Sala Clubu 105 zupełnie niepotrzebnie została zastawiona krzesełkami. Publiczność rozsiadła się na dobre, ale nie zbyt pasowało to do „bujających” kompozycji grupy. W dodatku ścisk zrobił się nad wyraz uciążliwy, ale to dowodzi jedynie tego, jaki dużym zainteresowaniem cieszył się występ The Lions.
Frekwencja była do przewidzenia, bo odwołany koncert Bednarka i przystępna cena biletu wstępu do Clubu 105, mogły zadziałać jak magnes. Tym bardziej, że Lwy według najnowszych trendów promocyjnych, pokazują się w telewizji w ramach programu Must Be The Music, o czym ze sceny ochoczo poinformowała Natalia Lubrano wokalistka grupy.
Koncert od pierwszej nuty ujął koszalinian. Jazzowo – soulowy wokal doprawiony bigbandową sekcją dętą , funkujący bas okraszony solidnie przygotowaną oprawą reggae, nie mogły zadziałać inaczej.
Jak na koncert w ramach festiwalu jazzowego przystało poszczególni muzycy popisali się także miniaturowymi solówkami, które były nagradzane przez publiczność. Duże wrażenie na części słuchaczy
robiły czytelne zapożyczenia z repertuaru typowo jazzowego, jak np. nowa „jamajska” wersja „Take five” z polskim tekstem.
Dziesięcioosobowa orkiestra została przyjęta z ogromnym entuzjazmem, czego dowodem był rozbujany „tłumek” pod sceną oraz gromkie oklaski na zakończenie koncertu. W powietrzu zahuczały także okrzyki „jeszcze, jeszcze...!”. Na bis zespół The Lions wykonał premierowo w wersji live najnowszy singiel „Tam”.