Krajowy Fundusz Drogowy już w tej chwili rocznie przeznacza ponad dwa miliardy dla operatorów autostrad prywatnych za tzw. dostępność – czyli pokrywa różnicę kosztów funkcjonowania tego odcinka w stosunku do tego, co wpływa z opłat od kierowców. To są ogromne koszty. Do tego dochodzi stałe utrzymanie autostrad – co również jest bardzo kosztowne. Przykład Niemiec – gdzie są bezpłatne autostrady – jest bardzo wymowny. W Niemczech wciąż jest problem z infrastrukturą – w 2016 roku wprowadzono program ratunkowy. Do 2030 roku prawie Niemcy wydadzą na niego 300 miliardów euro. To pokazuje, jakie są realne koszty takiej obietnicy.
– Ja nie do końca rozumiem pomysł rządu z bezpłatnymi autostradami. Bezpłatnymi – bo mają być darmowe. Jak wiemy nie ma nic za darmo. Czy to przekona ludzi, żeby głosowali na Prawo i Sprawiedliwość? Od dawna mieliśmy problem, że tylko niewielka część państwowych autostrad miała opłaty. A to są raptem dwa odcinki, gdzie samochody osobowe muszą te opłaty uiszczać – powiedział serwisowi eNewsroom.pl Adrian Furgalski, prezes ZDG TOR. – Koszty Funduszu Drogowego to są okolice 200-230 mln złotych i rząd przewiduje jako konsekwencje wprowadzenia tego rozwiązania w ustawie, którą przysłał do parlamentu. W ciągu dziesięciu lat to będzie około 2,3 mld zł. Można powiedzieć, że rocznie to nie są wielkie pieniądze. A więc jest to sygnał, że troszczymy się o drogi dla kierowców. Niestety to są działania mocno niepraktyczne – bo raczej należałoby zachęcać mocniej ludzi do korzystania z transportu publicznego, jak to jest w Niemczech. Nie jest to też dobry sygnał dla inwestorów – którzy nie mają pewności funkcjonowania w Polsce. To może wręcz doprowadzić do spraw sądowych czy arbitrażu międzynarodowego, a następnie odszkodowań dla tych firm na poziomie nawet kilkudziesięciu miliardów złotych – ostrzega Furgalski.