Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
sport

Stelmach: Znamy swoją wartość

Autor Patryk Pietrzala 20 Października 2014 godz. 15:15
- Naszą siłą jest dobra obrona i zespołowość. Pozostałym drużynom będzie ciężko się przygotować do potyczki z nami, bo każdy zawodnik jest groźny i może być najlepszym strzelcem zespołu – mówi skrzydłowy AZS, Piotr Stelmach.

Patryk Pietrzala: W meczu z Treflem Sopot wyszedł Pan w pierwszej piątce i zagrał Pan bardzo dobre spotkanie. Taki był plan Igora Milicicia?

 

Piotr Stelmach: Nie sądzę, żeby ten fakt miał jakiś większy wpływ na moją grę. Taka była decyzja trenera. Można powiedzieć, że to był element taktyki. Nasz szkoleniowiec chciał, żebym zagrał od pierwszej minuty, więc wyszedłem na parkiet i starałem się dać z siebie wszystko. Graliśmy zespołowo, i co najważniejsze, udało nam się wygrać.

 

Trener Milicić powiedział po spotkaniu, że wykonaliście wszystkie przedmeczowe założenia.

 

- Skoro trener mówi, że wykonaliśmy cały plan, to tego się trzymajmy (śmiech).

 

Jednak w drugiej kwarcie straciliście wypracowaną wcześniej przewagę.

 

- Zawsze znajdzie się jakiś przestój w meczu, to nieuniknione. Najważniejsze jest to, że nie pozwoliliśmy Treflowi na wiele w drugiej połowie. Po momencie dekoncentracji zaczęliśmy grać znacznie lepiej.

 

W trzeciej kwarcie odjechaliście rywalom na kilkanaście punktów. Co takiego działo się u Was w szatni między pierwszą a drugą połową?

 

- Po prostu znamy swoją wartość. W drugiej kwarcie zabrakło energii, a po przerwie chcieliśmy wyjść na parkiet i pokazać się z lepszej strony. Trener Milicić nas zmobilizował, a nam nie pozostało nic innego, jak tylko trzymać się założeń i planu taktycznego. Cieszy również to, że zaprezentowaliśmy naprawdę dobrą i agresywną obronę.

 

Trzy spotkania i trzy zwycięstwa. Spodziewaliście się takiego startu rozgrywek? W końcu przed samą inauguracją balonik oczekiwań był nadmuchany do gigantycznych rozmiarów.

 

- Szczerze powiedziawszy, nie myślimy o tym. Odcinamy się od takich spekulacji. Skupiamy się jedynie na każdym kolejnym meczu i nie wybiegamy tak bardzo w przyszłość. Musimy ufać sobie nawzajem i czy byłoby 3:0 lub 0:3, to musielibyśmy robić swoje i grać na sto procent swoich możliwości.

 

W pojedynku z Treflem udowodniliście wszystkim, że AZS Koszalin to nie tylko Qyntel Woods.

 

- Tego chce od nas trener. Każdy zna swoją wartość. Qyntel zagrał wspaniale w ostatnich dwóch spotkaniach, a w pojedynku z Treflem zrobił po prostu swoje. „Q” ściąga na siebie całą obronę, a wówczas pozostali mają nieco więcej swobody i miejsca. To jedno z jego zadań, bo w końcu to on jest liderem zespołu. Mimo agresywnej defensywy, Qyntel zdobył 14 punktów z dużą łatwością. Naszą siłą jest dobra obrona i zespołowość. Pozostałym drużynom będzie ciężko się przygotować do potyczki z nami, bo każdy zawodnik jest groźny i może być najlepszym strzelcem zespołu.

 

Waszym kolejnym rywalem będzie Stelmet Zielona Góra. Wydaje się, że do pokonania aktualnych wicemistrzów Polski potrzebna będzie jeszcze lepsza dyspozycja, niż w meczu z Treflem Sopot.

 

- Z pewnością! Zagramy na wyjeździe, więc musimy być niezwykle skoncentrowani. Jesteśmy naładowani pozytywną energią, co również jest bardzo istotne. Zobaczymy jeszcze jaki plan taktyczny wymyśli trener Milicić. Przygotowania ruszą od poniedziałku, więc już zapomnieliśmy o meczu z Treflem i zaczynamy skupiać się na Stelmecie.

