Lokal wypełnił się publicznością liczną i w pełni zaangażowaną w swoisty kult legendarnej grupy Beriala. Była to okazja do zapoznania się z nowym materiałem, który już w lutym ukaże się nakładem Mystic Production. Album pod tytułem „Infernum in terra” to długo oczekiwany, drugi long play zespołu, który na
pewno wstrząśnie polską sceną metalową. Po dwudziestu latach Betrayer wybrzmiewa arcymistrzowskim i szlachetnym tonem.
Nie można tego powiedzieć o grupie, która supportowała zespół Beriala, czyli szczecińskiej formacji Ashes. Muzycy także wracają na scenę po dwóch dekadach nieobecności. Bardzo klasyczne oldschoolowe deathowe zagrywki z wyraźnym piętnem thrashu nie porwały słuchaczy. Zespół wystąpił dla zaledwie kilku osób, które cierpliwie wysłuchiwały kolejnych bardzo podobnych do siebie utworów. Stara szkoła death
metalu niestety w wykonaniu Ashes wybrzmiała totalnym brakiem pomysłu i efekciarstwem. Puste kompozycje nie zachwyciły nawet najbardziej zagorzałych fanów takiej stylistyki.
Nie można jednak szczecinianom odmówić umiejętności muzycznych. Grupa doskonale, wręcz podręcznikowo przebrnęła przez swój set pomimo problemów technicznych. Mimo talentu i zawzięcia zabrakło energii oraz świeżości. Dało się odczuć, że zespołowi zdecydowanie bardziej zależy na samym brzmieniu niż zaprezentowaniu ciekawych kompozycji.
Po słabym występie Ashes scena i cała publiczność należała do Betrayera. Sala koncertowa Inferno momentalnie wypełniła się słuchaczami spragnionymi potężnego brzmienia. Berial i spółka zafundowali swoim fanom absolutne misterium. Grupa z pełnym profesjonalizmem wydobyła ze swoich szalenie kunsztownych utworów magię, jaką rzadko się słyszy w muzyce metalowej, a tym bardziej live.
Set oparty o utwory z nowego materiału wzbogaciły także kompozycje z kultowej płyty „Calamity”. Tłum pod sceną szalał w morderczym pogo, a muzycy w oprawie świateł i kłębach dymu prezentowali się jak postaci nie z tego świata. Miniony wieczór w Inferno dzięki Betrayerowi był doskonałym, koncertowym zakończeniem roku.