Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Niemiecką batutą o Polsce

Autor Robert Kuliński/ fot. Artur Rutkowski 7 Marca 2015 godz. 10:48
Frank Zacher po raz kolejny poprowadził orkiestrę Symfoniczną Filharmonii Koszalińskiej. Tym razem melomani usłyszeli arcydzieła polskiej symfoniki oraz Wagnera z wczesnego okresu twórczości.

Nie można powiedzieć, aby miniony wieczór był sukcesem frekwencyjnym. Być może dlatego, że tym razem koncert  był w pełni symfoniczny. Muzycy jako jeden zwarty zespół wykonali dzieła mistrzów bez żadnego solisty. Absolutnie nie był to mankament, bo wcale  nie  odbiło się to na różnorodności repertuaru.

Na początek  Uwertura „Polonia” młodego Wagnera,  upojonego  atmosferą  ojczyźnianych tęsknot polskiej emigracji, wybrzmiała piękną  melodyką  i lekkością. Pobrzmiewały fragmenty  pieśni „Trzeci maj”, patriotyczna utwór Kurpińskiego „Litwinka”. Całość ozdobiona ludowymi, nadwiślańskim akcentami wybrzmiała  doskonałą formą odświeżonego składu orkiestry.

Zespół istotnie  był bardzo rozbudowany. Sama sekcja skrzypiec, czy fagotów  wypełniła  estradę  w stopniu znacznym. Wynikało to  z tego, że  na zakończenie  wieczoru  muzycy wykonali dzieło monumentalne i pełne rozmachu.  Jednak po kolei.

Absolutną perłą wieczoru okazała się kompozycja Tadeusza Szeligowskiego: Koncert na orkiestrę. Kontrasty i kruche konstrukcje pełne niedomówień składały się na szalenie wymagające dzieło, któremu muzycy sprostali wybitnie. Elementy  układanki rozsypane w pozorny chaos  zachwycały  klarującym się obrazem ni to romantycznym, ni awangardowym z wyczuwalnym klasycznym pomrukiem. Urzekająca kadencja skrzypiec w wykonaniu koncertmistrza Agnieszki Tobik wybrzmiała  tak  doskonale, że trudno było się powstrzymać od uczucia  nostalgii i wzruszenia. Piękno najwyższej próby związało się w Koncercie

Szeligowskiego z poruszającą potęgą  niuansów brzmieniowych i harmonicznych.

Po przerwie nadszedł czas na monumentalne dzieło, które wymagało od muzyków  ogromnego skupienia. Symfonia F - dur „Polonia” na wielką orkiestrę op. 14  Emila Młynarskiego, to absolutny majstersztyk angażujący słuchacza całkowicie. Czytelna  melodyka pełna charakterystycznych dla polskiej muzyki figlarności i patosu sprawiła, że orkiestra stała się rzeczywistym zwierciadłem, w którym Polacy mogliby się przejrzeć.

Frank Zacher  potrafił nadać  dziełu Młynarskiego odpowiedni tor,  co świadczy nie tylko o umiejętnościach i talencie niemieckiego dyrygenta, ale także  o jego  ogromnej wrażliwości muzycznej. 

Oklaski dudniły jeszcze długo po zakończeniu koncertu pod sklepieniem sali koncertowej. Należały się absolutnie świetnym muzykom. Dziwne,  że nie było owacji na stojąco.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł