Impreza pod szyldem „Świąteczna tarantellada” była kolejnym wydarzeniem zorganizowanym przez zespół Tarantella Underground, kiedy to na scenie prezentowały się młode zespoły. Na początku roku podobne przedsięwzięcie odbyło się w klubie Kawałek Podłogi, teraz niepokorne riffy i niesubordynowana publiczność, znalazły swoje miejsce w instytucji kultury. To zabieg odważny i wart pochwały. Miłośnicy muzyki rockowej mogli posłuchać grup na dobrym sprzęcie, a dwa zespoły skupione pod egidą CK 105 skonfrontowały się z publicznością, bez specjalnych zmartwień o problemy techniczne. Etatowi akustycy po prostu byli w pracy do dyspozycji młodych wykonawców.
Oczywiście jest to tylko zarys ideowy, bo usterek i wpadek sprzętowych nie udało się uniknąć, a sam poziom artystyczny daleki był od ideału.
Zabawa pod sceną znów trysnęła krwią, tak jak podczas pogo na Generacji, gdy występował słupski Karcer. Niekoniecznie trzeba to traktować jako zarzut, bo jest to oznaka, że publiczność bawiła się nad wyraz dobrze.
Przejdźmy jednak do samej muzyki. Pierwsza formacja Que Pasa? zaprezentowała punk rocka, pełnego werwy, mocy i młodzieńczej zażartości. Grupa ma ambicje, aby kompozycje nie były jedynie kalką, ale dokłada wszelkich starań, aby odświeżyć „zgraną do kości” stylistykę i wychodzi to świetnie. Zadziorny
wokal Filipa Guściory i fantastycznie zaaranżowane kawałki splotły się w szalenie energetyczny popis brawurowej, młodzieńczej bezczelności. Tak powinien brzmieć punk z garażu w XXI wieku.
Po występie muzycy nie kryli złości, gdyż połowę swojego seta zagrali bez odsłuchów, przez co nie słyszeli siebie na scenie. Mimo takiego utrudnienia koncert wypadł zaskakująco dobrze.
Po prostych, ale kunsztownych piosenkach młodych punkowców, na scenie pojawił się zespół Sally. Grupa poczyniła duże postępy od początku roku pod względem technicznym. Niestety, odbiło się to
na oryginalności prezentowanych utworów. Z kawałka na kawałek, twórczość grupy wybrzmiewała coraz bardziej przewidywalnym schematem. Muzycy najwyraźniej postanowili sprecyzować swoją drogę artystyczną do najmniejszego szczegółu, wpadając w nu metalowe koleiny, nie grzesząc przy tym inwencją. Zespół Sally zdecydowanie brzmiał lepiej na samym początku, gdy poszukiwał stylu. Teraz stał się pełnoprawnym członkiem sceny koszalińskiej odznaczającej się totalną wtórnością i umiłowaniem muzyki z rockowego kanału MTV późnych lat 90 – tych.
Tarantella Underground również nieco zmieniła swoje brzmienie. Pazur i drapieżność zostały wyparte przez precyzję. Energia pozostała, co dało się zauważyć po reakcji publiczności, a frontwoman - Maru tradycyjnie dyrygowała słuchaczami z niebagatelną wprawą. Jednak sam koncert zdawał się być po prostu odegraniem materiału bez niegdyś słyszalnej żarliwości.
Wieczór zakończył występ gdyńskiej grupy Shadow Archetype. Publiczność była totalnie pochłonięta spazmatycznymi pląsami, dając tym wyraz aprobaty, ale muzyka grupy nie prezentowała zupełnie nic. Instrumentaliści o niebywałych,
wirtuozerskich umiejętnościach okazali się kiepskimi kompozytorami. Zdawało się, jakby zespół grał co chwila ten sam utwór, a do tego nijaki wokal Zuzanny Cichockiej dopełniał nudę utworów. Chyba tylko szaleństwo muzyków, którzy traktowali scenę jak bieżnię zasługuje na pochwałę, bo przynajmniej wizualnie koncert był atrakcyjny. Publiczność oczywiście była zachwycona i domagała się bisu, który po krótkich negocjacjach z organizatorami zabrzmiał w pełnej krasie, po raz kolejny identycznym utworem jak poprzednie.