 

Czytaj też

3. Kolejka: AZS na czele stawki

Patryk Pietrzala - 20 Października 2014 godz. 13:04
Mało kto spodziewał się tego, że koszykarze AZS będą zajmować pierwsze miejsce w lidze po trzech pierwszych kolejkach. W ostatnim meczu Akademicy pokonali Trefl Sopot 88:60. Koszykarze AZS byli faworytem w starciu z Treflem Sopot, jednak nawet najwięksi optymiści nie spodziewali się takiego pogromu drużyny z Trójmiasta. Poza jednym przestojem w drugiej kwarcie, podopieczni trenera Igora Milicicia dominowali i z dużą swobodą ogrywali swoich rywali. Najlepszym strzelcem gospodarzy był Szymon Szewczyk, który zdobył 17 punktów, ale najbardziej pozytywnym akcentem był występ Piotra Stelmacha. Skrzydłowy AZS odbudował się i zagrał najlepsze spotkanie w biało – niebieskich barwach.   Kolejną porażkę odnieśli koszykarze King Wilków Morskich Szczecin. Beniaminek ligi był gorszy od drużyny Asseco Gdyni i przegrał 79:88. Zespół prowadzony przez trenera Davida Dedka szybko podniósł się po niepowodzeniu z koszalińskim AZS i zaczął grać bardzo skutecznie. W ekipie ze Szczecina brakuje lidera z polskim paszportem. Paweł Kikowski, mimo dobrego spotkania, wciąż nie jest w wysokiej formie. Amerykanie: Trevor Releford i Darrell Harris są podporą zespołu, ale dwójka skutecznych zawodników to wciąż za mało.   Trwa kryzys Anwilu Włocławek. Popularne „Rottweilery” przegrały trzeci mecz z rzędu, tym razem z Rosą Radom 71:77. Trener Mariusz Niedbalski odsunął od składu Brandona Browna i nawet ten zabieg nie pomógł zawodnikom z Włocławka. W zespole z Radomia zabłysnął Kamil Łączyński, który uzbierał 12 asyst, co jest jak do tej pory najlepszym wynikiem w Tauron Basket Lidze. Najlepszym strzelcem meczu był Danny Gibson, autor 20 punktów.   Pierwszą porażkę w lidze odnieśli koszykarze Polskiego Cukru Toruń, którzy zostali pokonani przez Polpharmę Starogard Gdański 73:84. Po pierwszej połowie wydawało się, że drużyna prowadzona przez trenera Miliję Bogicevicia odniesie kolejne zwycięstwo, ale trzecia i czwarta kwarta była popisem gry „Farmaceutów”, a szczególnie Tony Meiera i Rodney Blackmon'a. Dwaj Amerykanie rzucili łącznie 51 punktów. W ekipie beniaminka zabrakło przede wszystkim skuteczności w grze dystansowej (17% w rzutach za trzy).   Kolejny z beniaminków – MKS Wikana Start Lublin zaliczył pierwszą wygraną w ekstraklasie. Podopieczni trenera Pawła Turkiewicza pokonali Jezioro Tarnobrzeg 79:65. Ekipa prowadzona przez Zbigniewa Pyszniaka wciąż zawodzi i mimo że celem graczy z południa Polski jest awans do play-off to słaby początek sezonu wskazuje na to, iż tarnobrzeżanie po raz kolejny będą okupować dolne rejony tabeli. Najlepszym zawodnikiem w ekipie z Lublina był Bryon Allen, jeden z lepszych strzelców Tauron Basket Ligi, który rzucił 20 punktów.   W drugiej potyczce z beniaminkiem ligi, Energa Czarni odnieśli drugie zwycięstwo. Słupszczanie pokonali MKS Dąbrowę Górniczą 79:74. Najskuteczniejszym zawodnikiem w zespole prowadzonym przez trenera Dejana Mijatovicia był Kyle Shiloh. Amerykanin to typowy strzelec ze smykałką do rzutów dystansowych. Z dobrej strony pokazał się również Callistus Eziukwu, który na koniec sezonu będzie najpewniej czołowym blokującym ligi.   Najwięcej emocji było we Wrocławiu. Tamtejszy Śląsk podejmował wicemistrza kraju – Stelmet Zielona Góra. Gospodarze przez całe spotkanie gonili swoich rywali, którzy byli po prostu skuteczniejsi. Niesamowita końcówka należała jednak do koszykarzy Śląska, a konkretnie do Roderica Trice'a, który zapewnił zwycięstwo wrocławskiej drużynie.