dwie teczki - osobową i pracy. W teczce osobowej gromadzono wszystkie dokumenty dotyczące tajnego współpracownika, m.in. podpisane odręcznie zobowiązanie do współpracy, pokwitowania przyjętych pieniędzy, pożyczek, podarków. Teczka pracy obejmowała donosy pisane przez TW. Szczególnie czynni TW posiadali dwie i więcej teczek pracy. TW posiadał własnego oficera prowadzącego, u którego "na kontakcie" pozostawało kilku, a nawet kilkunastu tajnych współpracowników. Oficer operacyjny dysponował specjalnym "funduszem operacyjnym" (tzw. Fundusz "O"), którym wynagradzał pracę lub koszta poniesione przez TW.  TW pod kontrolą Oficer SB kontrolował i weryfikował pozyskane od TW informacje. Jedną z ulubionych metod była tzw. agentura równoległa. TW nie wiedział, że w jego środowisku istnieje inni TW, którzy także donoszą…     Ślady współpracy Dokumenty pracy TW znajdowały się w tylu różnych miejscach, że niemal niemożliwe jest ich całościowe zniszczenie. Dzięki temu można nie tylko ustalenić charakter i sposób wykorzystania TW, ale nawet odtworzyć jego “harmonogram pracy”.  Cały materiał archiwalny bezpieki jest kompatybilny i logicznie współgra ze sobą.    

Gawłowski: PiS wykorzystuje instytucje państwowe do walki politycznej

Film Temat dnia Ala, fot. Piotr Walendziak, film Dawid Baranowski - 13 Marca 2016 godz. 16:20
Instytut Pamięci Narodowej w Koszalinie rozpoczął dochodzenie dotyczące ukrywania, w Koszalinie i Dęborogach, archiwalnych dokumentów. Przechowywali je Jan M. i Urszula R. Chodzi o kserokopię pisemnego zobowiązania do współpracy ze służbami specjalnymi PRL podpisane przez Stanisława G. - To gigantyczny skandal! To jest działanie mające na celu zdeskredytowanie polityka opozycji – mówi Stanisław Gawłowski, poseł na sejm, pełniący obowiązki sekretarza Platformy Obywatelskiej. -  Mam takie przeświadczenie, że jest to początek różnych niedobrych zdarzeń, które będą dotyczyły wielu polityków opozycji – dodaje. Przypomnijmy, 10 marca 2016 Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Szczecinie wszczęła śledztwo w sprawie ukrywania od bliżej nieokreślonego czasu do 2016 r. w miejscowości Dęborogi, gmina Manowo, oraz w Koszalinie przez Jana M. oraz Urszulę R. dokumentów archiwalnych w postaci kserokopii pisemnego zobowiązania do współpracy z byłymi służbami specjalnymi PRL podpisanego przez Stanisława G., które to dokumenty podlegały przekazaniu do Instytutu Pamięci Narodowej, tj. o czyn z art. 54 ust. 1 ustawy z dnia 18 grudnia 1998 r. o IPN-KŚZpNP. Przedmiotowe śledztwo zostało wszczęte na podstawie zawiadomienia nadesłanego przez Dyrektora Delegatury Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w Szczecinie. W chwili obecnej wykonywane są czynności w trakcie prowadzonego śledztwa, mające na celu wszechstronne wyjaśnienie sprawy i zabezpieczenie przedmiotowych dokumentów. Śledztwo prowadzone jest przez Delegaturę Oddziałowej Komisji w Koszalinie.   - W nawiązaniu do informacji dotyczących kserokopii pisemnego zobowiązania do współpracy SB, na których widnieje moje nazwisko informuję, że te akta to współczesne fałszywki i nic innego jak polityczna prowokacja – mówi Gawłowski. - Kilka lat temu śledztwo w sprawie tego fałszerstwa, na wniosek samego IPN prowadziła prokuratura, która sprawę umorzyła z braku wykrycia sprawców. Jeżeli w całej tej awanturze chodzi o mnie, to mamy do czynienia z niczym innym jak z polityczną prowokacją wymierzoną we mnie i w Platformę Obywatelską. PiS wykorzystuje instytucje państwowe do walki politycznej. To zachowanie związane z akcją IPN o tym dobitnie świadczy!  Żądam od ABW jednoznacznego wyjaśnienia całej sytuacji, a od IPN ujawnienia wszystkich dokumentów, które zostały zajęte. Pytam: kto inspirował dyrektora oddziału w Szczecinie? Czy to była jego własna decyzja? Czy ktoś wydał mu polecenie? Nie mam zamiaru pisać, wyjaśniać… oczekuję, żądam wyjaśnienia tej sprawy – powiedział poseł PO. Komentarz Do gry teczkami PiS przywykliśmy już dawno. Pamiętamy słynne “Teczki Macierewicza.” I wiemy czym się dla Polski one skończyły. Teraz, gdy PiS po raz drugi doszedł do władzy znów temat teczek ożył. Na pierwszy ogień poszedł Lech Wałęsa. Wdowa po generale SB, Czesławie Kiszczaku zdecydowała się poinformować IPN o dokumentach, które jej mąż trzymał w domu… Teraz “odnalazła się” teczka posła Gwałowskiego. Z całym szacunkiem, ale jeśli wierzyć posłowi, to  urodził się on w 1968 roku. Zatem gdy rozpoczynał się stan wojenny w 1981 roku miał… 13 lat! Gdy odbywały się obrady okrągłego stołu w 1989 roku był o osiem lat starszy.  Ciekawi jesteśmy jakie cenne informacje miał ten nastolatek, że interesowała się nim  Służba Bezpieczeństwa PRL…