Reżyser przedstawienia - Cezary Iber, dołożył wszelkich starań, aby jak najbardziej uciec od aury klasycznej tragedii. Jednak zbyt rozbuchane środki artystyczne paradoksalnie spłyciły wydźwięk historii.
Przeniesienie akcji z antyku do współczesności nie jest nowością na teatralnej scenie. Taki zabieg ma wiele zalet. Nie tylko ułatwia widzowi odbiór sztuki, ale daje reżyserowi i scenografom duże pole do popisu. Jednak Scena na Zapleczu obudowana została bardzo oszczędnie, co jest niekwestionowaną zaletą. Umowna weranda, kilka stołów oraz kopuła imitująca sklepienie greckiego amfiteatru wprowadza widza w świat wyższych sfer bardzo skutecznie. Wizualnie spektakl jest bardzo interesujący. Oprócz groteskowych kostiumów aktorów i multimedialnych dodatków, czy gry cieniem, narrację uzupełnia doskonała muzyka.
Na tym jednak estetyczne walory przedstawienia się kończą. Artystyczna wizja Ibera na przedstawienie chóru, który wedle klasycznych prawideł dramatu komentuje wydarzenia na scenie, sprawiła, że spektakl najzwyczajniej męczy. Rozpasana choreografia i na wskroś dosadne wypowiedzi „chórzystek” sprawiły, że uciekła tajemniczość i nastrój zagrożenia nieuchronną klęską. Forma opowieści przez swoją przerysowaną dokładność stała się łopatologicznym wykładem etyczno – moralnym.
Przedstawienie wyuzdania również trąciło zbytnią dosłownością i zdawało się być prostym chwytem formalnym, mającym po prostu szokować widza. Niektóre poczynania bohaterów były zupełnie zbędne. Przez to przeładowanie sztuka jest niezmiernie siermiężna i ociężała.
Najciekawszym elementem spektaklu była wspaniale odegrana przez Piotra Krótkiego postać Terezjasza. Choć nie jest to główny bohater sztuki, to doświadczenie sceniczne i elastyczność aktora zachwyca. Niestety, nie można tego powiedzieć o zazwyczaj świetnej Beacie Niedzieli, która wcieliła się w rolę Jokasty. Jej zmanierowana ekspresja, akurat w tej sztuce nie przemawia, a raczej irytuje. Nie widać tutaj bohaterki, tylko aktorkę.
Sama historia "Kóla Edypa" jest znana, a jej finał oczywiście tragiczny. Widzowie, którzy chcieliby zobaczyć dzieło laureata nagrody publiczności zeszłorocznych konfrontacji młodych „m- teatr”, powinni przygotować się na wymagające posiedzenie. Sztuka wydaje się być dziełem debiutanta, który jeszcze nie do końca wie, czy chce stworzyć widowisko, czy opowiedzieć niełatwą historię. „Edyp cię kocha” jest propozycją dla wytrzymałych i wyrozumiałych odbiorców.