Scena krakowska właściwie nie istnieje w mediach. Nie ma się czemu dziwić, skoro nie ma nic szczególnego do zaoferowania. Kolejna grupa z południa, która odwiedziła Koszalin, pokazała jak bardzo tradycyjnie i sztampowo w grodzie Kraka podchodzi się do materii rocka. W listopadzie ubiegłego roku, także na kawałkowej scenie, prezentowała się formacja Cinemon, której oryginalność pozostawia wiele do życzenia.
Dokładnie tak samo zabrzmiał występ Cheap Tobacco – w ciągłym oczekiwaniu na cokolwiek interesującego.
Pierwszy set upłynął na kopiarstwie, ale przynajmniej z charakterem. Można było odnaleźć czytelne inspiracje latami 60. Pobrzmiewał klimat gitarowego popu, podkreślony charakterystycznym pogłosem. Niekiedy grupa wydobywała w głośników nastrój Lata Miłości, a czasem sprytnym witrażem powracała do lat 90., kiedy to fala klasycznego rocka w Polsce, miała się całkiem nieźle. Niestety zespół Cheap Tobacco dzięki tekstom przepełnionym bluesową retoryką, bardzo szybko rozpoczął pikowanie w dół. Ileż to piosenek, właśnie z kręgu rythm'n'bluesa, opowiada o życiu jako wędrówce lub zaczyna się słowami „I woke up in the morning (...)”?
Niestety im dalej w las tym gorzej. Drugi set zakipiał absolutną beznadzieją radiowej papki. Można było usłyszeć pop rockowe pioseneczki oraz wzruszające do torsji balladki. Muzycy zaczerpnęli wszelkie patenty właśnie z anteny radiowej. Można było wyłowić dramaturgię znaną z szalenie treściwych piosenek Urszuli, czy motorykę wczesnych płyt Bartosiewicz. Koncert został całkowicie ukierunkowany na tory niewyszukanej rozrywki, kiedy wokalistka Natalia Kwiatkowska, wyśpiewała następujące słowa: „(...)ja zapłaczę deszczem(...)”. Natomiast pieśń zapowiedziana jako możliwy przebój lata, nie pozostawiał, żadnych złudzeń - muzycy uwielbiają „łasić się do publisi” i spełniać jej zachcianki stylistyczne.
Koncert był prezentacją kolejnej entej kapeli, skrojonej na miarę rockowego standardu radiowego. Artystów, którzy marnują swój niekwestionowany talent na rzecz sprostania oczekiwaniom odbiorcy, niejaki Staszewski już bardzo dawno temu określił dosadnym rzeczownikiem. Cheap Tobacco to bardzo uzdolnieni muzycy, ale niestety postanowili obrać drogę „czasoumilacza”, co drażni, bo potencjał kwartetu jest ogromny. Wieczór zapachniał taniością niczym z chińskiego supermarketu.
Publiczność przyjęła grupę entuzjastycznie. Ochoczo wspierała zespół rytmicznym poklaskiwaniem, a po koncercie domagała się bisu. Zespół osiągnął swój cel - zabawił słuchaczy.