Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Kaliber 44 w kinie

Autor Robert Kuliński/ fot. Artur Rutkowski 11 Lipca 2015 godz. 10:16
Kinowy koncert legendy polskiego hip – hopu, pomimo wielu niedogodności, udał się wyśmienicie. Wydarzenie, które miało odbyć się w amfiteatrze, zostało przeniesione do dużo mniejszej sali widowiskowej Centrum Kultury 105. Przyczyną takiej decyzji szefostwa instytucji, była zapewne niedostateczna sprzedaż biletów, co dziwi.

Zmiana lokalizacji koncertu była dużym zaskoczeniem dla fanów grupy. Dlaczego bilety na występ zespołu, będącego bezsprzecznie jednym z prekursorów rapu w Polsce, nie cieszyły się zainteresowaniem wystarczającym, aby wypełnić amfiteatr? Czyżby Koszalin był miejscem, gdzie hip - hop nie ma zbyt wielu zwolenników? Niestety prawda wydaje się być dużo bardziej skomplikowana. Wszak koncerty Zeusa, czy Piotra Szmidta występującego pod pseudonimem Ten Typ Mes przyciągnęły wielu młodych koszalinian.


Wynika to z pewnej niezrozumiałej tendencji fanów hip – hopu, czyli brak zainteresowania gwiazdami dawnej epoki. W internecie znaleźć można mnóstwo memów wyśmiewających tragicznie zmarłego Magika, byłego lidera Kalibra i  Paktofoniki. Powodem do drwin choćby w komentarzach na popularnych serwisach hip – hopowych, jest właśnie samobójstwo rapera. Młoda generacja po prostu nie szanuje „Ojców Założycieli”. Taka jest widocznie specyfika tejże kultury.

Wróćmy jednak do samego koncertu, bo było to wydarzenie niezwykłe. Większość zgromadzonej publiczności stanowili przedstawiciele  pokolenia „30 +”, choć także młodsi, wyłamujący się z szeregu słuchacze rapu, przybyli aby pobawić się przy muzyce legendarnej formacji.


Warunki sali kinowej były niezbyt sprzyjające. Kto to widział, żeby koncert hip - hopowy odbywał się na siedząco? Atmosferę usztywnienia w mig rozładował DJ Feel – X. Swoją bezpośredniością i widocznym podekscytowaniem, obalił wszelkie bariery dzielące scenę i widownię. Zagadywał słuchaczy. Biegał od lewej do prawej dzierżąc w dłoniach  kamerę GoPro i dyrygował tłumem instruując,  jak powinna wyglądać właściwa choreografia. Można było odnieść nawet wrażenie, że bardziej zainteresowany jest kontaktem z publicznością, niż sterczeniem za gramofonami.

Mógł sobie pozwolić na frywolność, gdyż Kaliber wystąpił w towarzystwie  zespołu. Klawisze, perkusja ,

gitara basowa i kontrabas oraz gitara elektryczna wystarczyły, by wybrzmiały najbardziej charakterystyczne motywy z utworów grupy.

Publiczność w mgnieniu oka podzieliła się na dwa obozy. Jeden żywiołowy, zgromadzony pod sceną i po bokach sali. Drugi zasilili uparci i niewzruszeni Siedzący, którzy sporadycznie dawali oznaki życia reagując na wezwania niezłomnego wodzireja, krągłego DJ – a Feel – X' a.

Kiedy na scenie pojawili się bracia Joka i Abaradab stało się jasnym, że legenda wróciła nie po to, aby odcinać kupony od swojej sławy. Artyści przyjechali do Koszalina zagrać koncert  prawdziwy i żywiołowy. Zdystansowane lica obydwu MC bardzo szybko nabrały

kolorytu i euforycznego wyrazu. To musi robić wrażenie na twórcy, że pomimo tak fatalnego miejsca na koncert  i upływu 15 lat od ostatniej płyty, publiczność wypełniła salę dość tłumnie, a chór najbardziej zagorzałych fanów wtórował raperom

W gronie publiczności można było także zauważyć sporą grupę  pracowników ratusza. Łatwo było ich rozpoznać po stroju. Choć garnitury zostały w szafie, to codzienna praktyka  uniformizacji wdała się już w krew i obok rzeszy luźno ubranych słuchaczy, koszule i ugrzecznione fryzury wyróżniały ich z tłumu. Nie udało się ustalić, czy tak liczna reprezentacja urzędnicza wynikała z rozdawnictwa zaproszeń, według prastarej praktyki „zabezpieczenia

frekwencji”, czy zakupili bilety. Jednak biorąc pod uwagę koszalińskie standardy, można domniemać, że jednak ta pierwsza opcja była powodem obecności ratuszowych gości.

Wspomniane wcześniej rozluźnienie atmosfery,  udzieliło się najmłodszym uczestnikom koncertu w stopniu znacznym. W ściśniętym tłumie, pod samą sceną,  zasyczały otwierane butelki oraz pojawił się specyficzny aromat w powietrzu. Dziwne, że nie zadziałały zraszacze przeciwpożarowe.

Kaliber 44 zaprezentował niemal cały swój dorobek. Można było usłyszeć fragmenty z „Księgi tajemniczej...”, „ W 63 minuty dookoła świata” i „3:44”. Największe poruszenie wzbudziły „ballady” „Gruby czarny kot...” i „Brat nie ma już miłości dla mnie”. Nie mogło zabraknąć także „Filmu”, „Bierz mój miecz i masz”, czy „Nasze mózgi wypełnione są Marią”. Natomiast podczas Abradabowego sola „Konfrontacje” liryka  utworu dudniła jednolitym pomrukiem połączonych gardeł fanów.

Dziw bierze, że koncert, który nie zapowiadał się atrakcyjnie udał się tak wyśmienicie. Wszystko zależy od profesjonalizmu. Zarówno wykonawcy jak i nagłośnieniowy dołożyli wszelkich starań, żeby impreza udała się znakomicie.  Zespół bisował wielokrotnie.