Nieduże grono publiczności odwiedziło pub w miniony wieczór. Choć jak na standardy lokalu bilety wstępu nie były szczególnie drogie. Zapewne, dużą rolę odegrała niedzielna aura, która nie zachęcała do wyjścia z domu. Mimo tego wnętrze pubu wypełniło się bardzo specyficzną atmosferą, która zarówno artyście, jaki i odbiorcom pozwoliła zapomnieć o zewnętrznym świecie smaganym lodowatym wiatrem.
Muzyka improwizowana, która nierzadko stawia duże wymagania słuchaczom w przytulnym wystroju lokalu wybrzmiała nad wyraz naturalnie. Z reguły w „Beczce” można usłyszeć dźwięki zdecydowanie bardziej „poukładane”. Jazzmani i muzycy folkowi prezentowali się wcześniej, jako świetni kompozytorzy i doskonali wykonawcy, dzielący się wizją muzyki pełną precyzji i nierzadko wirtuozerii.
Mazurkiewicz przełamał swoistą tradycję „Beczki” wygrywając utwory bardzo otwarte, płynne i przestrzenne. Nietuzinkowy muzyk wystąpił solo wykorzystując rozmaite urządzenia elektroniczne, jak loopery, pogłosy, czy samplery. Z wielką finezją budował dźwiękowe kolaże. Minimalizm zamiast wirtuozerii oraz wielka finezja w doborze barw, deformacji brzmienia, czy preparacja kontrabasu dyktowały zupełnie inny odbiór muzyki.
To wolność stanowi fundament solowej twórczości Mazurkiewicza. Jedynym ograniczeniem jest tylko wyobraźnia. Sposób improwizacji artysty jest zgoła inny niż większości twórców tej specyficznej dziedziny muzyki. Kontrabasista zdaje się improwizować w obrębie wszystkich składowych utworu. Puls, barwa, motyw i artykulacja podlegają symultanicznej przemianie w czasie rzeczywistym. Na próżno szukać choćby ułamka, tak typowego elementu jakim jest partia solowa. Czyli zupełnie inaczej niż w stylistyce jazzowej.
Piękno i brzydota, klarowność i brud w miniony wieczór zdawały się splatać w spójną - jednolitą muzyczną miksturę o bardzo wykwintnym smaku. Publiczność nie szczędziła oklasków, a artysty nie trzeba było długo prosić o bis, co w muzyce improwizowanej zdarza się nad wyraz rzadko.
Na początek zabrzmiał miniaturowy żarcik zatytułowany na poczekaniu „Muzyka toaletowa”. Po chwili zastanowienia Mazurkiewicz dał totalny popis swojej niezwykłej erudycji muzycznej, rozsiewając w pubie ścianę dźwięku, zarazem pełną grozy, jak i melancholii.
Po raz kolejny nieduży pub Z Innej Beczki stał się estradą, gdzie zabrzmiały rzeczy wielkie i dokładnie takie jak sugeruje nazwa lokalu. Kogo zabrakło niech żałuje.