Pierwszy występ formacji The Same był prezentacją jednego utworu instrumentalnego. Bardzo młodzi muzycy zabrzmieli soczyście i z finezją. Słyszalne i widoczne było dopracowanie utworu, który zaskoczył bardzo rozbudowaną formą. Świadczy to o bardzo ambitnym podejściem do twórczości. Szkoda, że
publiczność miała okazję usłyszeć jedynie kilka minut porządnie dopracowanego kawałka.
Po mikroskopijnym występie The Same sceną zawładnął Patryk Dżaman ze swoim zespołem do niedawna występującym pod szyldem RET, a obecnie SET. Dość komicznie prezentował się frontman, który buńczucznie i bardzo narcystycznie starał się skupić uwagę słuchaczy na sobie. Zdawało się jakby prawdziwa gwiazda rozbłysła na klubowej scenie. Komizm polegał na tym, że grupa nie zaprezentowała autorskiego materiału, a jedynie trzy kowery, m.in. „Killing in the name ” Rage Against The Machine. Przygotowanie grupy było nad wyraz mizerne.
Zagrywki gitarowe sprawiały muzykom ogromne problemy, a „pływające” brzmienie pozostałych instrumentów niemal zupełnie zagłuszało głos wokalisty. Mimo to energia, pasja i upór z jakim grupa pogrążała się w coverach zasługuje na podziw.
Następna formacja uderzyła z ogromną mocą thrash metalowych riffów. Trio Under Most pokazało, że pomimo młodego wieku i rozpierającej energii jednak można do występu się przygotować fachowo, czego nie można powiedzieć o poprzednikach. Zespół zagrał ostro, szybko i energetycznie, skrzętnie maskując bardzo oszczędną grę perkusistki.
Na zwieńczenie części koncertowej wieczoru publiczność oszalała przy utworach grupy Que Pasa?, która zaprezentowała pełnowymiarowy set.
Następnie odbyło się jam session, które przebiegło dość chaotycznie. Maniakalna potrzeba wygrania ciężkich metolowo - rockowych riffów zdominowała wieczór, co w pewnym momencie zaczęło być meczące dla słuchaczy. Stopniowo publiczność opuszczała lokal, a poczynania młodych improwizatorów przybierały coraz bardziej absurdalny kształt.
Choć wieczór pełen był niedociągnięć to pochwalić należy sam pomysł i to, że młode zespoły mają swoją scenę, gdzie mogą skonfrontować się ze słuchaczami na żywo. Sprzyja to artystycznemu rozwojowi w ramach swoistego „fermentu”.