Mija już czwarty dzień festiwalu. Miałeś okazję widzieć większość produkcji startujących w konkursie filmów krótkometrażowych, jak oceniasz poziom nadesłanych etiud?
- Jest kilka naprawdę bardzo ciekawych filmów. Po wstępnej selekcji jaką robimy na bieżąco widzę, że obrady jury będą bardzo burzliwe. Mamy zdecydowanie za mało nagród do rozdysponowania.
Jak czujesz się w roli jurora? Ocenianie debiutantów chyba nie jest łatwe.
- Z reguły nie lubię oceniać. Zdecydowałem się kierować jedynym słusznym, moim zdaniem, kryterium. Mianowicie film musi coś ze mną zrobić, poruszyć, zachwycić lub oczarować. Skupiam się na filmach, które wywołują u mnie jakieś emocje lub pobudzają do refleksji. Jeśli film to robi uważam, że wtedy można zacząć o nim myśleć w kategorii ewentualnego zwycięzcy.
Co z techniką? Czy jest ważna?
- Podczas tego festiwalu w ocenie projektu technika gra rolę drugorzędną. Aczkolwiek jeśli mamy film, który jest byle jak sfotografowany, to wtedy pojawia mi się w głowie pytanie – dlaczego? Przede wszystkim w filmach dokumentalnych można znaleźć zdjęcia, które są niedopracowane i bez pomysłu. Tak samo jak w filmach fabularnych trzeba i tu dbać o to, żeby kamera nie tylko rejestrowała, ale także interpretowała opowiadaną historię.
Uczyłeś się u jednego z mistrzów polskiego dokumentu, dlatego zapytałem właśnie o technikę.
- Trzeba pamiętać, że u Kieślowskiego, jak i u Karabasza ujęcia są bardzo przemyślane, nie są przypadkowe.
Po kilku etiudach nakręciłeś dokumenty, fabuły i kilka seriali. Co najbardziej tobie odpowiada jako twórcy?
- Zdecydowanie fabuła pełnometrażowa. Lubię opowiadać złożone historie, a fabuła daje mi na to więcej czasu. W ten sam sposób podchodzę do seriali. Traktuję je jako rozbudowany film.
Właśnie miałem zapytać, czy praca przy krótkich formach nie pomaga przy kręceniu serialu? W końcu każdy odcinek ma swoje określone ramy czasowe i trzeba zmieścić część historii.
- Tych form nie da się specjalnie porównać. Dla mnie krótki metraż jest trudniejszy, bo trzeba najpierw znaleźć ciekawą historię, którą będzie można opowiedzieć w tak ograniczonym czasie. A potem trzeba poszukać oryginalnego sposobu na jej opowiedzenie, żeby historia wyróżniła się na tle innych. Serial daje nieco większą swobodę. Jest więcej czasu na rozegranie akcji, więc można nakreślić dużo bardziej wyraziście psychologię bohaterów, wejść w ich relacje.
Patrzysz teraz na debiutantów. Przypomnisz sobie czas kiedy ty debiutowałeś? Nie pojawia się poczucie zazdrości, że młodzi mają teraz łatwiej? Jeszcze te 20 lat temu technika umożliwiająca filmowanie nie była tak powszechna.
- Uważam, że teraz jest trudniej, bo jest dużo większa konkurencja. Każdy może kupić sobie kamerę za niewielkie pieniądze i nakręcić film, który dobrze wygląda. Teraz dużo bardziej liczy się to, co opowiadamy. Obecnie rozwój techniki daje fantastyczne możliwości. Popatrzmy choćby na kamerę GoPro, którą można nakręcić niesamowite ujęcia, pytanie tylko czemu to służy? Każde ujęcie powinno być niezbędne. Potrzebna jest pewna dyscyplina w planowaniu narracji. Ja nauczyłem się jej w szkole filmowej, gdzie kręciłem jeszcze na taśmie, której miałem mało. Każde ujęcie musiałem przemyśleć z 10 razy, żeby jej nie zmarnować.
Branża filmowa wydaje się być bardzo skomplikowanym rynkiem. Z jednej strony: stowarzyszenia, telewizje, prywatni producenci z drugiej: ambicja twórcy – artysty - reżysera. Co byś poradził młodym, którzy wyjadą z Koszalina jako laureaci? Powiedzmy, że przychodzi producent i upiera się przy tym, że w filmie muszą być sceny rozbierane.
- Ważne jest, żeby reżyser jak najwięcej wychodził na plan filmowy i oswajał się z nim. Dlatego czasem warto pójść na kompromis i nawet nakręcić coś wbrew sobie. Jednak to tylko w przypadku projektu producenckiego, czyli np. serialu. W projektach własnych najważniejsze jest swoje zdanie. Trzeba umieć przekonać dlaczego jedne pomysły są niezbędne, a inne nie przejdą. Jeśli dana scena nie służy historii, to należy bronić swojej wizji do końca. Tu właśnie podkreśliłbym, jak ważne jest dobre opanowanie warsztatu. Ta wiedza pomaga w znalezieniu odpowiednich argumentów w rozmowie z producentem, ale także z innymi współtwórcami filmu. A współpracę z producentem warto zacząć od rozpoznania, kim jest ten producent i czy będzie podczas realizacji filmu pomocnym partnerem.
A tobie zdarzyło się walczyć jak lew o jakąś scenę?
- Nie wiem czy powinienem o tym mówić, bo chciałbym z tym producentem jeszcze pracować. (śmiech) Miałem taką sytuację, że producent chciał, abym nakręcił scenę pocałunku, a ja wiedziałem, że to ujęcie bardzo niedobrze zrobi całej historii. Obawiałem się, że jeżeli nakręcę tę scenę, to potem przycisną mnie w montażu do tego żebym jej użył w filmie. Poszło na noże i dziwię się, że mnie nie zwolnili. Produkcja w rezultacie się bardzo udała. Jednak patrząc z dzisiejszej perspektywy myślę, że trochę za bardzo się napiąłem.
Masz może jakąś uniwersalną radę dla młodych filmowców?
- Myślę, że najważniejszym jest to, aby znać odpowiedź na podstawowe pytanie: po co robię film? Czasami odpowiedź nie jest jasna, może pojawić się dopiero w trakcie produkcji, ale zawsze trzeba starać się ją znaleźć. Nie zawsze musi to być głębokie przesłanie. Czasami robi się film, bo to jest fajna zabawa. Tak powstaje większość teledysków. Czasem robi się film, bo jest to dla autora rodzaj psychoterapii. Natomiast trzeba pamiętać, że kino powstaje zawsze dla widza. W końcu to komuś opowiadamy daną historię. Dlatego tak ważna jest odpowiedź na pytanie: po co chcemy mu ją opowiedzieć?
Dziękuję za rozmowę.