Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
wydarzenia

Narodowcy poskarżyli się mediom

Autor Robert Kuliński 11 Października 2015 godz. 15:07
Przedstawiciele organizacji prawicowych, którzy brali udział we wczorajszym marszu przeciw przyjęciu islamskich imigrantów do Polski, spotkali się z dziennikarzami. Opisali wczorajsze wydarzenia, nie szczędząc gorzkich słów pod adresem policji i Państwa Polskiego.

Według organizatora Marszu, Mateusza Wojtanowskiego z Obozu Radykalno - Narodowego, przedsięwzięcie przebiegało spokojnie. Punkt zapalny, który wywołał awanturę pomiędzy uczestnikami i policją, nastąpił po odśpiewaniu hymnu państwowego.  - Już przy czwartej zwrotce było widać, jak policja wchodzi w tłum. Kiedy odśpiewaliśmy hymn, ogłosiłem oficjalnie zakończenie zgromadzenia i to co

działo później, nie jest już winą organizatora. Obóz Radykalno – Narodowy organizuje tego typu marsze w całej Polsce i tylko w Koszalinie policja podjęła takie dziwne działania – dodaje. - Wygląda to tak, jakby chciano przeszkodzić nam w manifestacji i oczernić nas w oczach postronnych obserwatorów – kwituje.


Jan Kazimierz Adamczyk podkreślił, że organizatorzy już tydzień wcześniej uzgodnili wszystko z władzami miasta i policją. - Rozmawialiśmy m.in. z naczelnikiem prewencji. Zapewniał nas, że policja będzie trzymała się z daleka od marszu, że nie będzie żadnych nieumundurowanych funkcjonariuszy wewnątrz tłumu. Przed samym rozpoczęciem wydarzenia  spotkaliśmy się z dowódcą zabezpieczenia, panem Lachowiczem, który również obiecał, że policja będzie się trzymać w pewnej odległości od marszu, żeby nie robić prowokacji. Niestety już na samym początku czterech nieumundurowanych funkcjonariuszy weszło w

tłum. Chwilę później na skrzyżowaniu ul. Pileckiego i Zwycięstwa, następnych czterech dołączyło do marszu – tłumaczy z przejęciem. - Jedyny incydent jaki miał miejsce, to użycie dwóch petard hukowych. Niektórzy uczestnicy marszu twierdzą, że te petardy rzucali właśnie ci nieumundurowani policjanci.

Dalszy przebieg wydarzeń już znamy. Podczas odśpiewywania „Mazurka Dąbrowskiego”, młodzi aktywiści odpalili race. To był, jak twierdzą organizatorzy  marszu,  pretekst dla  policjantów, aby włączyć się do akcji. Ruszyli w kierunku winowajcy, celem wylegitymowania i spisania za popełnione wykroczenie. Tłum stanął wtedy w obronie nieletniego kompana, przez co włączyła się do akcji prewencja z psami.

Jednym z kwestionowanych przez narodowców elementów policyjnej interwencji, był sposób w jaki funkcjonariusze postanowili wylegitymować młodego patriotę. - Nie byli umundurowani, nie okazali

legitymacji ani żadnego emblematu wskazującego na przynależność do służby państwowej. W takim wypadku, zdaniem nardowców, nie ma się czemu dziwić, że tłum odpowiedział agresją, bo nie wiedzieli z kim mają do czynienia. - Mogło to być odebrane jako atak jakiejś grupy ludzi o odmiennych poglądach -  zaznaczył Adamczyk. - Poza tym, według przepisów prawa, odpalenie racy jest jedynie wykroczeniem i policja może zatrzymać sprawcę tylko i wyłącznie wtedy, kiedy nie jest możliwe  potwierdzenie jego tożsamości. W tym wypadku taka sytuacja nie miała miejsca, bo cały marsz był nagrywany, również przez policję. Funkcjonariusze mogli grzecznie podejść, przedstawić się i poprosić o dowód tożsamości, nie trzeba było od razu reagować w taki sposób, jaki widzieliśmy wczoraj.

Nie zabrakło też dywagacji na temat tego, że „prowokacja” - jak określają wczorajszą  awanturę narodowcy - była skrzętnie przygotowana. Rzekomo kilka samochodów pełnych funkcjonariuszy, było usytuowanych na ościennych ulicach Ryku Staromiejskiego. Umożliwiło to błyskawiczne włączenie się prewencji do akcji.  Na konferencji  Adamczyk i Marcin Bedka z Kongresu Nowej Prawicy, oskarżyli

policjantów o pobicie nastolatka w radiowozie. Skrytykowali linię obrony  Komendy Miejskiej Policji, że otarcia i siniaki, były wynikiem szarpaniny z tłumem, podczas próby doprowadzenia chłopaka do samochodu. 

Bedka rozpoczął swoją wypowiedź  polityczną demagogią, przedstawiając obraz Polski jako kraju, który istnieje tylko teoretycznie. Następnie kontynuował główną myśl spotkania z dziennikarzami. - Zostaliśmy przedstawieni jako łobuzy i przestępcy. Ja się nie czuję taką osobą, a tak właśnie zostałem potraktowany przez Polskie Państwo. Mam pytanie do pana komendanta policji w Koszalinie, czy i jakie konsekwencje wyciągnie wobec funkcjonariuszy, którzy to robili? Podczas niemal każdego święta państwowego pojawiają się race i nigdy policja siłowo nie wkracza w tłum, aby zatrzymać kogoś, kto taką racę odpalił. Chcę wiedzieć z kim dowódca akcji rozmawiał niemal przez cały czas przez telefon i komu zależało na tym, aby doprowadzić do awantury?

Pokrzywdzeni narodowcy podkreślali to, że nie mają nic przeciw uchodźcom – Chętnie przyjmiemy naszych repatriantów z Kazachstanu. Chcemy żeby do nas przyjechali chrześcijanie – wyjaśnia Bedka. - Nie chcemy tylko narzucania nam obowiązku przyjęcia uchodźców islamskich.  Stąd było już blisko do oskarżeń, że akcja policji była wyrazem wielkiej politycznej machinacji, mającej na celu uderzenie w obywateli.

Organizatorzy marszu zapowiedzieli, że jeszcze w tym tygodniu zostaną złożone skargi i pismo do Wydziału Kontroli Wewnętrznej Zachodniopomorskiej Policji.