Stan podwyższonego zainteresowania festiwalem trwa. Filmy oglądane są na schodach. Obie sale kinowe są za małe, a klub festiwalowy, między innymi dzięki czerwonemu piętrowemu autobusowi, który kursuje od CK105 do Teatru Variete Muza, też jest pełen ludzi. Głównie młodych, choć nie tylko.
Od kilku już lat wszystkie filmy konkursowe przysyłają swoje reprezentacje, co oznacza, że jest z kim rozmawiać podczas dyskusji „Szczerość za szczerość”, ale także, że w
CK 105 możemy spotkać twarze dobrze nam znane z ekranów kinowych i telewizyjnych.
W tym roku w Koszalinie można zobaczyć Katarzynę Maciąg, która po latach występowania głównie w serialach produkowanych przez TVN, w Koszalinie pokazała nam zupełnie inną twarz. W „Ścinkach” Magdaleny Gubały, eksperymentalnej formalnie opowieści o stracie i dojrzewaniu, jest aktorką pokazującą swój całkiem niegwiazdorski warsztat.
Inna znana twarz należy do Eryka Lubosa, który dwa lata temu zachwycił koszalińską publiczność rolą w „Mojej krwi” Marcina Wrony. Tym razem pokazuje nam dość odrażającą twarz kierownika sklepów spożywczych, który traktuje swoje pracownice jak niewolników. „Dzień kobiet” debiutującej wokalistki i także autorki muzyki do swego filmu, Marii Sadowskiej, nawiązuje do głośnej jakiś czas temu historii procesu wygranego przez jedną z pracownic z korporacją. To film o strachu i solidarności. W głównej roli pokazała się znana dotąd z „Rozmów w tłoku” w programie „Szymon Majewski Show” Katarzyna Kwiatkowska, także obecna na festiwalu. Przy okazji prezentacji tego filmu okazało się, że jego ekipa zajęła drugie miejsce, po zespole tworzącym „Heavy Mental”, jeśli chodzi o liczebność. Do Koszalina pod dowództwem reżyserki przyjechało osiem osób.
Wczoraj także można było zobaczyć w
CK 105 ukrytego pod długą brodą Wojciecha Mecwaldowskiego, który występuje w debiucie Bodo Koxa „Dziewczyna z szafy”. W tym filmie widzimy także Eryka Lubosa i Piotra Głowackiego, dla którego jest to czwarty film na tegorocznym festiwalu.
Teatru Variete Muza, dzięki zorganizowanemu transportowi (czerwonym piętrusem), okazał się całkiem trafny, choć można powiedzieć, że ów klub stał się nieco odrębną od festiwalu jakością. Terminy organizowanych tam eventów pokrywają się z seansami filmowymi, więc trzeba wybierać, co się chce zaliczyć. Ale za to widzowie nie mogą narzekać na słabą jakość wydarzeń scenicznych. Oglądają zabawne rozmowy Macieja Buchwalda z aktorami (Erykiem Lubosem, Katarzyną Kwiatkowską, Wojciechem Mecwaldowskim), swoje umiejętności prezentują stand uperzy, w tym rozbawiający publiczność do łez Michał Sufin z Teatrzyku Klancyk. Świetnie przyjmowany jest big band Marcina Maseckiego, który nie zna muzycznych świętości i nawet Hymn Polski podczas koncertu odegrał z jazzowo-core'owym pazurem.
Podczas występu Łony i Webbera widownia pełna młodych ludzi bez problemu rymowała razem z artystami, którzy szybko nawiązali z nimi świetny kontakt. Każdą noc kończą
DJ-e, każdy z nich poruszający się w innej stylistyce.
Krótko mówiąc dzieje się i szkoda, że tylko sześć dni.