Hit z Nowych Horyzontów i kandydat do Oscara
„Left-Handed Girl” był jednym z najgłośniejszych tytułów tegorocznych Nowych Horyzontów, a także oficjalnym kandydatem Tajwanu do Oscara. W kontekście oscarowych zgłoszeń wymienia się go obok innych tytułów walczących o nominacje. Dla widzów DKF to okazja, by zobaczyć film, o którym mówi się głośno – zanim jego tytuł na dobre zadomowi się w podsumowaniach sezonu.
Tajpej po zmroku: trzy kobiety i miasto, które nie obiecuje niczego za darmo
Akcja filmu pulsuje nocnym życiem Tajpej. Do stolicy Tajwanu przeprowadzają się trzy kobiety, które próbują zacząć od nowa: samotna matka Shu-Fen oraz jej córki – nastoletnia, zadziorna I-Ann i kilkuletnia, „diabelnie urocza” I-Jing.
Shu-Fen, niemająca szczęścia ani do miłości, ani do pieniędzy, rozkręca na nocnym targu własny stragan z kluskami. I-Ann zamiast studiować dorabia jako dealerka betelu – lokalnego odpowiednika popularnych używek. Najmłodsza I-Jing na własną rękę (dosłownie i w przenośni) eksploruje zakamarki kuszącego neonami marketu. Miasto wielkich szans szybko pokazuje drugą twarz: rozczarowań, presji, drobnych porażek i codziennej walki o miejsce.
Komediodramat o rodzinie z pęknięciami – i czułością
Twórcy przyglądają się kobiecym więziom rodzinnym, w których nie brakuje napięć, ale równie często pojawia się czułość i odruch ochrony. To film słodko-gorzki: potrafi rozbawić, a chwilę później uderzyć w punkt, w którym zaczyna się bezsilność. I choć opowieść ma energię komediodramatu, pod spodem pracuje gniew – nie teatralny, ale codzienny, wynikający z nierówności i ciężaru odpowiedzialności, który w tej historii spada przede wszystkim na kobiety.
A gdzie w tym wszystkim tytułowa „lewa ręka”? Film igra z przesądem i społeczną podejrzliwością wobec inności. „To była ręka… diabła!” brzmi jak hasło rodem z taniej sensacji, ale w praktyce staje się metaforą tego, jak łatwo przykleić komuś etykietę – i jak trudno się potem z niej odkleić.
Shih-Ching Tsou i ślad Seana Bakera
Reżyserką i współautorką scenariusza jest Shih-Ching Tsou. To jej pierwszy film jako samodzielnej reżyserki, ale nie debiut w branży. Od lat współpracuje z Seanem Bakerem – współtworzyła z nim „Take Out”, a jako producentka była związana m.in. z „Starlet”, „Tangerine”, „The Florida Project” i „Red Rocket”.
W „Left-Handed Girl” Baker jest współautorem scenariusza, pełni rolę producenta wiodącego, a jego charakterystyczne spojrzenie na codzienność i bohaterów z marginesu wyraźnie przebija w konstrukcji scen i rytmie opowieści. Ten film to również energia dialogów i obserwacja „tu i teraz” – bez moralizowania, ale z uważnością na detale.
Kino, które zaczyna się od gestu
„Left-Handed Girl” potrafi wyglądać jak coś pomiędzy sensacją a miejską baśnią: czasem podkręca atmosferę, czasem puszcza oko do widza, a czasem trafia w ton niepokojąco prawdziwy. Najciekawsze są momenty, gdy historia nie idzie wprost w „horrorową” obietnicę tytułu, tylko pokazuje, że największy strach rodzi się z plotki, uprzedzenia i potrzeby znalezienia winnej.
To kino, które – idealne na przedświąteczny wieczór – daje widzowi emocje, a jednocześnie zostawia temat do rozmowy po seansie. A od tego w końcu jest Dyskusyjny Klub Filmowy.
Jeśli chcesz, przygotuję też krótszą wersję artykułu (zapowiedź na stronę/FB) albo wersję stricte „DKF-ową” z mocnym zakończeniem zachęcającym do dyskusji po seansie.