Patryk Pietrzala: Jak to się stało, że Qyntel Woods po raz kolejny przyjechał do Polski?
Qyntel Woods: Byłem bardzo zadowolony z tego, że mogę wrócić do Polski. Chciałem grać dla drużyny, która mnie potrzebuje. Chcę pomóc koszalińskiemu zespołowi w odnoszeniu zwycięstw, dlatego zgodziłem się na podpisanie kontraktu z AZS.
Co było decydującym czynnikiem, który przekonał Pana co do oferty AZS?
- Decydującym czynnikiem była osoba trenera Milicicia. Nasz szkoleniowiec niedawno zakończył karierę i grał na wysokim poziomie, więc wie o koszykówce dosłownie wszystko. Trener Milicić miał świadomośc tego, że w poprzednim sezonie pauzowałem z powodu kontuzji i dał mi szansę na odbudowę mojej formy. Chciał, żebym udowodnił wszystkim, że wciąż potrafię grać na wysokim poziomie.
Zakładam więc, że Wasze relacje mają się bardzo dobrze. Czy to, że Igor Milicić jest młodym szkoleniowcem pomaga Wam w nawiązywaniu wspólnych relacji?
- Nasza współpraca wygląda idealnie. Szanujemy siebie nawzajem, a to jest najważniejsze w relacji trener – zawodnik. Często dyskutujemy na temat koszykówki, wymieniamy poglądy. Myślę, że z biegiem czasu będziemy rozumieć się bez słów (śmiech). Nie powiedziałbym, że nasz trener jest młody stażem, ponieważ grał w koszykówkę przez długi czas, więc wie jak reaguje ciało na obciążenia treningowe oraz jak zbudować odpowiednią atmosferę w zespole. Wie ze swojego doświadczenia jak wrócić do formy po kontuzji, a to jest niezwykle przydatne biorąc pod uwagę moją sytuację. Gdy nasz trener był jeszcze aktywnym zawodnikiem, to pamiętam, że dawał z siebie wszystko i był nieustępliwy, to prawdziwy wojownik.
Wielu kibiców ostrzy sobie zęby na pańskie pojedynki z Christianem Eyengą oraz Quintonem Hosley'em. Czy Pan również będzie chciał udowodnić coś w/w zawodnikom, którzy grają na pańskiej pozycji?
- Nie muszę im nic udowadniać (śmiech). Mam jednak zamiar udowodnić moją przydatność wszystkim kibicom AZS, moim kolegom z drużyny oraz sobie samemu. Nie myślę o wojenkach i o pojedynkach z konkretnymi zawodnikami.
Kto jest więc najlepszym skrzydłowym w Tauron Basket Lidze?
- Hm... ja! (śmiech).
W zeszłym sezonie nie zagrał Pan w ani jednym oficjalnym spotkaniu. Jak wygląda Pańska forma fizyczna? Na ile procent oceniłby Pan swoją dyspozycję?
- Nie mam żadnych problemów z kontuzjami. Już dawno zapomniałem o moich problemach zdrowotnych. Potrzebuję tylko trochę czasu, by dojść do pełni formy i poczuć tę lekkość, z jaką grałem przed kontuzją. Wraz z rozpoczęciem sezonu, będę w gotowy by grać na maksimum moich możliwości. Nie chcę przyspieszać tego procesu, ponieważ może się to źle skończyć. Będę wracał do formy krok po kroku. Gdyby rozgrywki polskiej ligi miałyby zacząć się dzisiaj, to byłbym gotowy w 75%. Za nieco ponad miesiąc powinienem być przygotowany w stu procentach! Wszystko dzięki naszemu trenerowi i programowi treningowemu.
Czy gra Qyntela Woodsa się zmieniła? Jest Pan teraz nieco bardziej doświadczony niż kilka lat temu.
- Sądzę, że nie zmieniłem się tak bardzo. Myślę, że wciąż gram tak samo. Nigdy nie byłem diabelnie szybki, teraz również się to nie zmieniło (śmiech). Masz jednak rację, jestem nieco bardziej doświadczony. Nie forsuję tylu wjazdów pod kosz, staram się rzucać z czystych pozycji.
Kilka lat temu zdobył Pan nagrodę dla Najbardziej Wartościowego Zawodnika w lidze. Czy tym razem tytuł MVP będzie jednym z pańskich osobistych celów?
- To nie jest mój cel. Będę starał się grać za każdym razem jak najlepiej potrafię. Większość ludzi myśli, że przyjechałem tutaj tylko po to, by zgarnąć kilka nagród. Ja tak na to nie patrzę, chcę wygrywać i pomagać moim kolegom z drużyny w każdy możliwy sposób. Jeżeli pytasz mnie o mój cel osobisty, to muszę jeden wymienić. Chcę grać przez cały sezon bez żadnej kontuzji.
Grał Pan kilkukrotnie przeciwko drużynie AZS. Jak Pan wspomina mecze przeciwko drużynie z Koszalina?
- Wszystkie mecze w Koszalinie nie były łatwe. Pamiętam, jak AZS pokonał nas w półfinale Pucharu Polski, ale ja wtedy nie grałem (śmiech). To był zespół, który ciężko pracował i był niezwykle ambitny.
Czy będzie miał Pan inną rolę w zespole, niż to miało miejsce w Asseco Prokomie Gdynia?
- Będzie zupełnie inna. Chcę pomóc młodszym zawodnikom. Jestem jednym z najbardziej doświadczonych graczy w naszej drużynie. Nigdy nie byłem najstarszy w drużynie, ale teraz nadszedł mój czas, więc będę służył pomocą. Młodsi koszykarze muszą uwierzyć w siebie, a ja jestem w stanie wyjaśnić im kilka kwestii. Na boisku będę starał się zdobywać punkty, zbierać piłki oraz rozprowadzać akcje. Podsumowując, będę robił wszystko co potrzebne do zwycięstwa.