Club 105 koszalińskiego Centrum Kultury wypełnił się słuchaczami niemal po brzegi. Fani dokonań Przybysz, choćby z czasów Sistars, entuzjastycznie przyjęli nową odsłonę twórczości niewątpliwie utalentowanej wokalistki. Sam pomysł na promocję nadchodzących wydawnictw w formie minimalistycznego seta zasługuje na pochwałę.
Muzyka ograniczona do niezbędnych elementów i wyśmienite brzmienie wyczarowały magiczną aurę. Można było odnieść wrażenie, że uczestniczy się w najzwyklejszym spotkaniu dwójki znajomych, którzy wieczorem postanowili pomuzykować dla przyjemności. Nie było gwiazdorskiego nadęcia ani epatowania umiejętnościami. Antyshow Przybysz i Pędziwiatra był studium niezwykłej wrażliwości. Szczerość intencji artystów pobrzmiewała w każdej nucie.
Intymna atmosfera sprawiła, że soulowe barwy zaskoczyły głębią, a radosne - przypominające nieco dziecinne przyśpiewki utwory – dały posmak niewinnej, muzycznej zabawy. Duet zaprezentował bardzo zgrabny miks najróżniejszych kompozycji. Obok coverów m.in. „Venus as a boy” Björk, „God” Johna Lennona czy „Got 'till it's gone” Janet Jackson
można było usłyszeć kompozycje z różnych okresów działalności Przybysz.
Świetnie zabrzmiał utwór „Brain” grupy Rita Pax. Niemalże orientalne harmonie i elektroniczne smaczki przywołały infantylne - ale nie w sensie negatywnym - zabawy sióstr Casady. Oczywiście nie mogło zabraknąć „Inspirations” z repertuaru Sistars. Jednak najciekawszym utworem wieczoru okazał się kończący „oficjalną” część koncertu utwór „She” będącego kompozycją formacji Archeo, którą Paulina Przybysz współtworzy z siostrą i Markiem Pędziwiatrem. Bardzo czytelnie wybrzmiały wpływy wokalne wcześniej coverowanej Björk. Zdawało się jakby na koniec artyści chcieli pokazać, że potrafią we dwójkę zabrzmieć z pełnym rozmachem, a oszczędność formy całego wieczoru jest wyborem świadomym.
Szczerość, klasa i szczypta niewinności tak ujęła słuchaczy, że domagali się bisu i to kilkakrotnie. Oczywiście muzycy spełnili prośby publiczności, wywołując salwy oklasków.