Informacja dotycząca polityki plików cookies: Informujemy, iż w naszych serwisach internetowych korzystamy z informacji zapisanych za pomocą plików cookies na urządzeniach końcowych użytkowników. Dalsze korzystanie z naszych serwisów, bez zmiany ustawień przeglądarki internetowej oznacza, iż użytkownik akceptuje politykę stosowania plików cookies, opisaną w Polityce prywatności. Zamknij.
Koszalin, Poland
kultura

Będą i byli

Autor Robert Kuliński 16 Lipca 2014 godz. 15:22
W samo południe, w Parku Książąt Pomorskich przy pomniku Byliśmy, Jesteśmy, Będziemy odbył się nietypowy happenig Artura Rozena, studenta szczecińskiej Akademii Sztuki. Bezdomni ze schroniska prowadzonego przez Towarzystwo Pomocy im. św. Alberta, przygotowali posiłek i zapraszali do stołu przechodniów.

Akcję zorganizowała Galeria Scena, która często współpracuje  z bezdomnymi, wykorzystując język nowej sztuki i happeningów w przestrzeni publicznej.

Szukamy aktualizacji dla haseł, które znajdują się  na pomniku – mówi Rozen. -  Chodzi o współczesne rozwinięcie myśli, która przyświecała pierwszym osadnikom w Koszalinie. Bezdomni także szukają swojego miejsca i identyfikacji. Chcemy pobudzić koszalinian do dyskusji na temat wykluczenia  społecznego, ale także zwykłej ludzkiej rozmowy na tematy wszelakie. Stół, jako miejsce wspólnego  posiłku jest przestrzenią, która w naturalny sposób wyzwala rozmowy. Wymiana myśli, spojrzenie na różnorakie tematy z innej perspektywy, pozwalają nie tylko przełamać stereotypy, ale także zwrócić uwagę na wiele, być może dla  każdej ze stron niezauważanych aspektów.

Mnie osobiście bardzo boli to, że wokół bezdomnych narasta tyle uprzedzeń - dodaje artysta. - Chciałem skonfrontować właśnie to środowisko, które jest bardzo otwarte, ale jednocześnie nieśmiałe wobec świata zewnętrznego z mieszkańcami. Pomnik Byliśmy , Jesteśmy, Będziemy jest także, symbolem pewnego wykluczenia. Wiem, że w Koszalinie wiele środowisk traktuje go jako  symbol dawnej władzy przez co jest niechciany. Ostatnio został przeniesiony i można to odebrać, że ten element koszalińskiej architektury, tak jak bezdomni, szuka swojego miejsca.

Początkowo niewielu mieszkańców  zasiadało przy stole, jednak z czasem  przyciągnięci  aromatem prostej zupy warzywnej chętnie uczestniczyli w akcji. Uczestnicy w różnym wieku od osób starszych, po najmłodszych mieszkańców miasta wspólnie z bezdomnymi, próbowali nadać nowy kontekst pomnikowi.

Jestem bardzo zadowolony w wyniku happeningu - mówi Ryszard Ziarkiewicz, prowadzący Galerię Scena. - Uważam, że była to jak dotąd, jedna z najlepiej przeprowadzonych akcji Sceny w przestrzeni publicznej. Zainteresowanie przechodniów było bardzo duże i wydaje mi się, że udało nam się  osiągnąć cel. Choć na  ten krótki moment przełamaliśmy bariery i uprzedzenia.

Od autora.

Moim zdaniem happening miał jeszcze jeden wydźwięk, być może  niezauważony przez uczestników, a nawet organizatorów. Była to także demonstracja, że sztuka nowoczesna, nie jest wcale „siedliskiem wszelkiego zła”, jak często można usłyszeć wśród wielu opinii, nawet artystycznego środowiska Koszalina. Nie używając szokujących i obrazoburczych działań, powstała wypowiedź nie tylko o tolerancji - a  nawet dosadniej - o akceptacji inności.

Poprzedni artykuł
Następny artykuł

Czytaj też

Ziarkiewicz: Sprzątaczki zarabiają skandalicznie mało!

