Dopiero rodzima formacja Que Pasa ¿¡ zachwyciła publikę. Kwartet zabrzmiał doskonale i autentycznie, czego nie można powiedzieć o formacjach poprzedzających jego występ.
Lineup został przygotowany nietypowo. Gwiazda wieczoru, czyli zespół 747, który w ubiegłym miesiącu wydał nakładem Jimmy Jazz Records swój debiutancki album pt. „Jeden za wszystkich”, wystąpił jako drugi. Sceniczne poczynania szczecińskich hardcore punków poprzedził występ grupy AntyKwariat, a finisz
należał do Que Pasy ¿¡
Publiczność, najoględniej mówiąc, była niemrawa. AntyKWartiat dodatkowo został osłabiony przez niedyspozycję jednego z dwóch gitarzystów. Wypity alkohol, najwyraźniej w ilościach znacznych, uniemożliwił muzykowi należyte odegranie materiału. Dało się słyszeć problemy z nadążeniem i akordy wyślizgiwały się z ram rytmicznych. Nawet banalny utwór Billy'ego Idola „Rebel yell” sprawił gitarzyście duży kłopot. Można było odnieść wrażenie, że muzyk uznał, iż jego image - dopracowany w każdym detalu – wystarczy, aby zachwycić publiczność. Niestety, nie wystarczył. Wielka szkoda, bo pozostali członkowie zespołu dwoili się i troili, żeby zagrać przynajmniej dobrze. Publiczność nie reagowała właściwie wcale. Ani jedna osoba nie poderwała się do pogo. Natomiast po każdym utworze w sali panowała grobowa cisza. Muzycy grupy AntykWariat zeszli ze sceny po kilku kawałkach.
Sytuacja wyglądała podobnie, kiedy na scenie pojawił się skład 747. Zespół już kilkakrotnie koncertował w Koszalinie, jako support The Analogs oraz Farben Lehre i jakoś nigdy nie zachwycił koszalińskich fanów punk rocka. Podczas minionego wieczoru wokalista grupy Paweł Pawlicki po trzecim lub czwartym utworze wyraził swoje niezadowolenie z biernej reakcji słuchaczy. W absolutnej ciszy wywrzeszczał ze sceny: „Koszalin, żyjecie?! To ma być koncert punk rockowy? Ale wiocha...”. W obronie honoru naszego grodu stanęli chłopaki z Que Pasy ¿¡, którzy ochoczo wskoczyli w pogo. To poderwało jeszcze kilka osób i w ten sposób zespół 747, miał pod sceną nieliczne kłębowisko załogantów.
Muzycznie grupa zaprezentowała szalenie agresywny hardcore punk, z bardzo melodyjną oprawą wokalną. Pomimo tego, że nie można grupie zarzucić jakichkolwiek mankamentów
technicznych, to trudno powiedzieć, aby grupa prezentowała muzykę wartą uwagi. Zbyt podkręcone brzmienie gitar, skutecznie zagłuszało wokalistę, a kostkowanie basu wyłaniało się dopiero w momentach wyciszenia. Solówki pomimo wspomagania „kaczką” niknęły w natłoku zbędnego hałasu.
Atmosfera koncertu nieco się ożywiła dopiero przy tytułowym utworze z płyty „Jeden za wszystkich” . Na scenie obok muzyków pojawili się członkowie ekipy przybyłej ze Szczecina razem z zespołem. W tak rozbudowanym składzie piosenka zabrzmiała niczym hymn bojowy. Mimo to, do samego końca występu, publiczność dość zimno traktowała gwiazdę wieczoru.
Nikt by się nie spodziewał, że to właśnie reprezentacja naszej sceny pokaże klasę wykonawczą. Zespół Que Pasa ¿¡ wielokrotnie pojawiał się na łamach naszego portalu i za każdym razem akapity były pochlebne, jednak to miniony, sobotni koncert grupy pokazał ogromny potencjał młodych muzyków. Uwodzicielsko banalny punk rock zachwycił słuchaczy. Na korzyść grupy wpłynęło brzmienie, jakie udało się uzyskać
dzięki wzmacniaczom udostępnionym przez szczecińską ekipę.
Jednak nie w brzmieniu i nawet nie w fantastycznie przygotowanych utworach tkwi poruszająca magia młodocianych punkowców. Chodzi o wspomniany wcześniej autentyzm. Muzyka w wykonaniu kwartetu uderzyła prawdziwą pasją. Filip Guściora bez mrugnięcia okiem wykrzykiwał swoim charyzmatycznym i zadziornym wokalem, szalenie proste wersy. Pod sceną zakotłowało się bez nagabywania. Z kolei ta część publiczności, która wolała spędzić koncert na siedząco, rewanżowała się muzykom dosadnym aplauzem przeplecionym okrzykami.
Muzycy Que Pasy ¿¡ oddają hołd najbardziej klasycznej stylistyce, nadając jej autorski charakter. Pracowitość i upór koszalińsko – darłowskiej czwórki wybija podczas koncertów, a miniony, sobotni wieczór absolutnie należał do nich.
Premierowe utwory: „Ładuj karabin” i cover z repertuaru Apatii „Młodzi faszyści” zademonstrował, że ci młodzieńcy doskonale czują się na obranej przez siebie drodze. Bez udawania i udowadniania czegokolwiek, w naturalny sposób Que Pasa ¿¡ rozwija się. To cieszy, bo polska scena punkowa potrzebuje świeżej krwi, choćby w tradycyjnym wydaniu.