Nie zabrzmiały także sprawdzone efekciarskie chwyty, typu popisy wirtuozerii, które przynajmniej część koszalinian uznaje za najważniejszy element muzyki granej na żywo. Grupka około czterdziestu osób uczestniczyła za to w koncercie, który pokazał, że istnieje coś więcej niż hołubione przez rodzimych muzyków nu metal, czy grunge. Zespół Plum zaprezentował zupełnie inne brzmienie i spojrzenie na
„rokendrolowe” show.
Dziesięć zawartych i szalenie energetycznych kompozycji przywołało skojarzenia z kultową amerykańską wytwórnią Amphetamine Raptile. Nie zabrakło także melodyki czerpiącej z brzmień nowoczesnego indie rocka. Całość została zaserwowana charakterystycznym dla grupy Plum stylem, odznaczającym się niezwykle płynną motoryką.
Jedyny mankament minionego wieczoru to niedostateczne nagłośnienie wokalu. Mimo tego formacja Plum zaprezentowała się na scenie świetnie. Bez zbędnego zagajania publiki, muzycy odegrali bardzo energetyczną pigułkę powalającą na kolana swoim rozmachem.
Obok premierowych kawałków zabrzmiały także znane kompozycje, jak „Mental crap”, czy zagrany na bis „0 p.m.” . Oczywiście trudno w przypadku Plum mówić o nowatorstwie, bo źródła twórczości grupy sięgają stylistyki już ogranej, ale trio ma coś, co wyróżnia skład na tle większości gitarowych orkiestr - to własny, oryginalny charakter.
Doskonałe wyczucie formy rockowego utworu zachwyciły słuchaczy zmienną dynamiką i ładunkiem zatęchłego brudu. Pikantna, kąsająca „żyletowatą” barwą gitara zgrywała się idealnie z dudniącym, siermiężnym basem. Kontrasty zespalały się w tak monolityczny kształt, że nie sposób powiedzieć, aby
czegoś zabrakło.
Sami muzycy doskonale czuli się na scenie, która dla gitarzysty Rafała Piekoszewskiego pod koniec wieczoru okazała się zbyt mała. Zagrał ostatnie takty „Corneliusa” w gronie słuchaczy, pod klubową estradą.
Koncert był zagrany wyśmienicie. Nieobecni mają czego żałować. Zachęcamy do obejrzenia galerii .