Robert Kuliński - 19 Maj 2016 godz. 19:59
1200 złotych za umycie podłogi w "Kawałku Podłogi" wywołało w Koszalinie medialny skandal. Dziennikarze zapominając o nadbudowie sztuki, interpretowali tę czynność wprost, mechanicznie. Krzyczeli na łamach: "Tyle kasy za parę ruchów szmatą...". A przecież nie chodziło o tę ścierkę i brudną wodę. Ryszard Ziarkiewicz, znany krytyk i historyk sztuki twierdzi, że w ten sposób udało się publicznie ujawnić skandalicznie niskie zarobki sprzątaczek. Niedawne wydarzenia, związane z perfomance'em zrealizowanym pod auspicjami Galerii Scena, zbulwersowały część koszalinian. Oburzenie wzbudziła informacja, że artystka Aleka Polis (Aleksandra Polisiewicz) otrzymała honorarium na kwotę 1200 zł. Dla wielu mieszkańców miasta, mycie podłogi nie jest przecież żadną sztuką. Jak by Pan się do tego odniósł?   Aleka Polis w Kawałku Podłogi (fot. GAleria Scena fb) - W ujęciu tradycyjnym, nie jest to żadna sztuka, bo nie jest mimetyczna. Czyli nie jest to obraz, czy rzeźba. Mimo wszystko działanie Aleksandry Polisiewicz jest sztuką, tylko nowoczesną. Ona przybiera rożne formy, znane są – również w Koszalinie – takie zjawiska jak performance, akcja artystyczna. To było właśnie tego typu działanie, komentujące politykę kulturalną miasta w okresie przełomu lat 80. i 90. Wtedy zlikwidowano w Koszalinie Biuro Wystaw Artystycznych. To były instytucje utworzone w każdym mieście wojewódzkim. Tego po prostu szkoda. Aleksandra Polisiewicz realizuje swoją akcję w całej Polsce. Sprząta wszystkie BWA i inne galerie. Przedsięwzięcie ma na celu odkurzenie – przypomnienie o wadze państwowej polityki kulturalnej.   Nie boi się Pan, że ostatnia awantura o 1200 zł skłoni włodarzy miasta do odcięcia dotacji dla Sceny?   - Trudno mi to przewidzieć. Zależy czy nadal będą chcieli mieć sztukę nowoczesną w Koszalinie. Nie chodzi przecież o awantury wokół sztuki. Nikt ich nie chce i nikt ich celowo nie wywołuje. To prasa rozdmuchuje, często niesłusznie, wiele przedsięwzięć artystycznych. Niestety dziennikarze odpuszczają sobie research. Piszą informacje na zasadzie sensacji.   Scena ma na swoim koncie kilka „skandalików”.     - Tak, ale one wszystkie miały sens. Peter Fuss w 2007 roku zaszokował Koszalin, a jego praca była bardzo dokładnie przemyślana. To nie była jakaś błaha prowokacja. Jego działnie opierało się o krytyczne spojrzenie na rzeczywistość. Wtedy także awantura była wywołana przez dziennikarzy, którzy nawet nie sprawdzili kim jest Peter Fuss i czym się zajmuje.   Z czego to może wynikać?   - Może ze złej woli? Wtedy wszystko urasta do skali skandalu. Ziarkiewicz za dużo zarabia, artystka otrzymuje potwornie wygórowane wynagrodzenie, a zapomina się o kontekście. Kiedy artysta obiera ziemniaki, czy zaczyna sprzątać galerię sztuki, czyli przewrotnie przyjmuje rolę sprzątaczki, to nie jest to tylko i wyłącznie akt sprzątania tej przestrzeni. Za tym idzie warstwa symboliczna, czyli wartość dodana. W kulturze o to przecież chodzi.   Artur Rozen „Byliśmy, jesteśmy, będziemy” fot. arch. ekoszalin.pl Przypominam sobie akcję Artura Rozena „Byliśmy, jesteśmy, będziemy”. Było to wspólne gotowanie zupy z bezdomnymi w Parku Książąt Pomorskich. To też była przecież zwykła czynność codzienna.   - To dobry przykład. Wtedy nikt się nie przyczepił.   Może dlatego, że było co zjeść? Koszalinianie lubią jak kultura wiąże się z posiłkiem lub przekąską, co pokazuje od kilu lat Noc Muzeów. Ale wrócmy do tematu. Dość często słyszałem opinie, że performance nie ma nic wspólnego ze sztuką, że to oszukiwanie widza i wykorzystywanie jego niewiedzy względem sztuki współczesnej. Jak Pan to widzi?   - To jest opinia ludzi, którzy są niedokształceni. Coś liznęli, ale nie do końca znają współczesną kulturę. Performance'u uczy się przecież na uczelniach artystycznych. W każdej polskiej akademii, funkcjonuje przynajmniej jedna taka pracownia.   Działa Pan w naszym mieście już od 10 lat. Na początku z Robertem Knuthem, który po różnych perturbacjach finalnie wyjechał z Koszalina, powołaliście Galerię Scena. Przez ten okres na pewno wyrobił Pan sobie zdanie o atmosferze naszego miasta. Czy jest tutaj w ogóle miejsce na sztukę nowoczesną? Pytam, ponieważ płytki atak internetowo – medialny przypuszczony na akcję Aleki Polis, bardzo mnie zbulwersował.   - Krytykować można, ale trzeba to robić rozsądnie. Trzeba poznać cały projekt, zastanowić się. Być może dziennikarzy i mieszkańców Koszalina obruszyło to, że artystka zarabia więcej od sprzątaczek. Nie znaczy to jednak, że zarabia dużo. To sprzątaczki zarabiają skandalicznie mało. Wynagrodzenie artystki, wyniosło 1200 zł brutto, w tym jest koszt podróży i podatek, czyli już o 300 zł mniej. Mamy 900 zł. Oprócz tego artystka przygotowała film dokumentalny o koszalińskim BWA, który na jesieni mamy zamiar pokazać.   No dobrze, ale czy w Koszalinie jest miejsce na sztukę nowoczesną?   - Niezależnie od tego, kto będzie prowadził Galerię Scena, takie miejsce jest. Przynajmniej moim zdaniem w ponad stutysięcznym mieście powinno być. Aby dobrze funkcjonowało, potrzebna jest nie tylko wizja w głowie prowadzącego galerię, ale też władz miasta. Włodarze muszą świadomie podjąć decyzję, czy zgadzają się na taką instytucję. Jeśli tak, to powinni ją wspierać. Oczywiście ze zdrowym rozsądkiem, nie chodzi przecież o jakieś duże pieniądze i promowanie wyłącznie sztuki nowoczesnej. Potrzeba konsekwencji w podejmowaniu decyzji – jest galeria sztuki współczesnej, to się nią zajmujemy od początku do końca.   Tej konsekwencji chyba brakuje. Jak Pan to ocenia?   - Sytuacja Sceny jest bardzo niejednoznaczna. To jest galeria, która nie ma swojego miejsca. Jest przypisana do Centrum Kultury 105, ale nie ma nawet wzmianki o Scenie w regulaminie instytucji. W tej galerii nie ma etatu. Jedyną rzeczą, która do tej pory jest pewna, to dotacja roczna w wysokości 60 tys. zł.   Rozumiem, że są to pieniądze przeznaczone na działalność Sceny, czyli wynagrodzenia dla artystów, zakup materiałów według wymagań twórców i choćby druk plakatów itp. Ile w takim razie Pan zarabia miesięcznie za prowadzenie galerii?   - Otrzymuję 2,5 tys. zł netto na podstawie umowy o dzieło. Czyli brutto to jest 2800 zł. Gdybym był zatrudniony na etacie, to na rękę zarabiałbym 1900 zł.   Ryszard Ziarkiewicz (ur. w 1954 w Gdańsku) – historyk sztuki,krytyk, autor wystaw sztuki współczesneji tekstów krytycznych, założyciel, wydawca i redaktor naczelny Magazynu Sztuki (1993-2006), muzealnik, w latach 1992-2008 prowadził i współprowadził kilka galerii, od 2007 roku związany z Galerią Scena i Muzeum w Koszalinie. Laureat m.in. nagrody Jerzego Stajudy (1995). W latach 1989-1991 pracował przy powołaniu i realizacji Kolekcji Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim w Warszawie, od 1992 do 1994 roku dyrektor Centralnego Biura Wystaw Artystycznych w Sopocie, od 1993 roku redaktor naczelny, a w latach 1994 do 2006 – również wydawca – kwartalnika Magazyn Sztuki. Od 2007 roku kierownik Działu Sztuki Współczesnej Muzeum w Koszalinie. Od roku 2009 roku prowadzi samodzielnie Galerię Scena w Koszalinie. Artystka sprzątająca ostatnio Kawałek Podłogi, gdzie niegdyś mieściło się BWA, w pewnym sensie osiągnęła swój cel. Główny problem został pominięty w dyskusji, ale czy nie uważa Pan, że Aleka Polis pokazała mieszkańcom Koszalina coś wartego przemyślenia?   - To jest jeden z ciekawszych elementów performance'u. Te działania nie są do końca przewidywalne. Ujawniają się często także inne aspekty samej pracy i rzeczywistości, w której mają miejsce. Moim zdaniem, niespodziewanym, ale ważnym skutkiem pracy Aleksandry Polisiewicz, było publiczne ujawnienie skandalicznych zarobków sprzątaczek.     Dziękuję za rozmowę.   Pytania zadawał Robert Kuliński.